Artykuły

Pośmiejcie się!

Nam się nie podoba - o "Jak wam się podoba" w reż. Jarosława Kiliana w Teatrze Polskim w Warszawie specjalnie dla e-teatru pisze Maciej Łukomski.

Kiedy ponad rok temu grupa warszawskich studentów założyła stowarzyszenie "Trans-fuzja dla warszawskich scen", którego zadaniem było zwrócenie uwagi na źle prowadzoną politykę repertuarową stołecznych scen, nikt nie przypuszczał, że stanie się ono celem tak ostrej krytyki ze strony części środowiska teatralnego. Widocznie tak przyzwyczailiśmy się do bylejakości, że wygodnie uznaliśmy ją za wartość. Najbardziej spektakularna akcja "Trans-fuzji" odbyła się przed warszawskim Teatrem Polskim, gdzie zapłonęło ponad sto zniczy, by zasygnalizować, że to miejsce jest artystycznie martwe.

Monopol na realizacje w tym teatrze już od lat ma dyrektor artystyczny, Jarosław Kilian. Niestety jego spektakle to produkcje żenująco słabe, a prowadzony przez niego zespół od lat tkwi w artystycznym marazmie. Widać to szczególnie wtedy, gdy na scenie próbują coś zrobić młodzi i zdolni reżyserzy. Nie od dziś wiadomo, że w każdym zespole musi być koń, za którym chce się biec, a brakuje Kilianowi zarówno charyzmy jak i pomysłów. Potwierdza to jego najnowszy spektakl - "Jak wam się podoba".

Miłosne perypetie wygnanej Rosalindy (Katarzyna Stanisławska), która w przebraniu chłopca trafia do Lasu Ardeńskiego oraz jej ukochanego Orlanda (Dominik Łoś), zostały sprowadzone do kilku dowcipów wokół rozporka. Nie śmieszą też wygłupy w wykonaniu królewskiego błazna Probierka (Andrzej Pieczyński), który wypluwa z ust niezliczone piłeczki do ping-ponga. A dowcip, gdy przez scenę przebiega jeden z bohaterów z paszczą węża wbitą w tylną część ciała, jest na poziomie panów spod budki z piwem. Uszy też puchną od słuchania piosenek, które aktorzy próbują wyśpiewywać. Wykonywane z "przyklejonym uśmiechem" przypominają niestety podśpiewywanie spod prysznica. Do tego aktorzy Polskiego nieznośnie deklamują szekspirowskie frazy i tylko nielicznym (Katarzyna Stanisławska, Dominik Łoś) udało się stworzyć dobre role. Może dlatego, że jako początkujący aktorzy, jeszcze nie zdążyli nasiąknąć bylejakością tego teatru.

Jedynym elementem, który się broni, jest scenografia Adama Kiliana, dla której inspiracją były obrazy Celnika Rousseau, przedstawiciela tzw. sztuki naiwnej. Scenograf stworzył bajkowy, kolorowy świat, wykorzystując również widownię. Pełna uroku jest zrobiona z gałęzi rodzina jeży wędrujących przez las. Niestety uroda plastyki nie idzie w parze z aktorstwem i reżyserią. Po trzech godzinach następuje finał z tańcem, śpiewem i fikołkami. Można się poczuć jak w teleturnieju "Jaka to melodia".

W zamierzeniu inscenizacja komedii Szekspira w Teatrze Polskim miała być chyba skierowana do młodej publiczności. Nie wiadomo tylko, czy nieświeży humor serwowany przez reżysera będzie jej odpowiadać. Sądząc po rekcjach szkolnej młodzieży, raczej nie. Ale Kilian nie mógł tego zobaczyć, bo bardziej był zajęty wychodzeniem do ukłonów w aureoli sławy. Uśmiechnięty - miał pewnie w głowie projekty kolejnych bajkowych spektakli. Grunt to mieć dobre samopoczucie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji