Artykuły

Dokąd biegniesz, Kopciuszku?

Wśród scenicznych adaptacji bajki o Kopciuszku wersje baletowe budzą zwykle najwięcej emocji. Przyczyny z pewnością szukać należy w muzyce Sergiusza Prokofiewa, która od blisko 70 lat pobudza wyobraźnię choreografów i reżyserów na całym świecie.

Zarówno "Kopciuszek", jak i napisany kilka lat wcześniej balet "Romeo i Julia" powstały w duchu neoklasycyzmu - w okresie, w którym Prokofiew odszedł już od radykalnej muzyki futurystycznej, pod wpływem której pozostawał w pierwszych latach swej twórczości. Stąd też forma obu dzieł wydaje się już zdecydowanie bardziej wyważona i harmonijna. Choć awangardowe nawyki dają o sobie znać w postaci wyszukanych rytmów, dysonansów i nagłych zwrotów harmonicznych, to jednak nie brakuje tu melodyjnych, lirycznych fraz, ściśle korespondujących z treścią libretta.

Prapremierowe wykonanie "Kopciuszka" miało miejsce w Teatrze Bolszoj w Moskwie w 1945 roku. Libretto do bajki Charles'a Perraulta napisał Mikołaj Wołkow, a choreografię opartą na tradycjach rosyjskiego baletu klasycznego stworzył Rostisław Zacharow. Sukces spektaklu spowodował, iż w niedługim czasie "Kopciuszek" Prokofiewa zagościł na wielu światowych scenach, w rozmaitych interpretacjach i choreografiach. Niektóre z nich, takie jak inscenizacja Fredericka Ashtona w londyńskiej Covent Garden czy Rudolfa Nuriejewa w Operze Paryskiej, przeszły do historii, stając się niedoścignionym wzorem dla późniejszych twórców podejmujących się wystawienia utworu.

Polska prapremiera baletu odbyła się w 1953 roku na scenie Opery Śląskiej. Choreografia Mikołaja Kopińskiego nawiązywała do radzieckich wzorców - historię "Kopciuszka" opowiadała za pomocą klasycznych układów i baśniowej oprawy scenograficznej. W podobnym tonie zrealizowana została kolejna odsłona dzieła Prokofiewa na tejże scenie - inscenizacja Lilianny Potyki z 1989 roku.

Po ponad 20-letniej przerwie "Kopciuszek" znowu powrócił na bytomską scenę - tym razem we współczesnej wersji i choreografii autorstwa Anny Majer. Na kanwie baśni Perraulta reżyserka stworzyła własne libretto, przenoszące akcję utworu w XXI wiek. Czytamy w nim o rozpieszczonych siostrach Kopciuszka, których nieodłącznym atrybutem jest telefon komórkowy i laptop; bezwzględnej macosze zainteresowanej jedynie robieniem zakupów w drogich sklepach, a także o młodym lokalnym biznesmenie Maksie - to on zastępuje tu księcia. Kopciuszek wciąż pozostaje zagubioną, poniżaną przez przyrodnie siostry dziewczyną o dobrym sercu i wielkich marzeniach.

Choć samo libretto zapowiada bardzo współczesną wersję bajki o Kopciuszku, to jednak wykreowana na scenie rzeczywistość tylko częściowo nawiązuje do codzienności naszych czasów. Świat przedstawiony został bowiem celowo zniekształcony i zdeformowany - owo przerysowanie, ale też i odrealnienie, dotyczy przede wszystkim sfery wyglądu i zachowań poszczególnych postaci. W karykaturalny sposób przedstawione zostają zarówno siostry, jak i macocha, sam zaś Kopciuszek i odwiedzająca dziewczynę Matka Chrzestna zdają się przynależeć bardziej do świata baśni niż do realiów XXI wieku. Trudno określić również status uczestników balu - biznesmen Maks i jego towarzysze płci męskiej noszą współczesne stroje, reszta gości nie bardzo przystaje jednak do wyznaczającej miejsce akcji projekcji multimedialnej, ukazującej luksusowy basen na szczycie jednego z nowojorskich drapaczy chmur.

Choć w spektaklu bez trudu wyłapać można obrazy nawiązujące do współczesnej kultury konsumpcyjnej - telefony komórkowe, laptopy, drogie garnitury - to jednak ich pojawienie się nie ma większego znaczenia dla dramaturgii przedstawienia, bowiem trop ten szybko przysłonięty zostaje szeregiem innych zabiegów, odwołujących się już do mniej realistycznych sposobów reprezentacji świata. Mamy bowiem fragmenty rozegrane w konwencji stricte baśniowej i onirycznej, jak sceny z udziałem Matki Chrzestnej, czy finałowy taniec Kopciuszka i Maksa. Domyślam się, iż w dookreśleniu kondycji świata przedstawionego pomóc miały liczne popkulturowe cytaty: upiory w maskach z horroru Krzyk nawiedzające Kopciuszka, czy też dziewczyna wyskakująca z tortu podczas przyjęcia w stroju la "króliczek Playboya" - funkcjonują one jednak na zasadzie efektownych wtrąceń, nie do końca pasujących do reszty elementów tego scenicznej układanki. Sama ucieczka Kopciuszka z balu przedstawiona zostaje w postaci filmu wyświetlonego na dużym ekranie - w poszczególnych jego kadrach rozpoznajemy wnętrza Opery Śląskiej, a następnie ulice Bytomia. Ostatecznie całe towarzystwo ląduje na tajemniczej wyspie - tam też dochodzi do finałowego odnalezienia właścicielki zgubionego wcześniej bucika - puenty.

Poprzez nagromadzenie rozmaitych środków wyrazu, niezliczonych cytatów i odmiennych technik przedstawiania inscenizacja Anny Majer ociera się o estetykę kampu - tyle że jest ona raczej wynikiem przypadku niż zamierzenia, co znacznie osłabia jej artystyczną wartość. W tym całym przepychu, sztuczności i kostiumach stylizowanych wbrew tradycjom historycznym i gatunkowym zabrakło klarownej interpretacji baśniowego mitu - nie wiadomo, gdzie tak naprawdę rozgrywa się akcja spektaklu, kim jest Kopciuszek i do jakiej widowni kierowane jest przedstawienie. Oglądając spektakl Anny Majer, można odnieść wrażenie, iż choreografka do końca nie mogła się zdecydować, w którym kierunku poprowadzić sceniczną narrację - chęć uczynienia "Kopciuszka" uniwersalną baśnią dla każdego zaowocowała barwnym, choć nie do końca spójnym kolażem scenicznych obrazków. W zespoleniu poszczególnych scen nie pomaga również choreografia - z jednej strony oparta na nowoczesnych technikach tańca, z drugiej zaś sięgająca do tradycji baletu klasycznego. Ta choreograficzna różnorodność miałaby szansę obronić się popisowymi, zapierającymi dech w piersiach układami - takich w spektaklu niestety brakuje. Poza kilkoma bardzo dobrymi duetami - między innymi Klary (Dominika Koj) i Leny (Aleksandra Piotrowska) oraz Kopciuszka (Aleksandra Ulewicz) i Maksa (Michał Krzemień), tancerze Opery Śląskiej raczej pozbawieni zostali możliwości wykazania się technicznymi umiejętnościami.

A jednak na bytomskiego "Kopciuszka" warto się wybrać. Powód? Wspaniała, wciąż inspirująca muzyka Prokofiewa, którą orkiestra Opery Śląskiej pod dyrekcją Krzysztofa Dziewięckiego wykonuje wzorowo. Precyzja wykonania oraz szczególna czujność dyrygenta, koordynującego również działania tancerzy - to dwa elementy, bez których nie udałoby się osiągnąć pożądanego efektu muzycznego. Artyści Opery Śląskiej sprostali tym niełatwym zadaniom. Doskonale zabrzmiały zarówno liryczne frazy, jak i fragmenty o motorycznym, dynamicznym charakterze. Najbardziej rozpoznawalne motywy przewodnie pozostają w głowie na długo po opuszczeniu teatru - szkoda tylko, że bez konkretnych obrazów zaczerpniętych z samego przedstawienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji