Artykuły

Józef Szajna i jego teatr

Pisanie o teatrze Józefa Szajny jest przedsięwzięciem równie trudnym jak percepcja jego dzieła przez widzów, a zwłaszcza przez krytyka. Toteż monografia Zofii Tomczyk-Watrak, autorki książki "Józef Szajna i jego teatr", zawiera w sobie te wszystkie elementy. Jest odkrywcza, lecz trudna w odbiorze popularnym, zmuszająca czytelnika do wnikliwego śledzenia analiz prowadzących do refleksji ogólniejszej natury.

Autorka założyła sobie widać, że pojęcie Szajna - człowiek jest równoznaczne z pojęciem Szajna - teatr, gdyż mimo innej, szerszej, sugestii tytułu książki zajęła się wyłącznie teatrem Józefa Szajny, pomijając całkowicie nawet skąpe dane biograficzne. Wypunktowuje więc to, co dla tej tezy jest najważniejsze - jak to, że należy do pokolenia Tadeusza Borowskiego, Andrzeja Munka, Tadeusza Konwickiego, Różewicza. Tylko dzięki staranności wydawcy dowiadujemy się drogą pośrednią, z indeksu, że chodzi o Tadeusza Różewicza, a nie o Stanisława. Podobnych potknięć jest więcej, jak chociażby niekonsekwencja (czy przeoczenie?) w podawaniu istotniejszych faktów i zdarzeń na drodze twórczej Szajny. W "Katalogu twórczości scenograficznej i reżyserskiej J. Szajny" podaje autorka fakt objęcia przez niego stanowiska dyrektora i kierownika artystycznego Teatru Ludowego w Nowej Hucie w 1963 roku, pomija natomiast fakt objęcia w 1972 r. podobnego stanowiska w warszawskim Teatrze Studio, którego opuszczenie po dziesięcioletniej działalności jest zapewne również znamienne dla awangardy sztuki teatralnej, nie tylko w wymiarze teatrów stołecznych, ale chyba teatru na świecie.

Ale pozostawmy metodologię, która jest przecież kwestią bardzo indywidualną i oddajmy sprawiedliwość autorce, iż praca jej nie tylko wartościuje i analizuje - subtelnie, dogłębnie, a co najważniejsze trafnie - teatr Szajny, ale w swoisty sposób utrwala tę mimo wszystko ulotną sztukę, jaką jest teatr i jego egzystencja w pamięci widzów.

Odsuwając pokusę bezpośredniej polemiki z wypowiedziami krytyków autorka umieściła na końcu książki rozdział "W oczach krytyki". Ten zabieg kompozycyjny nie przesłania jednakże faktu, że cała książka jest owej polemice podporządkowana. I nie mogło być inaczej, skoro najbardziej liczący się przedstawiciele tej krytyki widzieli w teatrze Szajny rozbuchaną "materię plastyczną" i lekceważenie literatury, której przekazywanie było dotąd najważniejszą funkcją teatru w ogóle. Nastawienie polskiej krytyki na łowienie znaczeń poprzez słowo utrudniało jej śledzenie tego, co autorka nazywa "wewnętrzną kodyfikacją" teatru Szajny, a czego niedostrzeżenie nie pozwala z kolei na określenie "logicznej struktury i poetyki" tego teatru.

W tym kontekście zrozumiałym staje się fakt, że teatr Szajny lepiej był odbierany i rozumiany za granicą niż w kraju. Sukces "Replik": "Replika I" w Muzeum Sztuki w Göteborgu w 1971, "Replika II" mająca premierę na Międzynarodowym Festiwalu Sztuki w Edynburgu w rok później, a następnie w 1973 roku "Replika III" na Światowym Festiwalu w Nancy, zmusił niejako krajowych recenzentów do szukania motywacji tego sukcesu, bodaj na doraźne potrzeby reporterskiej relacji z zagranicznych tournée polskiego artysty. Natomiast polska premiera "Repliki", czyli "Reminiscencja", pokazana na jubileuszu 150-lecia krakowskiej ASP, stała się zaskoczeniem, że nie jest to ani wystawa, ani teatr. Tylko nieliczni recenzenci dostrzegli, że jednak zawiera przejmujący widza do głębi dramatyzm.

Do "Repliki" - w której osobiste przeżycia więźnia Oświęcimia i Buchenwaldu podyktowały artyście katastroficzną wizję świata zniewolonego przez przemoc i okrucieństwo - dochodził Szajna latami pracy nad kreowaniem scenicznego obrazu sztuk autorów wybitnych, dzieł nieogranych, o dużym ładunku emocjonalnym. Zawsze fascynował go problem władzy. Czy była to "Młoda gwardia" A. Fadiejewa, do której zrobił swą pierwszą teatralną scenografię w 1953 roku, czy niezmiennie intrygująca go sztuka Witolda Wandurskiego "Śmierć na gruszy", do której od swego reżyserskiego debiutu w 1964 roku nieustannie powracał, czy wreszcie najpełniej wyrażające jego credo reżyserskie i autorskie - dwa utwory sceniczne: "Dante" i "Cervantes".

Do nieporozumień w czytelnym i jednoznacznym wartościująco odbiorze teatralnego talentu Szajny przyczynił się niewątpliwie jego pierwotny zawód scenografa, poświadczony studiami w krakowskiej ASP w 1953 roku, oraz przynależność do świata plastyki, zaświadczona również dyplomem Wydziału Grafiki z 1952 roku. Ograniczało to pole widzenia może nie tyle widzów, co interpretatorów, usiłujących koniecznie doraźnie zaklasyfikować ten dziwny teatr, "happening Józefa Szajny" - jak pisała T. Krzemień w "Kierunkach" w 1973 r. - "rzecz z pogranicza sztuki, kompozycja będąca czymś więcej niż plastyczny environment, o której trudno przecież napisać: spektakl".

A przecież poszukiwania twórczej awangardy teatru przystającego do ogromnego skoku cywilizacji i techniki od epoki pary do epoki elektroniki to nie tylko wizja plastyczna. Szajna nie był osamotniony. Towarzyszyły mu poszukiwania twórcze Tadeusza Kantora i Jerzego Grotowskiego. Teatr odchodzi od jednoznaczności słowa nie tylko przez wizję czysto plastyczną. Coraz swobodniej poczynają sobie z tekstem reżyserzy nawet teatru tradycyjnego, realizującego swoją reżyserską koncepcję środkami tradycyjnymi, po bożemu, czy jak wyraża to potoczny język teatru: "po literach". Jednakże teatr Szajny poszedł najdalej w redukcji słowa na korzyść symbolu uwyraźnionego za pomocą rekwizytów, dekoracji, niemej gry aktorów. Stał się przez to uniwersalny, pojętny nawet dla nieletniego widza obcokrajowca. Wyraziło się to np. w agresywnej reakcji meksykańskich dzieci, które kopały Antoniego Pszoniaka w finale "Repliki", poruszone niezwykle sugestywną wizją zła tego spektaklu.

Jakkolwiek każdy artysta głównie realizuje siebie poprzez dostępne mu tworzywo - teatr, film, muzykę itp. - nie byłabym skłonna w pełni zgodzić się z wynikającym z książki obrazem Szajny jako twórcy samotnie kreującego swój teatr, teatr osobistych doświadczeń i refleksji. Jest to bowiem teatr - czy był raczej - otwarty na nieustanną ingerencję świata zewnętrznego, w którym przyszło nam żyć świata niespokojnego, pulsującego grozą, przemocą i okrucieństwem zintensyfikowanym jakby i przez to, że ostatnia straszliwa wojna światowa nie stała się przestrogą w pełni skuteczną, że czas pokoju jakby rozmył odpowiedzialność za zbrodnie ludobójstwa, i być może ta teraźniejszość była mocniejszym impulsem do przewartościowania wymowy najbardziej uniwersalnych dzieł literatury światowej niż to, co zachowała pamięć młodego chłopca. Jakże niewiele w końcu z tych dzieł przystaje do filozofii naszego świata. Szajna widział je przede wszystkim w twórczości Dantego, Cervantesa. Witkacego.

Nie chciał prezentować fabuły ich dzieł metodą ilustracyjnej opowieści. Przeciwnie, starał się przekazać jakby kwintesencję tego, co w tych dziełach jest najistotniejsze - piekło Dantego, odwiecznie towarzyszące życiu człowieka i walka Don Kichota o zachowanie tożsamości przy powszechnie acz konformistycznie aprobowanym wzorcu społecznym. Do takiej interpretacji zupełnie był nieprzydatny "kostium z epoki", jak i cały sztafaż tradycyjnego teatru, do którego tak jest przyzwyczajony przeciętny widz. Widz, dodajmy, zdany na własne siły, własną wrażliwość i wiedzę ogólną, odporny przy tym na "szumy" krytyki zakłócające niekiedy prawidłowość odbioru.

Oddajmy głos autorce: "spóźniona w czasie idea biednego rycerstwa w zmienionych warunkach historycznych czyni szlachetną skądinąd działalność Don Kichota anachroniczną i nikomu niepotrzebną". Czyżby? A odradzający się ciągle, chociaż w zmienionej postaci, typ człowieka walczącego z wiatrakami - czy to tylko powielanie raz wymyślonej genialnie postaci? Lustro teatru Szajny skierowane do widzów ze sceny to właśnie potwierdzenie odwiecznej prawidłowości ludzkiego działania, nadziei, i porażki.

Niewątpliwym walorem książki jest przeprowadzenie analizy teatru Szajny w kontekście literackim i wykazanie, że dzieło literackie - mimo zabiegów adaptacyjnych - nie zostaje w tym teatrze zubożone w przekazaniu treści najważniejszych. Obraz, sumując niejednokrotnie ogromne partie tekstu, przekazuje jakby sumę wrażeń wyniesionych z lektury. Wrażeń jednak subiektywnych, zabarwionych przemyśleniami lektora i reżysera w jednej osobie. Nie muszą być one zawsze zgodne z wrażeniami innych odbiorców literatury. Są jednak na tyle interesujące, a przy tym tak nieoczekiwanie kojarzące tekst literacki z dzisiejszą wiedzą o świecie i ludziach, że zasługują na uwagę.

Słabiej natomiast wypadł rozdział, a właściwie niewielki szkic, zatytułowany "Plastyka a teatr", poświęcony "Replice". Uwidacznia się przy tej okazji zawodność środków interpretacyjnych stosowanych wobec teatralnego spektaklu. Przydatniejsze byłoby może spojrzenie okiem plastyka bądź powiązanie analizy kolejnych wersji "Repliki" z procesem kształtowania się teatru Szajny. Uniemożliwiła to jednakże kompozycja książki wyodrębniająca wypowiedzi krytyki w oddzielny rozdział, a odsyłająca czytelnika do wypowiedzi samego mistrza zasygnalizowanych jednakże tylko w wykazie bibliograficznym. Być może - w co wierzyć wypada - rozwój tego teatru nie zakończył się wraz z rezygnacją Józefa Szajny z prowadzenia stołecznego Teatru Studio. Jednakże niepowetowaną stratą dla kultury teatralnej jest słaba dokumentacja tego teatru. Podobno "Replika" nie została zarejestrowana, a stało się to przecież w dobie filmu i telewizji.

Zofia Tomczyk-Watrak

JÓZEF SZAJNA I JEGO TEATR

Indeks A. Kulikowska. - Warszawa 1985 PIW. 8°, s. 148, tabl. 19, egz. 10 tyś.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji