Artykuły

Berlin. Głowy spadają z afisza

Lepiej jeśli z powodu sztuki ucina się sztuczne głowy bogów na scenie, niż z powodu bogów na niebie - głowy żywych ludzi na ziemi - o kontrowersji wokół obraźliwej dla muzułmanów inscenizacji opery Mozarta pisze słoweński pisarz i eseista Drago Janczar w Gazecie Wyborczej.

W obawie przed groźbami muzułmanów kierownictwo Opery Niemieckiej w Berlinie zdjęło z afisza młodzieńcze dzieło Mozarta, operę "Idomeneo" [na zdjęciu]. Reżyser Hans Neuenfels w scenie końcowej ustawił na scenie cztery krzesła, a na nich ucięte głowy Posejdona, Buddy, Chrystusa i Mahometa. Nie ma już nikogo, kto by bronił biednego Posejdona, nie wiem, co powiedzieli na to buddyści, ale wiem, że europejscy chrześcijanie przywykli do najróżniejszych koncepcji artystycznych. A poza tym przynajmniej w tej części świata panuje przekonanie, że bogowie sami potrafią się bronić, także prorocy, bo co to za bogowie, których muszą bronić zwykli śmiertelnicy. Nie wszyscy jednak tak myślą. Kierownictwo berlińskiego teatru i jego reżyser, mając w pamięci to, co działo się w ostatnich latach, musieli dobrze wiedzieć, że właśnie ucięta głowa Mahometa wywoła nowe, gniewne reakcje. Po nie całkiem zresztą konkretnych groźbach muzułmanów i ostrzeżeniach policji kierownictwo teatru najwyraźniej nie chciało ryzykować bomby w foyer i nie zastanawiając się długo, spektakl od razu zdjęło z afisza.

W Europie jeszcze nie zapomniano o zabójstwie holenderskiego reżysera Theo van Gogha, który w dokumencie filmowym kpił ze stosunku do kobiet w islamie, o duńskich karykaturach, które wywołały burzę w świecie islamu, o papieskim cytacie z uniwersyteckiego wykładu ani o fatwie, czyli wyroku śmierci wydanym w Iranie na pisarza Salmana Rushdiego. Afera "Idomeneo" najwyraźniej przepełniła miarę. Rozległy się protesty: jak długo będziemy jeszcze ustępować przed groźbami? Tchórzostwo kierownictwa artystycznego! Znów zaczęto dyskutować na temat wolności słowa i innych europejskich wartości, które w sposób oczywisty pozostają w konflikcie z pojmowaniem świata przez religijnych muzułmanów, z religią, będącą zarazem ideologią społeczną. W obronę wolność sztuki wzięli też politycy. Kanclerz Angela Merkel wypowiedziała się w kwestii niebezpieczeństwa autocenzury, niemiecki minister spraw wewnętrznych Wolfgang Schäuble, składając wizytę w Waszyngtonie, oświadczył: "Przekroczymy granicę szaleństwa, jeśli zabronimy wystawiania oper Mozarta. Nie możemy do tego dopuścić".

Niemieccy, a także inni europejscy politycy, którzy bali się zapisać dwa słówka "chrześcijaństwo" i "judaizm" w konstytucji europejskiej, żeby nie narazić się muzułmańskim emigrantom, ci politycy, którzy z powodu drogiej sercu poprawności politycznej nie mieli odwagi uznać prawa duńskiego pisma do swobodnego publikowania karykatur, ci sami, którzy, poza Barrosem (a w Lublanie niedawno także Adamem Michnikiem, ale on nie jest politykiem) nie potrafili bronić prawa do wolnej dyskusji akademickiej przy okazji papieskiego przemówienia na uniwersytecie w Ratyzbonie - a przecież są to wysokie europejskie wartości - teraz zdecydowanie stanęli w obronie wolności artystycznej. Naszego drogiego Wolfganga Amadeusa Mozarta nam nie zabronią, co to, to nie!

Tylko czy rzeczywiście chodzi o Mozarta?

W swoim młodzieńczym dziele "Idomeneo" Mozart, a dokładniej - autor libretta Gianbattista Varesco, oczywiście nigdzie nie wspomina o Buddzie, Jezusie czy Mahomecie. Z bogów główną rolę gra w nim bóg morza Posejdon. Kiedy Idomeneusz, król Krety, wraca z wojny trojańskiej do domu, zrywa się straszny wicher, Posejdon obiecuje królowi, że go wybawi, jeśli Idomeneusz złoży mu w ofierze pierwszą ludzką istotę napotkaną na lądzie. Następują długotrwałe komplikacje, a wreszcie rozwiązanie, które wcale nie jest tragiczne, lecz szczęśliwe. Natomiast berliński reżyser, w duchu dwudziestego pierwszego stulecia, nie chciał widzom zafundować hollywodzkiego happy endu i uciął bogom głowy. Przesłanie prostej metafory brzmi: bogowie są martwi. W porządku. Tylko to nie jest przesłanie Mozarta. Przesłanie Mozarta to między innymi los, namiętna miłość między królewskim synem Idamantesem a Ilią, córką pokonanego króla Troi Priama, intrygi na dworze, przede wszystkim zaś muzyka, sztuka sama w sobie. Faktem jest, że krew też płynie, ponieważ Posejdon zsyła na Kretę morskiego potwora, ale miłość zwycięża wszelkie przeciwności. Na końcu opery Mozarta i libretta Varesca Idomeneusz śpiewa: "Posejdon i wszyscy bogowie uśmiechają się do tego królestwa... O, potężni bogowie, witam wasz rozkaz!... o, szczęśliwa Kreto..." itp. Nie ma żadnych martwych bogów - wprost przeciwnie, bogowie są bardzo żywi, uśmiechają się - a co dopiero jakichś uciętych boskich głów. Przesłanie reżysera o śmierci bogów jest pod względem artystycznym miałkie, a pod względem filozoficznym - nie najnowsze. Wszystko to już kiedyś, dawno, ćwiczyliśmy. Ostatnia polemika na ten temat zakończyła się na paryskim murze w 1968 roku, kiedy jeden z kontestujących studentów napisał: "Bóg jest martwy. Nietzsche". A ktoś inny dodał: "Nietzsche jest martwy. Bóg".

Kierownictwo artystyczne berlińskiej opery, krótko mówiąc, powinno najpierw ochronić Mozarta przed pomysłami reżysera, a dopiero potem przed muzułmańskimi fanatykami. "Idomeneo" mogłoby zdjąć z afisza, ponieważ artysta zmienił pierwotną fabułę Mozarta (i Varesca), a także dlatego, że zawikłane wydarzenia ze świata ludzi i bogów zredukował do niewybrednego politycznego przesłania. Właściwie mogli mu to powiedzieć nawet w trakcie prób. Mogliby mu powiedzieć, że teatr już w połowie XX wieku przewrócił do góry nogami wszystkie klasyczne teksty, że widzieliśmy Hamleta przed telewizorem, na rowerze, we fraku, w majtkach i z telefonem komórkowym w ręku, ale to wcale nie znaczy, że był bardziej aktualny i współczesny niż wtedy, kiedy w stroju duńskiego królewicza, z mieczem przy boku, rozmawiał z duchem ojca na murach średniowiecznego zamku. Że w takich przedstawieniach krew lała się strumieniami, że nadzy aktorzy siedzieli na widowni za plecami widzów, że widzieliśmy już bogów w burdelach i kurwy w kościołach, że krótko mówiąc, nic już nas nie może zaskoczyć. Gdyby byli nieco bardziej konserwatywni, mogliby mu powiedzieć, że w sztuce istnieje także coś takiego jak etos, który polega na tym, co najmniej na tym, że dzieła artystycznego nie podporządkowujemy ideologicznemu, politycznemu, propagandowemu albo jakiemukolwiek innemu pseudoartystycznemu prowokacyjnemu efektowi.

Ale na skutek gróźb oczywiście nie powinni byli zdejmować opery z afisza.

Po pierwsze dlatego, że lepiej jest, gdy ministrowie spraw wewnętrznych bronią swoich obywateli niż Mozarta. Zakrawa na absurd, jeśli politycy demokratycznej Europy szukają okrężnej drogi (w tym przypadku - wolności artystycznej), by wyrazić swoje stanowisko, jak to czynili dysydenci w państwach totalitarnych, zamiast jasno i bez ogródek opowiedzieć się za współczesnymi politycznymi wartościami liberalnymi europejskiego społeczeństwa i jego tradycji. Właśnie dlatego, że nie zrobili tego wcześniej, może się zdarzyć, że będziemy świadkami groteskowej sytuacji. Jeśli mianowicie "Idomeneo" z powodu nacisku opinii publicznej zostanie wystawiony [tak się rzeczywiście stanie, spektakl ma wrócić na afisz w grudniu], ujrzymy w telewizji otoczony pojazdami pancernymi teatr w środku Europy, do którego wchodzą damy w wieczornych toaletach, by słuchać Mozarta.

Po drugie dlatego, że zdjęcie "Idomenea" wywołałoby coraz to nowe quasi-artystyczne prowokacje, także na dużo niższym poziomie, po to tylko, żeby ktoś miał swoje piętnaście minut sławy, a może nawet zdobył uwagę światowej opinii publicznej. A po trzecie dlatego, że sztuka mimo wszystko rodzi czasem takie efekty, których nie miała zamiaru wywołać. Post festum i, niestety, także ponad głową Mozarta. Ja przynajmniej wobec tego wydarzenia pozostaję z myślą, która z pewnością nie znalazła się w artystycznej koncepcji reżysera: Lepiej jeśli z powodu sztuki ucina się sztuczne głowy bogów na scenie niż z powodu bogów na niebie - głowy żywych ludzi na ziemi.

***

Drago Janczar - znany słoweński prozaik i eseista; mieszka w Lublanie. W Polsce ukazał się m.in. jego zbiór esejów "Terra incognita", powieść "Galernik" i tom opowiadań "Spojrzenie anioła".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji