Artykuły

Mrożek na scenach krakowskich

Trzy teatry krakowskie grają równocześnie pięć komedii Mrożka. W programie jednego z przedstawień przypomina Jan Błoński, że autor Tanga właśnie w Krakowie startował jako — dziennikarz. Pisywał zarówno notatki kronikarskie, jak i artykuły w „Dzienniku Polskim”. Porządkując papiery znalazłem recenzję teatralną z przełożonej przeze mnie komedii Breala, wystawionej w krakowskim Teatrze Starym w 1957 r. Podpis recenzji, mało wtedy znany, brzmiał „Sławomir Mrożek”. Nie przypuszczałem, że za lat kilka zostanie otoczony sławą światową.

Sztuka Mrożka Męczeństwo Piotra Oheya jedna z najzabawniejszych (i niesłusznie zapomniana) została wystawiona w „Grotesce”. Wyborne to było przedstawienie, u Jaremów. Kraków jest więc związany z Mrożkiem, tutaj się ukazywały zbiory jego prozy. Wydawnictwo Literackie publikuje sztuki (rozchwytywane!). Mrożek jest pod Wawelem niezmiernie lubiany, Szkoda tylko, że z równym zapałem sceny krakowskie nie wystawiają innych naszych autorów współczesnych, np. Janusza Krasińskiego, Bardijewskiego, Terleckiego, Janczarskiego, Abramowa, Przeździeckiego, Broszkiewicza, Joanny i Wacława Florkowskich. Już nie mówiąc o Szaniawskim; aby zobaczyć jego komedie, trzeba odbyć podróż do… Czechosłowacji. (Czy Morstina, w którego Obronie Ksantypy wdzięczny materiał znajduje teatr w Chorzowie.)

Obejrzałem na kameralnej scenie Teatru Starego inscenizację jednoaktówek Mrożka. ZabawyNa pełnym morzu. Ciekawe to przedstawienie, z wielu względów pobudzające. Reżyser, Tadeusz Lis, wystawił Zabawę jak sztukę ludową w stylu podkrakowskim. Nawet intonacje, które aktorzy nadają pewnym frazom, przypominają, dobrze mi znany z dzieciństwa i młodości, akcent lokalny.

Istotnym jednak motywem Zabawy jest instynkt gry towarzyskiej, jej potrzeba. Bohaterowie sztuki wkładają w to ambicję, chcą być „lepsi”, popisać się wobec innych, olśnić elegancją. Reżyser to zresztą wyczuwa posługując się „maskami”, przybieranymi przez trzech „parobków”, swoistą komedię dell’arte, „teatrem w teatrze”. Jak niemal zawsze u Mrożka — komizm wynika z przyjętych i rozwijanych założeń. Charakterystyczna „barwa” nie jest tu niezbędna, może nawet dezorientować. Mimo pomysłowej gry Tadeusza Huka, Edwarda Lubaszenki i Leszka Piskorza. Mimo ciekawie pomyślanej scenografii Jana Polewki, sugerującej omyłkę co do lokalu, jaką popełniają zawiani i zdezorientowani bohaterowie utworu.

Potwierdza się to, gdy oglądamy Na pełnym morzu wystawione w zupełnie innym duchu. Działa tu „magia” dialogu i zaskoczeń. Już dawno nie oglądałem tak klarownego sposobu wystawienia owej, znakomicie napisanej, ale niełatwej, komediofarsy. Abstrahujemy od wszystkiego, co się tu może wydawać uproszczonym obrazem walki o byt. Nie o to przecież chodzi. Śmiech jest celem i zasadą.

Znów trzeba pochwalić rozwiązanie scenograficzne, projektowane przez Jana Polewkę; abstrakcyjność podwyższonego podestu sugeruje „pełne morze”, na którym się znaleźli głodni rozbitkowie. Muzyka Jana Kantego Pawluśkiewicza poddaje rytm. Henryk Majcherek inicjuje pomysł, z którego wynika przebieg akcji. W dalszych partiach główne zadania przejmują: Stefan Szramel, a zwłaszcza Leszek Swigoń. Zbigniew Szpecht to przybysz z „innego” świata, podporządkowanego jednak głównemu założeniu.

Spektakl stanowi więc demonstrację sposobu inscenizowania jednoaktówek Mrożka; jest pouczający i wartościowy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji