Artykuły

W Irlandii bywa tak źle jak w Polsce

- Dostrzegam w tym tekście czarną komedię i moralitet. W tym tkwi istota jego szlachetności - mówi Kazimierz Kutz przed premierą sztuki "Czaszka z Connemary" Martina McDonagha w warszawskim Teatrze Ateneum.

Jacek Cieślak: O Martinie McDonaghu mówi się, że jest popularny w Polsce dlatego, że opisuje zdegradowaną, pozbawioną perspektyw irlandzką prowincję, do której podobne są nasze tereny popegeerowskie. Chciał pan pokazać elektorat Samoobrony?

Kazimierz Kutz: Nie, ale niewątpliwie ludzie wyeliminowani z głównego nurtu życia przez brutalnie wprowadzony kapitalizm przypominają bohaterów irlandzkiego dramaturga. W ich życiu nie dzieje się nic, a to w prostej konsekwencji wywołuje sytuacje patologiczne - rozbite małżeństwa, alkoholizm. Wegetują, przejadając to, czego dorobili się przez lata. Zarabiają na kopaniu grobów, ekshumacjach, grze w bingo, która odbywa się pod opieką miejscowego Kościoła czerpiącego zysk z tej sytuacji. Najstarsza bohaterka, w tzw. wieku moherowym - tak jak u nas bywa - to bigotka, a życie parafii jest czysto zewnętrzne. W najgorszej sytuacji są młodzi. Rozpoczynają życie na pograniczu całkowitej deprawacji, bo system wzorców i minimum socjalnego jest zniszczony. Starzy kłamią albo udają, chcą coś ugrać dla siebie na starość - być z kimś mimo konfliktów, razem spędzać czas. Bo rozmowa jest najbardziej luksusową formą spędzania czasu, zabijania nudy. Dostrzegam w tym tekście czarną komedię i moralitet. W tym tkwi istota jego szlachetności.

W sztuce powracają echa dawnej zbrodni, cała wieś huczy od plotek i oskarżeń, które nie znajdują ani potwierdzenia, ani zaprzeczenia.

- W ten sposób dramaturg chciał zadbać, by spektakl był ciekawy. Żongluje opiniami, czy główny bohater jest zabójcą, i to pozostaje nierozstrzygnięte. Każdy widz może wyjść z teatru ze swoją wersją wydarzeń.

Nie przypomina to panu klimatu w Polsce po otwarciu archiwów IPN oraz szafy Lesiaka?

- Tak, ale w sztuce nie ma żadnych politycznych odniesień do współczesności.

Pan jednak pozostaje jako wicemarszałek Senatu aktywnym uczestnikiem politycznej debaty. Naszą rozmowę rejestruję oficjalnie, ale czy po wszystkich magnetofonowych aferach - gdy Michnik nagrywał Rywina, Beger Lipińskiego i Mojzesowicza, a Gudzowaty Michnika - zauważa pan, że atmosfera w parlamencie, wśród polityków - zmieniła się?

- Wyczuwam bardzo dziwną formę strachu. Przypomina mi to odległe czasy na Śląsku, kiedy nie można było mówić o powstaniach śląskich, porozumiewać się po polsku czy gwarą. Uważam, że to, co zrobiono naszemu wielkiemu bohaterowi Adamowi Michnikowi, jest wielką taniochą i żenującą manipulacją.

Jako dziennikarz jestem zszokowany tym, co naczelny "Gazety Wyborczej" mówił o swojej redakcji: że nikt nie ma zielonego pojęcia o opisywanych tam sprawach gazu. Ale chodzi o co innego. Czy odczuwa pan zmiany w kulturze politycznej?

- Główna polega na tym, że rząd stara się odwrócić uwagę od taśm Renaty Beger, a przy okazji zniszczyć Adama i jego gazetę.

Nie zauważa pan, że zaczęła obowiązywać moralność Kalego? Jeśli ktoś nie lubi PiS, uważa, że Beger postąpiła uczciwie, ale krytykuje Gudzowatego, zaś zwolennicy rządu wynoszą pod niebo Gudzowatego i lekceważą taśmy posłanki Samoobrony. Czy to nie świadczy o kompletnym zdziecinnieniu polityków?

- Panie kochany, najważniejszą rzeczą jest to, w czyim imieniu się działa. Beger i TVN działali w interesie publicznym, a Gudzowaty w interesie własnym i PiS. To jest podłe, bo nie miało na celu żadnej "odnowy moralnej" ani ujawnienia przestępstwa.

Nie sądzi pan, że nawet inteligentni ludzie zachowują się jak polityczni kibice ślepi na błędy swoich idoli?

- Wszystko to jest zawracanie głowy społeczeństwu - żałosne, niepoważne, nędzne.

A nie irytowało pana, że przez lata mówiło się co innego do kamery i na pierwszą stronę, a co innego przy obiedzie i wódce?

- Zawsze tak było. I nie wolno z tego korzystać dla nieszlachetnych celów. Rozgrzeszam panią Beger i dziennikarzy TVN, bo oni działali w imię dobra społecznego.

Ale nie musi pan jednocześnie przymykać oczy na błędy swoich przyjaciół.

- Niestety dziennikarze stają się teraz politykami. To jest chore.

Myślę, że obecny polityczny klincz dobrze wyraża tytuł sztuki Pirandella "Tak jest, jak się państwu zdaje". Może warto ją wystawić?

- Wolę przykład z polskiego podwórka - wszyscy zachowują się jak górale po weselu: wet za wet, cep za cep. Ta konwencja zaczęła być modna od sprawy dziadka z Wehrmachtu. W takiej konwencji rządzić państwem się nie da.

Ktoś inny powie, że początki naszego góralskiego wesela datują się od szafy Lesiaka.

- Jakkolwiek by było, politycy powinni służyć społeczeństwu. Nie zauważam takiej służby. W zamian jest rzeczywistość wirtualna współtworzona przez media. Codziennie podrzucają społeczeństwu na żer nową sensację - zgodnie z własnymi sympatiami. A życie wygląda zupełnie inaczej. Na szczęście politycy nie wtrącają się do gospodarki, a z Polski wyjechało ponad milion rzutkich ludzi - inaczej mielibyśmy w Warszawie powtórkę z Budapesztu.

***

Prowincja po przemianach

Czaszka z Connemary" Martina McDonagha to opowieść o wdowcu Micku Dowdzie. Popijając bimber w towarzystwie sąsiadki, żali się na pozostałych mieszkańców wsi, którzy rozsiewają podejrzenia, że żona Dowda padła ofiarą jego jazdy po pijanemu. "Czaszka..." jest ostatnią część tryptyku rozgrywającego się w irlandzkiej wiosce Leenane. Pierwsza i druga to "Królowa piękności z Leenane" oraz "Samotny zachód". Obie były już wystawiane na polskich scenach. Martin McDonagh (1970) to obecnie jeden z najpopularniejszych europejskich dramaturgów młodego pokolenia. Kojarzony jest z tematyką irlandzką, pochodzi jednak z rodziny emigrantów osiadłych w Londynie i ojczyznę przodków zna głównie z opowiadań oraz wakacyjnych wyjazdów. Konfrontuje mit dawnej surowej Irlandii zamieszkanej przez ludzi biednych, ale uczciwych, wrażliwych i wierzących, z pejzażem współczesnej zdegradowanej prowincji. Pesymizm tonuje komizmem opartym na czarnym i absurdalnym humorze. Premiera "Czaszki z Connemary" Martina McDonagha odbędzie się w sobotę w warszawskim Teatrze Ateneum. Reżyseria Kazimierz Kutz, scenografia Jerzy Kalina. Występują: Jan Kociniak, Teresa Budzisz-Krzyżanowska, Łukasz Nowicki, Marian Glinka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji