Artykuły

Świetny repertuar

Człowieka o niskim po­ziomie kultury cechuje niezawodnie to, że wybu­cha on śmiechem na samo słowo oznaczające ustęp, pe­wną część ciała, lub też inny element ze świata ekskre­mentów. Trudno w tej chwi­li przeprowadzać analizę mrocznego prymitywu, dla którego źródłem czystej ra­dości staje się samo pojęcie z gatunku wyżej wspomniane­go. Nawiązuję jednak do sztuki Werfla Jacobowsky i pułkownik, a ściślej mó­wiąc, do sztuki i do naszej widowni. Kto zna dobrze na­szą publiczność, ten zrozumie, że wystawianie sztuki, której jedna ze scen ukazuje czło­wieka — i to żydowskiego pochodzenia (dodatkowy ele­ment humorystyczny dla na­szej narodowej ciemnoty) u­krywającego się przed gesta­po w damskiej toalecie — nie jest bynajmniej przejawem oportunizmu repertuarowego. Teatr Ludowy dał jeszcze je­den dowód ambicji i konse­kwencji. A wystawiając taką sztukę bez potknięć — dowód swojej sprawności.

Wydaje mi się, że jako przedstawienie — Jacobowsky jest właśnie dziełem sprawności raczej, niż natchnie­nia. Pewnej własnej rutyny teatru, stworzonej jakby je­szcze z rozmachu po poprze­dnich inscenizacjach Zresztą na pierwszy plan wysuwa się celność wyboru tej sztuki, i jej nurt publicystyczny. (Bo Jacobowsky i pułkownik nie tyle jest tragikomedią charak­terów, ile raczej postaw, charakterów syntetycznych). Nam, przywykłym do przy­musowej i dobrowolnej ostrożności, do wielorakich cenzur, włosy stają na głowie, kiedy pomyślimy o trudnościach wystawienia tej sztuki jeszcze pół roku temu. Jej dwaj bohaterowie, to dwie najbardziej przez kult-polit-biura podejrzane postacie: polski pułkownik, przedwojen­ny szlachcic (w dodatku piłsudczyk, który jednak wbrew schematowi propagandowe­mu bił się z faszystami za Polskę), oraz intelektualista, Europejczyk-kosmopolita, z pochodzenia Żyd. Zagranie tych ról (czyli praktycznie całej sztuki) bez kompleksów, nastawień, urazów oraz ten­dencji innych, niż te, które chciał wyrazić autor — jest optymistycznym dowodem niezniszczalności kultury, ro­zumu i humanizmu, silniej­szych niż okresowo tylko tryumfujące reżimy schola­styki, głupoty i chamstwa.

Wędrówki Jacobowskiego i pułkownika po Francji, do­bijanej przez Hitlera, ich przymusowo — wspólna ucie­czka, podpatrzenie tej właści­wości wojny, która wszystko burząc, w najprzedziwniejszy sposób łączy najsprzeczniejsze elementy i ludzi — to świetna osnowa dramatyczna sztuki. Dzięki niej rozprawy świato­poglądowe docierają nawet do widza obcego filozofowa­niu. Dlatego polecam to przedstawienie wszystkim, i daję słowo, że nie zawiodą się także i ci, którzy szukają po prostu rozrywki. Tragikomiczne sytuacje, napięcie u­cieczki, końcowa kulminacja akcji, jak również humor, przysięgam, że prawdziwy choć mądry, zadowolą Was w zupełności.

Nie mogę się jeszcze pow­strzymać, żeby nie pochwalić sposobu, w jaki ukazano Niemców. Po wojnie oglądaliśmy tyle już filmów i sztuk o Gestapo, że zdążył się z tego wyłonić rodzaj sztampy. Teatr Ludowy poradził sobie z nią tym razem przez delikat­ne sparodiowanie, inteligent­ny dowcip inscenizacyjno-kostiumowy. Demoniczny gestapowiec, zmechanizowany żołnierz — nie wiem, czy dałoby się to jeszcze raz znieść „na żywo”, przynajmniej w Jacobowskim i pułkowniku. W sprawie kostiumów w ogóle — wolę myślenie samodziel­ne, syntetyzujące, niż powta­rzanie żurnali — i dlatego na Józefa Szajnę nie narzekam.

W pamięci zostają, oczywi­ście, Jacobowsky i Pułkownik (Jerzy Horecki, Jerzy Przybylski) oraz Szabuniewicz (Franciszek Pieczka). Zgadzam się z kolegą Greniem, że Ma­rianna (Danuta Karolewicz) była nazbyt słowiańska, zbyt domowa, szlachetnie senty­mentalna. Metamorfoza z gęsi w rozumną kobietę nie uka­zała się dostatecznie wyraźnie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji