Artykuły

Pożytki z czeskiego dubbingu

Choć od polskiej prapremiery "Opowieści o zwyczajnym szaleństwie" Petra Zelenki minęło już ponad dziesięć lat, wydaje się, iż humor czeskiego autora nie zdążył nam się jeszcze znudzić. Do "Zelenkowego kanonu" dołączyła niedawno sztuka "Dubbing Street" wystawiona przez Teatr Śląski w Katowicach.

Statystyki popularności Zelenki w naszym kraju wciąż wyglądają imponująco. Po dramaturgię praskiego autora jako pierwsza sięgnęła Małgorzata Bogajewska, która w 2003 roku wystawiła słynne "Opowieści o zwyczajnym szaleństwie" na scenie Lubuskiego Teatru w Zielonej Górze. Krótko po prapremierze ten sam tekst pojawił się na deskach Teatru Wybrzeże, a w następnych latach na trzynastu innych polskich scenach. Począwszy od 2003 roku twórczość Czecha jest nieprzerwanie obecna w repertuarach polskich teatrów (przez jedenaście lat nie było sezonu teatralnego bez chociażby jednej premiery jego utworu) i choć wydaje się, iż najgorętsze lata "Zelenkowego boomu" (także tego filmowego) już minęły, to jednak nazwisko artysty na afiszu teatralnym wciąż gwarantuje pełną widownię.

Wielokrotnie próbowano już analizować fenomen popularności Zelenki w Polsce, najczęściej tłumacząc go nie tyle podobieństwami, co raczej rozbieżnościami między polską a czeską mentalnością. Choć z naszymi południowymi sąsiadami łączą nas podobne doświadczenia historyczne i kulturowe, to jednak już stosunek do nich wydaje się zgoła odmienny. Zatem zazdrościmy Czechom ich zdrowego dystansu do rzeczywistości oraz słynnego poczucia humoru, które - jak pokazuje recepcja czeskiego kina i dramaturgii - w pełni akceptujemy.

Sztukę "Dubbing Street" Zelenka napisał dla praskiej sceny Dejvické Divadlo, tego samego teatru, w którym po raz pierwszy pokazał swoje Opowieści o zwyczajnym szaleństwie. Premierę utworu zapowiadało znamienne zdanie: "Są dwie rzeczy, w których Czesi są naprawdę dobrzy: picie alkoholu i dubbing". Choć kolejna tragikomedia podejmuje wiele wątków z Opowieści i rozgrywa się w tym samym okresie historycznym (początek nowego stulecia), sama jej lektura jest zdecydowanie mniej pasjonująca. Historia pokazana w "Dubbing Street" jest prosta: w podupadającym i zadłużonym studiu dubbingowym niespodziewanie pojawia się znany dziennikarz radiowy Michał Kros, oferujący finansową pomoc jego właścicielom - przechodzącym małżeński kryzys Ewie i Pawłowi. W zamian oczekuje możliwości wynajęcia studia dla własnych celów - jak się okazuje bynajmniej nie dubbingowych. Kros jest bowiem alkoholikiem, który od lat zmaga się z uzależnieniem. Kameralne i wyciszone studio ma stać się miejscem ucieczki od rzeczywistości i nałogu, planowany detoks kończy się jednak fiaskiem. Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, gdy oczarowana (wciąż jeszcze) szarmanckim i błyskotliwym dziennikarzem Ewa postanawia przepisać na niego studio, widząc w tym ruchu ostatni ratunek dla rozpadającego się biznesu. W historię małego studia dubbingowego wplątane są oczywiście także osobiste problemy bohaterów - relacje damsko-męskie, siostrzano-braterskie i przyjacielskie. Całość przybiera charakterystyczną dla Zelenki formę realizmu absurdalnego, w którym codzienność filtrowana jest przez grube szkło powiększające.

"Dubbing Street" to sztuka, którą ze względu na owe powtarzalne schematy, usiłujące uparcie wpisać życie codzienne w duży cudzysłów pod nazwą "groteska", niezbyt dobrze się czyta. Przedstawione tu sytuacje rażą przerysowaniem, zaś bohaterowie silną typizacją, sceny humorystyczne wypadają słabo i nienaturalnie. Można by przypuszczać, iż inscenizacja tekstu jeszcze dobitniej uwidoczni jego niedostatki i przewidywalne rozwiązania dramaturgiczne. Z takim mało optymistycznym nastawieniem wybierałam się do Teatru Śląskiego na Dubbing Street w reżyserii Roberta Talarczyka. Przeczucia okazały się jednak błędne, bowiem w tym wypadku sceniczna adaptacja bez wątpienia pomogła literaturze. Z niezbyt udanej tragifarsy Zelenki reżyser stworzył wiarygodną, dowcipną i bynajmniej nie karykaturalną opowieść o zmieniających się kulturowych paradygmatach i zawieszonych pomiędzy nimi bohaterach. Co ciekawe, w dramacie Zelenki niemalże nie dokonał Talarczyk żadnych skrótów, nie dopisał niczego ani też nie zmienił scenerii, pozostawiając charakterystyczne czeskie tło tej opowieści (wyrażone nie tylko w dialogach postaci, ale też scenografii i muzyce). W swym przedstawieniu zastosował natomiast prostą metodę tytułowego dubbingu - pod papierowe szablony zaprojektowanych przez Zelenkę postaci podstawił odpowiednio dobranych do swych ról aktorów, oddając im głos i pozwalając im na całkowite wypełnienie owych szablonów indywidualną ekspresją. W ten sposób tchnął życie w trochę sfabrykowany świat dramatu, dodając naturalności i realności przedstawionym w nim relacjom międzyludzkim.

"Dubbing Street" Talarczyka jest przede wszystkim dobrze opowiedzianą historią, a właściwie kilkoma epizodycznymi historiami, które rozgrywają się między tymi samymi bohaterami, w różnych konfiguracjach. Dwuznaczną postać Michała Krosa gra Grzegorz Przybył. W jego interpretacji ten alkoholik i kobieciarz, a zarazem ceniony dziennikarz, staje się błaznem i szaleńcem, bywa charyzmatyczny i niebezpieczny zarazem. To on prowokuje spięcia i konflikty, choć pozornie wydaje się pozostawać jedynie w świecie swych pijackich urojeń i iluminacji. Kros jest w tym spektaklu rozpalonym ogniskiem, wokół którego krążą pozostałe postaci: Ewa (Barbara Lubos), Paweł (Marcin Szaforz), ich współpracownik i przyjaciel (Dariusz Chojnacki) oraz jego siostra Lada (Katarzyna Błaszczyńska). Talarczyk od początku do końca buduje swój spektakl w oparciu o sceniczny realizm. Wiernie w stosunku do didaskaliów zaprojektowana zostaje przestrzeń sceniczna, zaś aktorzy przez cały czas grają naturalistycznie, wcielając się w swe postacie i zachowując umowną "czwartą ścianę". Studio, w którym rozgrywa się akcja sztuki, zgodnie z wskazówkami autora, podzielone zostało na dwie części: część nagraniową i realizatorkę. Projektujący scenografię Marcel Sławiński wyposażył je w całą serię wyszczególnionych w tekście sztuki elementów: magnetofon szpulowy, półkę z kasetami, mikrofony wraz z pulpitami do czytania tekstów, pianino oraz zawieszony na jednej ze ścian telewizor plazmowy, na którym wyświetlane są fragmenty dubbingowanych filmów. Ściany reżyserki wyklejono dodatkowo plakatami czeskich gwiazd muzyki rozrywkowej. Ta drobiazgowo odtworzona przestrzeń małego studia dubbingowego posłużyła jako tło dla ukazania odchodzącego w niepamięć świata kolorowych lat 90-tych, ery magnetofonu i kaset wideo. Z milenijnym chaosem i postępującą cyfryzacją rzeczywistości bohaterowie sztuki próbują radzić sobie w różny sposób: z pomocą podejrzanych pasji i kolejnych romansów. Zdarzy się nawet jedno samobójstwo. Nie pomaga to jednak poskładać pokawałkowanej i wymykającej się spod kontroli nowej rzeczywistości, do której - jak się okazuje - nie przystają już nawet kultowe fragmenty dubbingowanych wcześniej filmów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji