Artykuły

Herbatka u swatki

Wstyd przyznać. Pierwszy raz byłem w legnickim Teatrze Modrzejewskiej. Trafiłem na premierę "Ożenku" wg Gogola. Najpierw zaskoczył mnie domowy wręcz i wielce przyjazny klimat teatru. Czułem się trochę jak na obiedzie u mamy. Pomiędzy zaproszonymi gośćmi uwijał się sprawnie gospodarz, dyrektor Jacek Głomb.

Dbał, by każdy mógł się poczuć wyróżniony i oczekiwany. Miłe panie z obsługi bezproblemowo i błyskawicznie rozwiązywały wszelkie problemy widzów. Wszyscy się tu znali i w miarę radośnie witali. Też spotkałem znajomych. Miło było bardzo. Potem zaproszono nas na widownię. Zabytkowe wnętrze teatru robi wrażenie. Jest tu balkon. Są loże. Siedzenia bardzo wygodne. Widzowie z wielką sympatią wymieniali się własnymi oczekiwaniami co do przedstawienia. Czuli się tu u siebie. To chyba największy sukces dyrektora Głomba. Sprawił, że wielu legniczan uznało Teatr Modrzejewskiej za swój.

Drugi sukces to zespół. W "Ożenku" biorą udział wszyscy aktorzy. To podobno reguła. Każdy ma grać. Ta swoista demokracja przynosi efekty. Artyści zdają się tworzyć jeden teatralny organizm, znakomicie ze sobą współpracują na scenie, wspierają się nawzajem i inspirują. Wiele osób było moimi studentami we wrocławskiej szkole teatralnej. Nie widziałem ich dziewięć lat i nie mogłem się nadziwić ich artystycznym postępom. Rafał Cieluch już jako student wyróżniał się wybitnym talentem. W "Ożenku" jest znakomity. W pełni kontroluje akcję przedstawienia i swobodnie inicjuje kolejne działania pozostałych aktorów. Popis profesjonalizmu i dyscypliny.

Magda Skiba w szkole wciąż radykalnie eksperymentowała z własną cielesnością i trochę się bałem o jej przyszłość w teatrze. W "Ożenku" chyba najbardziej mnie zaskoczyła. Gra seksowną miłośniczkę motoryzacji. Bardzo przekonująco. Zuza Motorniuk w szkole również chodziła własnymi drogami. Zawsze była równie kreatywna, co niezależna. W "Ożenku" pozostaje wciąż entuzjastką, ale też - podobnie jak Magda - znakomicie pracuje zespołowo. Obie artystki swoje aktorskie kreacje odważnie zakorzeniają we własnych osobowościach. Paweł Palcat, jeden z najbardziej pracowitych i uduchowionych studentów w szkole, stworzył w "Ożenku"przejmujące studium zubożałego intelektualisty alkoholika. Paweł zawsze podejmował kontrowersyjne tematy w swoich artystycznych projektach. Dziś jest w pełni dojrzałym, wybitnym artystą teatru. Robert Gulaczyk, młodszy o rok od pozostałych absolwentów wrocławskiej PWST, objawił z kolei w "Ożenku" duży talent komediowy w roli kierowcy TIR-a. Nie znałem Roberta od tej strony.

Z wielką satysfakcją podziwiałem znakomite role starych znajomych. Pozostali aktorzy byli równie świetni. Każdy proponował wyrazistą i pomysłową postać. Anita Poddębniak i Bogdan Grzeszczak dobrze wykorzystali swoje wybitne talenty komediowe. Fenomenalnie śmieszny był Paweł Wolak jako fantazjujący pułkownik kombatant. Brawurową rolę stworzyła Joanna Gonschorek. Świetnie śpiewa. Gonschorek razem z Cieluchem dowodziła Klubem Odnalezionych Serc "Semper Fidelis", gdzie toczyła się akcja sztuki. "Ożenek"ostał bowiem uwspółcześniony i wzbogacony o pokaźną kolekcję postaci kobiecych. Dzięki temu zabiegowi cały zespół mógł wziąć udział w przedstawieniu.

Panowie mieli łatwiej. Większość ich ról napisał sam Gogol. Wykorzystali tę okoliczność wybornie. Panie musiały same swoje postacie wymyślić i wykreować. Zapewne z pomocą reżysera, Piotra Cieplaka. No ale Cieplak, choć wybitny, to jednak nie Gogol. Sytuację pań ratowały pomysłowe kostiumy zaprojektowane przez Andrzeja Witkowskiego. Niektóre kobiece role w pierwszej części przedstawienia lawirowały jednak na granicy kreskówki. Bywały śmieszne, ale też mało realne. Co zapewne reżyserowi nieco doskwierało, bo po szalonej i szybkiej części pierwszej spektakl zwolnił i jakby spoważniał. Zrobiło się trochę nudno. Kolejni bohaterowie zaczęli poświadczać własne głębie. A że było ich sporo, to się sceny dłużyły. Na szczęście aktorzy z żelazną dyscypliną trzymali się swoich postaci i robili, co mogli, żeby przedstawienie jednak ożywić.

Reżyser dodał też na początek i koniec przedstawienia etiudy pantomimiczne ze scenkami współczesnymi, żeby nam na widowni jasno uświadomić, iż wedle dewizy Gogola w komedii śmiejemy się sami z siebie. Czyli że scena to zwierciadło życia. Może ktoś na widowni tego jeszcze nie wiedział. To się dowiedział. Zresztą w całym spektaklu wyraźnie widoczne były kolejne pomysły reżysera. A to aktorki gromadziły się w jedną masę i wspólnie coś wyrażały, a to wszyscy panowie reagowali równocześnie takim samym gestem. Nie jestem pewien, czy ta musztra była potrzebna. Jakby reżyser nie ufał swoim aktorom i w chwilach kluczowych tresował ich zachowania. W teatrze to raczej aktor powinien być widoczny, nie reżyser.

Ożenek w Legnicy to bardzo solidne przedstawienie teatru mieszczańskiego. Spełnia znakomicie swoje główne zadanie. Widzowie bawili się świetnie, a wychodząc, żywo dyskutowali o problemach doboru małżeńskiego. Po spektaklu czułem jednak lekki żal, że moi znakomici koledzy, z Piotrem Cieplakiem na czele, aż tyle pracy i czasu poświęcili na stworzenie w sumie błahego widowiska. Solidnego, ale jednak błahego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji