Artykuły

O Polsce po irlandzku. Z Łukaszem Nowickim rozmawia Paulina Sygnatowicz

Jak w skrócie można opisać "Czaszkę z Connemary" Martina McDonagha?

- Wszystko toczy się wokół czaszki wykopanej podczas odbywającej się co siedem lat ekshumacji. W tym roku przychodzi czas na wyciągnięcie zwłok żony głównego bohatera. Do wsi wracają podejrzenia, że to właśnie on jest jej mordercą.

Akcja dzieje się na irlandzkiej prowincji. Czy to ma jakieś przełożenie na dzisiejszą Polskę tu i teraz?

- Irlandia jest krajem silnie katolickim. Jak Polska. W "Czaszce" sprawy katolickie są bardzo mocno eksponowane. Można to przenieść na grunt polski, na ortodoksyjne podejście do wiary. Można tak naprawdę okradać, można robić różne rzeczy, ale nie można złego słowa na Boga powiedzieć. To jest typowo polskie myślenie. Ta sztuka mówi także o transformacji. W Irlandii były fabryki, które upadły, tak jak u nas PGR-y.

W innych dramatach tego autora aż roi się od przemocy. Jak jest tutaj?

- Przemocy jako takiej jest dużo, ale jest to przemoc raczej słowna. Jeżeli to dobrze zagram, bo to głównie moje kwestie, to nie będzie tak bardzo razić. Sztuka jest dosyć obrazoburcza. Pojawiają się teksty, które mogą oburzać, jak stwierdzenie "pieprzyć Boga".

Ale wszystko podane jest w zabawnej formie...

- Tak, jest to bardzo śmieszny tekst, bo tylko tak można opowiadać rzeczy brutalne.

Jak jest zatem naprawdę: główny bohater zamordował swoją żonę czy nie?

- Na to nie ma odpowiedzi w sztuce. Zresztą nie będę zdradzał szczegółów, bo to właśnie jedna z tych kwestii, która może być dla publiczności najbardziej interesująca.

Na zdjęciu: scena z prób do spektaklu "Czaszka z Connemary" w Teatrze Ateneum w Warszawie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji