Artykuły

Odpowiedź światu

SCHODY. Długa droga w górę i zawiłe meandry korytarzy warszawskiego teatru STUDIO. Cały czas towarzyszą nam, wskazują, prowadzą znaki. Zwykłe i powszednie: strzałki, linie, napisy, lub nieoczekiwane, śmieszne, szokujące jak owa ręka zwieszająca się z wyższego piętra, długa i bezwładna; którą raz po raz ktoś ujmuje ze śmiechem, potrząsa i lekko zawstydzony, zażenowany puszcza. Zasapani, z sercem w gardle, dochodzimy wreszcie na miejsce.

Wielka, niezbyt wysoka sala (malarnia teatru) obstawiona jakby przed chwilą zniesionymi tu krzesełkami, które rozlokowano w kilku rzędach wzdłuż ścian - jest sceną i widownią zarazem. Na środku piętrzy się monstrualne śmietnisko. Strzaskane protezy zmieszane ze zdartymi butami, strzępy plastikowej folii przysypane rdzawobrunatną ziemią, połamane manekiny, zużyte opakowania, puszki, strzępy odzieży, szmaty, gałgany, żelastwo. Wszystko nijakie, żadne, zniszczone.

Wokół rozstawiono wielkie lalki, fotografie z lagrowych kartotek, wycięte na podobieństwo makiet-celów ze strzelnicy. W kącie biały fortepian "ugarnirowany" wymyślną konstrukcją znów z protez - i podobizna starego Haeftlinga. Pod sklepieniem, na rusztowaniach teatralne reflektory. Kręcą się robotnicy, maszyniści, sprzątaczki. Coś tam poprawiają, ktoś zamiata, zmienia dekoracje, rekwizyty... Tak jakbyśmy przyszli nie na gotowy spektakl, lecz na próbę, jakbyśmy wtrącili się w ich życie.

Wreszcie ludzie rozsiadają się, wszystko cichnie, nastaje spokój. I dopiero wtedy orientujemy się, że przecież coś się tu dzieje. Kupa śmiecia nabrzmiewa ruchem. Coś zaczyna się gmerać, coś jakby kiełkuje. Zaczyna osypywać się ziemia, raz po raz szeleści folia. Wreszcie przez gęsty kożuch odpadów naszej świetnej cywilizacji - przebija się dłoń. Potem ręka, ramię... wreszcie straszliwym, bolesnym wysiłkiem z łona nieczystości wywleka się człowiek. Nie, nie człowiek, strzęp człowieka, ludzkie widmo, nędzarz, niewolnik, więzień. W burej włosiennicy, ogolony "na palę", szary, spopielały, brudny pełznie po stercie parującej, niczym niedogaszona hałda. Po chwili, z drugiej strony śmietniska, zaczyna "kiełkować" następna dłoń...

Tak się rozpoczyna jeden z najznakomitszych spektakli Józefa Szajny - REPLIKA IV, wystawiana w teatrze Studio. Replika? Słowo "replika" kryje wieloznaczność, znaczy bowiem równie dobrze "odpowiedź", co "powtórzenie". Czym wiec jest REPLIKA Szajny: odpowiedzią czy powtórzeniem?

Szajna twierdzi, że jest jego odpowiedzią, jakiej udziela każdemu z dzisiejszych dni. Tym, które znaczyły bomby zrzucane na Wietnam, i tym, które spowiły się w kłębach dymu z płonącego pałacu La Moneda w Santiago, a także innym, bliższym i dalszym. Odpowiedzią dramatyczną: ukazaniem świata w lustrze oświęcimskich doświadczeń. Bowiem w jego, Szajny, twórczości obóz koncentracyjny nie został przeniesiony do archiwum doświadczeń przeszłych. Epoka pieców żyje w świadomości wieloletniego więźnia, pechowego uciekiniera i skazańca z karnej kompanii. Żyje bardziej jako memento, niż obsesja. A więc REPLIKA jest i powtórzeniem. Powtórzeniem losu świata w wizji artysty.

Autoekshumacja, odnajdywanie bliźnich, wspomnienia dziecięce, narodziny Supermana... Golgota, w prochu i kurzu powstał człowiek, spowiedź i pokuta za grzechy niepopełnione, nasza replika, requiem, epitafia i apoteozy - to kolejne sceny tego niezwykłego spektaklu. Pada w nim nie więcej niż cztery - pięć słów. Lecz jak ważkich. Pomóż, mamo, chodź, oczy... To chyba wszystko. W słowach tych, wypowiadanych na samym dnie piekła, jakie tylko człowiek potrafi zgotować człowiekowi, zamyka się ostateczna wartość egzystencji. Padają one rwane rytmem potwornej pracy, bezwzględnej walki.

Obrazy zbudowane są z przenikających się warstw subtelnej liryki, brutalnego naturalizmu, ironii, patosu, metafor i dosłowności. Przedstawienie pozornie skłócone, przypadkowe, chaotyczne, w istocie zaś konsekwentnie prowadzące przewodnią myśl od pierwszej do ostatniej sceny. Od owej kupy śmieci, z których wygrzebuje się człowiek na swój los codzienny i zwykły, aż po finał, w którym pojawia się na planie sam Szajna. Po wszystkich okropnościach, strzałach, egzekucjach, selekcjach, rozwałkach, gazowaniach - wychodzimy znów na powierzchnię życia. Szajna wnosi małego, dziecinnego bąka i puszcza go na podłodze. Zabawka buczy... buczy i zataczając się wiruje.

Czy jest to gest z tradycji dawnych mistrzów, którzy umieszczali na obrazach, w tle, z boku, ledwie widoczne autoportrety, sygnując nimi dzieła? Nie, bąk ów to nie tylko podpis, to optymistyczne wskazanie: wróci życie, przyjdzie nowy, odrodzony człowiek z dziecięcą wiarą w jutro. Już nadchodzi jego czas i zwycięży, jeżeli nie zgotujemy mu znów nocy. Nocy długich noży, dymiących kominów, jak wtedy pod Oświęcimiem...

Koniec? Nie, schodzimy z wolna na dół. W foyer, otoczony błyszczącą barykadą instrumentów, siedzi brodaty wirtuoz. Świetny perkusista - Władysław Jagiełło. Ludzie stają, czekają. W ciszy pierwsze uderzenie, artysta zaczyna koncert, improwizację na temat REPLIKI. Daje własną replikę naszego losu, własną odpowiedź światu.

Dopiero na wielkim placu przed teatrem uświadamiamy sobie, że coś się stało. Dokonało się, zapadło to w nas. Mimo wstrząsu, czujemy się wolniejsi. Ujrzeliśmy korzenie zła - znane stało się mniej groźne. Ostrzeżono nas. Pięciu świetnych aktorów (Irena Jun, Ewa Kozłowska, Stanisław Brudny. Antoni Pszoniak, Józef Wieczorek) znakomicie zgranych, czujnych, sprawnych, twórczych wraz z Szajną i Jagiełłą wyprowadziło nas na inny świat. Lepszy, bardziej ufny, jaśniejszy. REPLIKA jest jednak w pierwszym rzędzie odpowiedzią.

REPLIKA IV ma swoje poprzedniczki. REPLIKI dwu nurtów: kompozycji przestrzennej, niemego spektaklu, w którym występują statyczne kukły, a jedynymi ruszającymi się bohaterami są widzowie, oraz spektaklu ożywionego działaniami aktorów-ludzi. Pierwszą - plastyczną - REPLIKĘ stworzył Szajna w 1971 r. w Göteborgu (Dni Polskie), drugą na Edynburgskim Festiwalu w rok później. Tam też po raz pierwszy wystąpili aktorzy: trójka Polaków i angielska para. Była to REPLIKA II, obok której równolegle "szła" REPLIKA z kukłami. W Nancy, w 1973 r.; wystawił Szajna REPLIKĘ III - tylko z aktorami polskimi.

Każda następna wersja była więc trochę inna dramaturgicznie, inscenizatorsko i treściowo. Każda bowiem miała stać się odpowiedzią światu. REPLIKA IV, ta z warszawskiego Studia, czyli polska prapremiera (muz. Bogusław Schäffer) i niemal równolegle REPLIKA V w Krakowie, nawiązująca do wersji göteborskiej, spektaklu bez aktorów.

W grudniu będzie jeszcze Łódź (na zasadzie kukieł), a w styczniu wznowienie w Warszawie - w Studio. Czy będzie to powtórka spektaklu z października? To zależy od czasu, od świata, od chwili - odpowiada inscenizator. Kolejne spektakle są przecież kolejnymi odpowiedziami. Ostatni był repliką na to, co stało się w Chile. Przede wszystkim na to - dodaje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji