Artykuły

Kołtun totalnie ośmieszony

Zacznijmy od tego, co wokół teatru. Otóż ostatniej premierze w Państwowym Teatrze im. Juliusza Osterwy, towarzyszyła atmosfera swego rodzaju sensacji. No i bardzo dobrze. Wreszcie! Bo też nie ma teatru, albo jest tylko w połowie, kiedy nie towarzyszy mu sensacja, tajemniczość, namiętne spory i pewna konieczna zabawa towarzyska. W końcu teatr - oprócz księgowego, kasjera i bileterów - to przecie rzecz umowna. Kierkegaard rzeki był kiedyś: "Różnice między ludźmi sprowadzają się właściwie do tego, jak wypowiadają głupstwa; to, że je wypowiadają, jest ogólnoludzkie". Podobnie jest z rzeczywistością i teatrem. Czasem, gdy patrzymy na naszych bliźnich rzeczywistych, to oczy przecieramy ze zdumienia i zastanawiamy się, czy to aby nie ułuda teatralnej sceny...

Tedy o tej premierze mówiło się już od dawna. Szykowali się na nią wszyscy, których teatr gorzowski, i nie tylko gorzowski, wielce obchodzi. Wprawdzie "Moralność pani Dulskiej" nie bulwersuje już tak teatralnej publiczności jak w czasach pani Gabrieli Zapolskiej, ale nazwisko aktorki mającej Dulską grać, zrobiło swoje. Oto wielka heroina sceny polskiej, aktorka, która zagrała chyba wszystkie możliwe królowe i damy wielkiej namiętności - NINA ANDRYCZ jako kołtun nad kołtunami! To ci dopiero gratka! Tak, że w teatrze tego wieczora można było zobaczyć również tych, co to nie bardzo lubią zadawać sobie trud chodzenia doń w ogóle. I to było pierwsze zwycięstwo odniesione przez scenę gorzowską. A zwycięstw tych było wiele. Aby je choć w części zarejestrować, wejdźmy do teatru.

Na scenie zagospodarowanej przez Antoniego Leona Barańskiego właściwie nic nie zaskakuje. Taki salon krakowskiego mieszczucha obśmiany został już na wszystkie strony. Owe sprzęty pozbierane z różnych możliwych salonów, ich niepomierne zagęszczenie, jakby zmaterializowane hasło: jak najwięcej do siebie, do siebie, pod siebie! Słowem - mieszczańska codzienność.

W tej to scenerii, właśnie takiej powszedniej, zjawia się pani Anielcia Dulska. I w tym miejscu kończy się codzienność. Bo też Nina Andrycz kreuje Dulską absolutnie inaczej niż przyzwyczaiła nas do tego tradycja teatralna.

Program teatralny cytuje Antoniego Słonimskiego: "Nie pocieszajmy się, że Dulscy wymarli, nie pocieszajmy się. że to komedia historyczna - Dulska jest dziś taka sama jak wczoraj, a z mieszkań od frontu czy oficyn, z pięciopokojowych lokali naszych kamienic do dziś bije swąd dulskiej moralności i wąskim pasemkiem przenika do atmosfery, którą oddycha miasto" W ten sam sposób potraktowała Dulską pani Andrycz. Współcześnie. Co to znaczy? Ano, nie jest jej Dulska przeraźliwym babsztylem uganiającym się z krzykiem po scenie. Żadnych takich grubych krech. Normalna kobieta - pani domu, matka dzieciom, z niewygaszonymi potrzebami uznania... W szlafroku, ale wcale nie szmatławym...

Zjawia się w salonie i nie mamy wątpliwości, kto temu salonowi patronuje, kto reguluje w nim rytm życia, kto decyduje o wartościach uznawanych przez ludzi w nim żyjących. Ta Dulska od razu jest perfidnie pazerna. Nina Andrycz w budowaniu tej postaci umiejętnie wykorzystała to, co dzięki psychologii wiemy o współczesnych. To obłapianie świata oburącz, owa pazerność jest prostą konsekwencją życia Dulskiej. Widać to najwyraźniej w momentach nerwicowej irytacji bohaterki. Kiedy ta Dulska jest najbardziej poirytowana? Ano wtedy, kiedy świat nie chce się jej podporządkować. Tym światem jest syn, są córki, jest mąż, jest służba. Władczy stosunek wobec rodziny, salonu, świata jest jakby życiem zamiast. Po prostu Dulska odgrywa się na nich wszystkich za własne nieudane życie. Za swoje niespełnienie. Nina Andrycz wyraźnie tę okoliczność pod kreślą w scenie "kuszenia" Felicjana swoją niezaprzeczalną urodą. Taka "dulszczyzna" pozbawiona została skutecznie przez aktorkę jakichś metafizycznych uzasadnień. Skąd się biorą współczesne Dulskie? Ano stąd, że te kobiety właściwie nie mają innego wyjścia! Nie stać je na przeciwstawienie się tym regułom społecznej gry, które eliminują je z życia pięknego, godziwe go, pełnego miłości i radości istnienia. Są zbyt ubogie wewnętrznie, aby mogły się przeciwstawić równi pochyłej przemijającego czasu, kultowi dóbr materialnych i czemu tam jeszcze. Pozostaje im jedno - ucieczka w kołtuństwo... Tryumfy Dulskiej są tryumfami pozornymi. Ale mimo wszystko groźnymi. Najbardziej skuteczną walką z nimi jest po prostu śmiech...

Trzeba przyznać, że Nina Andrycz rozprawia się z Anielcią Dulską okrutnie. Jak już napisałem - bez grubej krechy. Postać ta zbudowana jest z niebywałą perfekcją aktorską. Przede wszystkim samym sposobem bycia na scenie. Obecnością. Silą komiczną głosu. Przede wszystkim zaś pointowaniem sytuacji zarazem komicznych jak i przerażających. Myślę, iż kunszt aktorski Niny Andrycz zasadza się na niebywałej harmonii w posługiwaniu się słowem, mimiką, gestem 1 grą z rekwizytem.

Tak więc powiedzmy: głównym zwycięstwem Niny Andrycz było autentyczne rozłożenie na łopatki kołtuna poprzez totalne ośmieszenie go.

Nie ma się czemu dziwić, iż w tym spektaklu reżyserowanym przez Stefanię Domańską. Nina Andrycz niepodzielnie opanowała scenę. Ale też jej zwycięstwem jest i to, że cały spektakl grany był wspaniale! I przez wszystkich. Wielka artystka stworzyła na scenie taką atmosferę (to zna czy - atmosferę ogromnych wymagań od siebie), która udzieliła się wszystkim jej partnerom. Zatem i Wiesław Wołoszyński, Maciej Reszczyński, Anna Zapaśnik, Jolanta Wolniak, Izabella Niewiarowska-Wołoszyńska, Eleonora Wallner, Karolina Salanga, Izabella Bilska mogą zupełnie swobodnie zapisać to przedstawienie na koncie sukcesów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji