Artykuły

"Plus/minus/nieskończoność", czyli powidok koszmarów

"Wszystkie błędy są celowe, są pamięcią postaci" - to pierwsza informacja, jaką otrzymujemy. Dziwna informacja, bo z jednej strony odnosi się do tego, co zobaczymy/usłyszymy, z drugiej - trudno nie czytać jej jak zapowiedzi twórców, którzy już na wstępie odżegnują się od błędów. W spektaklu W kwestii zwycięstwa pytanie o to, co jest błędem - nie tylko tym historycznym - jest kwestią kluczową. I zarazem nierozstrzygalną.

Mieszkanie przy ulicy Józefa 16, w oficynie. Pomieszczenie, które kiedyś było kuchnią - najprawdopodobniej; dziś pozostał po niej tylko zlew. Na ławkach, które tworzą widownię, mieści się około 20-30 osób. Intymny seans pamięci, która, jak już zasygnalizowano, nie jest wolna od błędów i wypaczeń, rozpoczyna się w chwili, gdy wszyscy usiądą, a postać określana jako Wielka Głód zacznie swoją opowieść. Snutą niby nieprzypadkowo, bo z okazji "światowego kongresu pokojowego", ale dziwny to kongres, skoro gośćmi są dawno straceni dyktatorzy, rewolucjoniści, mordercy Albo ich ofiary. I jeszcze - obywatele niesłusznie skazani w procesach politycznych. Dziwna zbieranina.

Miałam poczucie dziwności sytuacji - niby przyszłam sama na spektakl, ale równie dobrze mogłam tu być przyprowadzona przez jakąś bojówkę albo zaproszona przez bliżej nieznaną mi sektę. Konspiracja albo przymus. Tak czy siak jednak opresja - bo przez godzinę słucham Wielkiej Głód, urodzonej z "ruskiego ojca/ i matki Ukrainki" (wszystkie cytaty - w oryginalnym zapisie - podaję za tekstem pilgrima/majewskiego) w 1932 roku. Bohaterka to Kobieta/widmo, która najpierw będzie "wybitną utrwalaczką/władzy sowieckiej", potem żoną von Ribbentropa, po 1945 roku - Johna Edgara Hoovera, a w końcu "wyzwolicielką" Afryki ("bo przecież/ nie jest/ to tajemnicą/ że rewolucja/ najpierw/ musi zjeść wrogów/ a potem/ swoje dzieci/ a ja potrafiłam/ to zrobić/ perfekcyjnie/ i dyskretnie/ i robiłam/ wielki głód/ tak wielki/ i tak w temacie/ że zawsze/ zostawali/ tylko/ nasi/ w sudanie/ somalii/ nasi/ w etiopii/ czadzie/ kongo demokratycznym/ nigerii/ nasi/ w środku afryki/ i na wybrzeżu kości/ nasi/ w angoli/ nasi/ i tam/ gdzie było napisane/ afrikana liberta").

Wielka Głód (Lidia Duda) mówi wprost do widza albo używa przygotowanych wcześniej taśm. Deklaruje, że powie o sobie "najprościej/ jak mogę/ najszybciej/ jak wymagacie". A my - widzowie - właściwie niczego nie wymagamy, a poddajemy się narracji, która - to jeden z paradoksów tego projektu - bywa równie zaskakująca, co przewidywalna. I właśnie w owym zaskoczeniu przewidywalnością kryje się groza opowieści Wielkiej Głód.

Owszem, niewiele dziwi w historii o tym, jak Wielka Głód najpierw zjada wszystko, co staje jej na ukraińskiej drodze, potem pożera "pyszną kanapę/ i szafę zdobioną/ i burżuazyjny żyrandol" moskwian, a potem zaraża głodem więźniów niemieckich obozów koncentracyjnych. Po pierwszych odsłonach opowieści wiemy, że po wojnie Wielka Głód uda się za ocean, a potem pewnie do krajów rozwijających się. A jednak jesteśmy przerażeni tym, że to wiemy. Nie tym, że pamiętamy to wszystko z podręczników historii ani że możemy wyrysować sobie na mapie strefy cierpienia i śmierci. Przerażenie budzi szatańska logika owego działania, choć o dobru i złu nikt tu nie mówi. Ani o tym, skąd się biorą, po co i dlaczego. Jedynymi kategoriami, jakimi rządzi się ta opowieść, są głód i zwycięstwo.

Wielka Głód Lidii Dudy niczym szczególnym się nie wyróżnia. Podobno ma 82 lata, ale wygląda, jakby miała kilkadziesiąt mniej. Dlaczego ona właśnie jest tą, która opowiada nam tę historię? I dlaczego mamy jej wierzyć? W tym spektaklu nic nie jest pewne - kilka, kilkanaście faktów, jakieś okoliczności historii. Nie wiemy, czy mamy do czynienia z szaloną kobietą, czy z medium, z podwórkową wariatką czy wieszczką. Postać mówi z przekonaniem, ale czasem od rzeczy. Podaje fakty, ale niekiedy toną one w majakach, być może będących majakami chorego, głodnego człowieka.

W Polsce Wielka Głód się nie zadomawia : "i tak dostałam/ pomieszania/ oszalałam/ straciłam/ wyraźny cel/ jasność/ i sens/ zagubiłam/ tożsamość/ własną/ swoją/ wszystko/ mi się/ rozchwiało/ zrelatywizowało/ i/ przepraszam za słowo/ ale nie mogę/ inaczej/ po prostu/ posrało/ w tej polsce/ tym kraju/ bez ładu/ bez porządku/ bez myśli/ bez energii/ bez perspektyw/ bez nadziei/ i bez sensu". Ten "polski" fragment najbardziej mi w tym przedstawieniu przeszkadza swoją doraźnością, nazywaniem wprost najbardziej stereotypowych przecież narodowych i społecznych grzechów.

Największym walorem tekstu W kwestii zwycięstwa (jako partytury spektaklu) jest właśnie zawieszenie pomiędzy prawdą a zmyśleniem, kiedy funkcjonuje poza publicystyką czy, mówiąc inaczej, polityką historyczną. Mieszanie faktów i zmyśleń albo raczej "domyśleń", ich wzajemne przenikanie się i wypieranie są tu najciekawsze. W kwestii zwycięstwa otwiera pole do dyskusji w niemal każdej sekwencji tematycznej, ale (tu znów paradoks!) nie prowokuje do niej, nie skłania widzów do polemik ani wytaczania kontrargumentów. Ten spektakl nie jest głosem w sprawie, a raczej przedziwną pieśnią żałobną. Bo w końcu więcej tu ironii i goryczy niż rozpaczy. Ale ta ironia jest właśnie gorzka, jakby stępiona, spopielona. Nie jest żadną postawą ani odpowiedzią, bo odpowiedzi na śmierć nie ma.

W kwestii zwycięstwa pozostawia widzów z pytaniami: czy rację miał John Edgar Hoover, tak gorliwie zwalczający amerykańskich komunistów ? Czy zagłada dużej części Afryki jest winą Zachodu? Czy świat, który tak naprawdę nigdy się nie zmienił, bo tylko zmieniały się na mapie obszary niewolnictwa, nędzy, terroru i śmierci, ma jeszcze jakąś szansę na odkupienie? A może Majewski chce osiągnąć coś więcej, chce, byśmy zakwestionowali wszystkie te pytania jako banalnie głupie, naiwnie niedorzeczne? Może. Wielka Głód, wyliczając swoje ofiary, stwierdza: "wszystkich było razem/ plus/ minus/ nieskończoność". A potem dodaje z prostotą: "bo w kwestii zwycięstwa/ głos może zabrać/ tylko ktoś/ kto zwycięstwo/ przygotował/ przeprowadził/ i skonsumował". My, zwyciężeni, skazani jesteśmy na trwanie wbrew pamięci i odganianie koszmarów, tych we śnie i na jawie. Bo nie bardzo wierzymy słowom Wielkiej Głód: "ale wy tutaj/ nie martwcie się/ to były inne czasy/ świat był inny".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji