"Moralności pani Dulskiej"
Józef Fryźlewicz wystawiając sztukę Zapolskiej postanowił uderzyć w neomieszczan, w kult pieniądza i dorabiania się za wszelką cenę, w przeżywającą swój renesans mentalność posiadacza. Dla zjawiska tego, wszechstronnie ostatnio dyskutowanego i opisanego, znaleziono jednak wykładnię zbyt prostą, pobrzmiewającą naiwnym dydaktyzmem. Niewiele bowiem wynika z tego, że nad sceną zawiesi się talerz anteny satelitarnej, jeszcze mniej - ze zmiany zakończenia, w którym młode pokolenie Dulskich wygłosi na proscenium swój komentarz do wcześniejszych wydarzeń. Przedstawienie zadedykowano młodzieży, stąd chyba ów brak zaufania do odbiorcy, próba uaktualnienia Zapolskiej poprzez dodanie i jej naiwnie współczesnych akcentów. Te zabiegi w ostatecznym rozrachunku znaczą niewiele, okazują się mniej istotne od literatury, którą zaproszona na premierę młodzież przyjmuje bezbłędnie. To, co w bydgoskiej inscenizacji wydaje się być udane i świeże mieści się w warstwie aktorskiej przedstawienia. Fryźlewicz jako reżyser poszukiwał nowych możliwości interpretacji, co przynajmniej w paru przypadkach skończyło się sukcesem. Interesujący jest więc Zbyszko Juliusza Krzysztofa Warunka - zmęczony i znudzony pozą dekadenckiego kabotyna, także Mela Sabiny Studzińskiej, delikatnie minoderyjna, wyraźnie upajająca się własną dobrocią. Zawodzi - niestety - Aleftyna Gościmska jako Dulska - przekonywająca w momentach zwykłej troski o syna, ale w scenach pozostałych tak miotająca się po scenie, że śmieszna w sposób niezamierzony. Pozostali aktorzy grają poprawnie i poza ten kanon nie wychodzi całe bydgoskie przedstawienie. Tylko scenografia Mariusza Napierały jest fatalna, przypadkowo poustawiane na scenie brzydkie i zniszczone meble wystawiają teatrowi złe świadectwo.