Artykuły

Król Jegomość w tyradach

"Popas Króla Jegomości" Adama Grzymały-Siedleckiego ma swoja historia. Prapremiera taj rodzajowej, historycznej krotochwili scenicznej odbyła się w roku 1922 w Teatrze Letnim w Warszawie. Od tego czasu wystawiana jest chętnie przez różne teatry, bardzo często dla względów kasowych. I wydają się. że w porównaniu z innymi utworami komediowymi tego publicysty teatralnego, krytyka, komediopisarza "Popas" jest najzręczniej napisany. Adam Grzymała-Siedlecki urodził się w roku 1876, zmarł w styczniu 1967. W Krakowie, ten dawny kierownik literacki i dyrektor w kilku naszych teatrach, był nie tylko żywa legendą, ale również osobistością chętnie witana, podziwianą. Znał prawa sceny, był świadkiem narodzin i premier wielu scenicznych dzieł Młodej Polski; do legend należą jego wykłady dla aktorów teatrów krakowskich dotyczące Prapremiery m. in. "Wesela" Wyspiańskiego.

Za ostatniej dyrektury Bronisława Dąbrowskiego w Teatrze im. J. Słowackiego "Popas Króla Jegomości" święcił prawdziwe tryumfy, zarówno w Krakowie, jak i w Bratysławie, gdzie w roku 1955 zdobył bardzo pochlebne recenzje, m. in. dzięki roli niezapomnianego pana Jastrzębskiego, jako Kręgosławskiego.

HENRYK GIŻYCKI sięgnął więc no tę sztukę w prowadzonym przez siebie Teatrze Ludowym na pewno ze świadomością przeszłości chlubnej owej sztuki. Od razu też trzeba powiedzieć- że "Popas Króla Jegomości" Adama Grzymały-Siedleckiego w reżyserii MATYLDY KRYGIER ma wiele pięknych fragmentów, chociaż całości można zarzucić pewne gadulstwo i rozbudowę scen do granic wytrzymałości widza. Przedstawienie po prostu jest za długie i pani Krygier tutaj powinna poczynać sobie swobodniej nieco, po prostu skreślając kilka scen, które dla idei głównej tej sztuki o ucieczce z Polski jej władcy Henryka Walezego są wątkami pobocznymi. Sama realizacja fabuły dramatycznej znalazła w aktorach Teatru Ludowego rzetelnych wykonawców, których też na miejscu reżyserki nieco bym powściągał w zapędach karykaturyzowania. Szczęśliwie, bardzo szczęśliwie, Krygier przeprowadziła wyraźną linię podziału między Walezjuszem i jego dość frywolną, francuską kompanią, a polską szlachtą, którą autor widzi jeszcze jako prawdziwych hreczkosiejów. Na tym fundamencie buduje przecież swoją intrygę Adam Grzymała-Siedlecki zderzający zmanierowanych, zdegenerowanych Gallów z prostakami polskimi, których wizerunki wymalował autor dość grubą krechą. W tym miejscu pochwały należą się scenografce KATARZYNIE ŻYGULSKIEJ. Jej kapitalny pomysł z karykaturą stropu sali Senatorskiej na Wawelu (drabiniaste niby-kasetony. z łbami szlachciurów i rozgadanych bab, jakby poucinanych w siekaninie, kłótni, zwadzie) dodatnio zaciążył nad całym spektaklem. Jakby uzasadnił swadę i rozbuchanie Krzysztofa J. Wojciechowskiego w roli Pietra, Katarzyny Lis-Woronieckiej w roli Małgorzaty, która w tym przedstawieniu jest i przebiegła, i naiwna, i głupia, i mądra. W tej linii interpretacyjnej odnajduję Podczaszego z Piekar w wykonaniu ZDZISŁAWA KLUCZNIKA, KRYSTYNĘ RUTKOWSKĄ w roli Kręgosławskiej, WANDĘ SWARYCZEWSKĄ jako Teresę, świetnego IRENEUSZA KASKIEWICZA jako Kanonika i BARBARĘ STESŁOWICZ w roli Starościny. Niestety TADEUSZ WIECZOREK zawiódł moje oczekiwania - jego Miecznik jest mało wyrazisty i nie sięga założeń interpretacyjnych Matyldy Krygier.

Osobną sprawę stanowią w tym przedstawieniu pozostali aktorzy. Wiąże się to z ideą samej krotochwili. Pozwala ona traktować francuskich bohaterów utworu jako zdegenerowanych mydłków, ale też i Polaków widzi autor w niezbyt przyjaznym dla nas świetle. Tylko że "karykatury polskie" wyszły tu wyraźniej (z małymi wyjątkami), zaś "karykatury francuskie" jakby utonęły w pewnym gadulstwie, kiedy aktorzy rozbudowują - zapewne pod wpływem samej pani reżyser i choreografa WOJCIECHA KĘPCZYŃSKIEGO - sceny, dodając to tu, to tam gestów, tanecznych wywijasów itd. Dotyczy to ZBIGNIEWA ZANIEWSKIEGO w roli Henryka Walezego, KRZYSZTOFA GÓRECKIEGO jako Desportesa, MAI WIŚNIOWSKIEJ jako Ninon, EWY CZAJKOWSKIEJ jako Agrae, JERZEGO HOJDY w roli dowódcy Gaskonów, MARIANA JASKULSKIEGO jako Saint-Luca, ANDRZEJA FRANCZYKA jako Vaucoura. Dziwne to potknięcie, bo przecież SZANIEWSKI w roli Kajetana, KORECKA jako Madejowa, ZAJĄCÓWNA jako Kaśka, POŹNIAK, SADZIK jako muzykanci żydowscy swą nie przesadzoną rubasznością, nawet dbałością o szczegół obyczajowy, popisali się doskonale. Niewdzięczną rolę Kundy (to imaginacyjne podglądanie akcji było poza wszystkimi funkcjami tekstu) grała MAŁGORZATA BIELSKA. Dobra muzyka ANDRZEJA ZARYCKIEGO była w realizacji scenicznej nieco za głośna.

W sumie przedstawienie jest takie, że trzeba je chyba skrócić i poprosić aktorów, szczególnie tych z "francuskiego planu" - o większą powściągliwość. "Popas Króla Jegomości" ma walor anegdoty obyczajowej. Nie należy zapominać, że Walezjusz w tej komedii historycznej jest przedstawiony również jako chytry polityk, który na wieść o śmierci brata marzy o wygodach królowania na dworze ojczystym, zaś jego dworzanin - pisarz jeszcze nas obgadał i dopiero słynny wiersz Jana Kochanowskiego (przytoczony we fragmentach w programie, notabene dobrze zredagowanym przez JOANNĘ WOŹNIAK) wyrównał nieco tę walkę na słowa, ponieważ Galla nazwał Gallem piejącym; kogut był symbolem i wówczas, i dzisiaj dość wyrazistym. Trzeba powiedzieć, że przedstawienie wypłukane było z tych treści politycznych, choć polityka może być przedmiotem satyry

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji