Artykuły

Teatr Demiurga - Szajny

Przeglądam wielką, masywną, bardzo starannie wydaną w roku 1980 w Berlinie księgę - "Obraz człowieka w sztuce Zachodu", gdzie mamy, jak to zwykle lubią i potrafią robić Niemcy, obszerny ogląd tematu w przekroju dziejów - od sztuki kreteńskiej z V wieku p.n.e. do współczesności. W grubym tomie, w ostatnim właśnie rozdziale znaleźli się dwaj Polacy, tylko dwaj: Kantor i Szajna. Ten ostatni ma tam dla siebie, dla swojej sztuki, teatru, malarstwa, swojej wizji świata i człowieka oddaną całą stronę.

Czy to więc prawda, co się czasem słyszało, że Szajnę i jego sztukę lepiej znają w szerokim świecie, niż we własnym kraju? Z pewnością tak nie jest. Bo przecież Szajna, jego teatr i cały ośrodek sztuki, jaki dzięki jego pasji powstał przy Teatrze Studio w warszawskim Pałacu Kultury i Nauki - był przez wszystkie lata niepodzielnego panowania na tej scenie, przedmiotem wyjątkowej uwagi publiczności i recenzentów warszawskich (i nie tylko). Był też nie schodzącym ze sceny życia kulturalnego tematem żywych dyskusji, ciągłych sporów, zachwytów i negacji. Teatr czy ogólnie biorąc sztuka Szajny, doczekały się też u nas dwóch prezentacji książkowych (przypominamy: Elżbieta Morawiec i Jerzy Madeyski - "Józef Szajna"; Maria Czanerle - "Szajna").

Niedawno - w połowie marca - Józef Szajna obchodził swoje 60-lecie oraz 30-lecie pracy artystycznej. Było to zarazem pożegnanie dyrektora i mistrza z Teatrem Studio i z działającym tu ośrodkiem sztuki. W rozmowie z nami artysta powiedział: "Wracam do nie namalowanych obrazów i nie napisanych dramatów". To odejście nie jest więc kategorycznym zamykaniem nawiasu w biografii artystycznej, może jest tylko przejściem o nowy stopień w głąb i wyżej.

Sam artysta mówi, że jest to podyktowane potrzebą większego skupienia się na samej materii sztuki. Po wielkim obwodzie koła Szajna - jak sam powiada - zaszedł niedaleko "próbując rozwiązywać wiele rebusów życia i tajemnicy istnienia". Dzisiaj, w nowej sytuacji, widzi też nieco inaczej rolę i powołanie sztuki, teatru - bardziej kulturotwórczo. Pragnie szukać odpowiedzi nie na pytanie "co robić i jak robić?" - ale "po co?". W ten sposób bierze na siebie jeszcze większą odpowiedzialność.

A jednak - mamy to poczucie - że w warszawskim życiu teatralnym wraz z odejściem Józefa Szajny z Teatru Studio, jak gdyby się zamykał pewien rozdział. Trudno będzie - komukolwiek - zająć po nim miejsce na tej tak wyjątkowej placówce.

W dniu jubileuszu Polski Ośrodek Międzynarodowego Instytutu Teatralnego nadesłał na ręce artysty list, w którym czytamy:

"Przez 30 lat pracy związanej ze sceną, przez 10 lat Teatru - Galerii Studio stworzył Pan d z i e ł o - w męce i trudzie, a przede wszystkim z pasją artysty upartego w swej drodze twórczej. W wizji plastyczno-teatralnej wyraził Pan świat, który zamienił się w piekło. W buncie przeciw zejściu na dno człowieczeństwa ocalała jednak iskra nadziei na odrodzenie. Zapisał Pan na trwałe własną, oryginalną kartę w dziejach teatru polskiego, a występami za granicą obejmującymi obie półkule, wyraźnie zaznaczył wysoko ocenioną obecność w teatrze światowym".

Każdy wielki ambitny teatr musi mieć własną fizjonomię. To oblicze rysuje się i narzuca zwykle i przede wszystkim w warstwie kompozycyjno-przestrzennej, wizualnej. To z pewnością można powiedzieć o Teatrze Studio.

Ale jest jeszcze przecież warstwa głębszych sensów, pewnego wypowiedzenia świata, spraw człowieka, i tu chyba możemy już mówić o filozofii teatru. Teatr Szajny, jak mało który, ma swoją wyraźną fizjonomię i swoją filozofię. To ogromnie dużo w czasach, gdy niewiele teatrów może się tym poszczycić.

W teatrze Szajny obraz, kształt plastyczny świata widomego jest wielką spójnią ze słowem. Nic tu nie istnieje osobno. Strona znaczeniowa słowa nabiera wagi, dopełnia się w kształcie plastycznym świata, jaki ten twórca powołuje na scenie w tej właśnie chwili. U Szajny świat się staje zawsze od początku, samoistnie, mimo nawiązywania do powołanych od początku istnienia człowieka jego uniwersalnych zagadek, tajemnic i niepokojów życia, nawet jeżeli kiedyś były już one przedmiotem wielkiej literatury i sztuki (Dante, Cervantes).

Jest to tak dalekie od gimnazjalnego, werystycznego teatru małych dramatów obyczajowych, jak nasz apokaliptyczny i gwałtowny wiek XX od mogącego się wydawać oazą spokoju wieku XIX.

U Szajny jest to teatr obrzędowy, metafizyczny (sam on powiada, że dzisiaj "metafizyka jest na ulicy"), gdzie nie chodzi o sceny z życia, o przypadki obyczajowe i opowiedziane akcje sceniczne, lecz o sam dramat istnienia, o los człowieka, o niedocieczony sens jego egzystencji.

Wizja świata Szajny, jego metafizyka bierze się - jak sam to wyznaje - z doświadczenia osobistego, z własnego przejścia poza granicę śmierci (obozy koncentracyjne), z przeżycia piekła ludobójstwa, z niedawnych koszmarów historii. Nie jest to jednak samo przywoływanie przeszłości. Ten krąg okrucieństwa, rupieciarnia rzeczy i ludzi (na przykład w "Replice"), jest samym światem współczesnym, wciąż się stającym, obecnym we wspomnieniu i w czasie teraźniejszym, a więc nierozdzielnym z nurtem naszego życia. Jest jak gdyby bilansem historii człowieka, zapisem czy też kształtem jego dzisiejszej sytuacji egzystencjalnej. A więc tu wszystko, co artysta pisze, komponuje, tworzy jest swoistym porachunkiem z życiem, ze światem.

Przed wojną Jerzy Stępowski w swoim głośnym studium o teatrze Fredrowskim zaraz na pierwszej stronie wołał, że teatr jest już dzisiaj czymś z przedpozawczoraj. Były to już wyraźne sygnały alarmu, wzywającego na scenę teatr studyjny, który miał galwanizować "żywego trupa".

Scena Szajny (podobnie zresztą jak Kantora, Grotowskiego) jest rozpaczliwą obroną teatru w postaci najjaskrawszej i dodajmy - najsugestywniejszej. Myślę, że obrona wielce skuteczna i to dzięki, zaryzykuję stwierdzenie, powrotowi do źródeł, do wizyjności teatru, do wielkich misteriów stawania się dramatów nie ludzi, ale człowieka, rodu ludzkiego. Aż dziw, że Szajna nie podjął w swej twórczości, nie nawiązał w sposób widomy do dziedzictwa literackiego pisarza, który musi mu być bardzo bliski - Dostojewskiego, bo przecież ten leży właśnie na głównej osi jego zainteresowań, pasji (Dante, Cervantes). Nie może natomiast dziwić to, że Szajna żyje już od dawna (już tworzy w wyobraźni!) apokaliptycznym freskiem scenicznym "Sądu ostatecznego". Tak, to może być jego opus vitea.

Pamiętam dobrze, że kiedy oglądałem "Sąd ostateczny" Michała Anioła z tym zadziwiającym skłębieniem wszystkiego co ludzkie i nieludzkie, narzucały mi się skojarzenia z fantasmagorycznym, wizyjnym, pełnym pokracznej symboliki światem, jaki nam podarował Hieronimus Bosch. Sądzę, że także te dzieła są glebą, która użyczyła żywicielskich soków wyobraźni i twórczości Szajny.

Teatr Szajny, jego sztuka, jego pasje, a więc i sama osobowość artysty jest przedmiotem, o którym można pisać w nieskończoność - tak jest bogata i złożona, rozedrgana, nerwowa, ale też - chociaż to paradoksalne - bardzo skupiona, zdyscyplinowana i w rezultacie niezwykle, klasycznie prosta w swej zasadniczej wykładni.

O Szajnie, jak już wspomnieliśmy napisano książki. Co więc można dopowiedzieć do myśli całego legionu interpretatorów i krytyków? Może należy tylko jeszcze raz przypomnieć, zsumować (brzydkie to i nijakie słowo!) jego drogę twórczą, a zwłaszcza najżywiej nas obchodzący jej okres warszawski, który bez wątpienia jest pełnią w sztuce Szajny.

A więc to, że w Teatrze Studio oglądaliśmy takie dzieła sceniczne, jak "Witkacy", "Gulgutiera", "Replika", "Dante" (na motywach "Boskiej Komedii"), "Cervantes". Cała droga artystyczna Szajny to 10 lat scenografii, 10 lat reżyserii i scenografii oraz 10 lat (ostatnich warszawskich) teatru autorskiego. Jest to w sumie 51 opracowań scenografii, 15 reżyserii i scenografii oraz 8 przedstawień autorskich (w tym "Replika", "Dante" i "Witkacy" miały po kilka wersji). W tym czasie Józef Szajna podpisał 30 swoim adeptom dyplomy ze scenografii a także podobne 30 osobom z zagranicy.

Upominanie się o zachowanie Teatru Studio w jego dotychczasowej tradycji jest zwykłym obowiązkiem każdego, kto nie chce zubażać nie tylko warszawskiej, ale całej polskiej sceny. Trudno dzisiaj nie uznać słuszności programów i postulatów wyprowadzających na czoło naszych potrzep edukacyjne posłannictwo narodowej sceny. Ale teatr, żeby się stawał i rozwijał, musi mieć także swoją metafizykę, muszą go sycić i takie soki żywicielskie, jak szamanizm sceniczny Szajny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji