Artykuły

Dulska żyje?

"(...) nie obchodzi mnie to nic, że mnie nazywają fabrykantką sztuk i gromią mnie za efekta, którymi ubarwiam swoje sztuki. Życie ma mnóstwo efektów, którymi ubarwia nasze istnienie, a ja staram się to, co piszę, czerpać z życia..."

Z życia wzięła Gabriela Zapolska także swoją Dulską i osadziła ją w Krakowie, którego wyraźnie nie lubiła. Przebywała w tym mieście około roku, przed wyjazdem do Paryża, i wystarczyło, aby wydawać o Krakowie i ludziach tam mieszkających niezbyt pochlebne opinie. Była jednak dziennikarzem, jej zmysł obserwacyjny był wyostrzony. Na domiar jako aktorka znała świetnie prawa sceny, umiała pisać dla aktorów. Nie przewidziała jednak, że ten nurt w jej twórczości ("Żabusia", "Panna Maliczewska", "Moralność pani Dulskiej") okaże się najżywszy, że dulszczyzna wejdzie do naszego słownika i będzie - po dziewięćdziesięciu niemal latach, jakie miną od napisania sztuki - towarzyszyć nam jako synonim mieszczańskiego kołtuństwa, zakłamania, fałszywej moralności.

Na premierowym przedstawieniu w Bałtyckim Teatrze Dramatycznym było tłoczno, dostawiano krzesła, publiczność nie szczędziła braw aktorom. Należy to odnotować, tym bardziej że przecież nie tak dawno wznawiano w Teatrze Telewizji "Moralność pani Dulskiej" z Anną Seniuk i Januszem Michałowskim. Ale szklany ekran nie zastąpi żywego teatru. Kontakt widzów z aktorami stwarza emocjonalne więzi, napięcia, które powodują, że dialog na scenie staje się żywy, celny.

Czy taki w istocie odbieraliśmy podczas koszalińskiego przedstawienia "Moralności pani Dulskiej"? Chyba nie, skoro ostre dialogi Zapolskiej nie zawsze kwitowano na widowni śmiechem, a przecież wiadomo, że od sposobu "podania" tekstu zależy reakcja widzów. Chwilami odnosiło się wrażenie, że aktorzy zamiast tragifarsy grają dramat, przez co przedstawienie stało się przyciężkawe, a nawet chwilami nudne. Miejmy nadzieję, że z czasem aktorzy nabiorą lekkości, pewności, bardziej świadomie będą prowadzić dialogi, a dzięki temu całość będzie bardziej wartka.

A może tkwi tu także grzech reżysera? Krzysztof Ziembiński wyreżyserował "Dulską" bardzo starannie, zadbał o wypunktowanie najistotniejszych scen, o ich czytelność. Może nawet przecelebrował spektakl, jakby nie ufając zbytnio aktorskiej inwencji. Ale ważne, że jest w tym przedstawieniu klimat, chociaż wydaje się ono zbyt odległe w czasie. A przecież dulszczyzna kwitnie w nas, panoszy się zakłamanie, chciwość, nietolerancja. Wszystko będzie w porządku, jeżeli tylko nasze świństwa nie wyjdą poza próg naszego domu. Wystarczy posłuchać sztuki, aby stwierdzić, że napisana jest dla nas, o nas samych. Nieśmiertelna Dulska żyje, ale czy wyjdziemy z tym przeświadczeniem z koszalińskiego przedstawienia?

Sądzę, że wiele będzie zależało od tonu, w jakim poprowadzi swoją Dulską Diana Łozińska, aktorka na tyle doświadczona, że będzie mogła zlikwidować niepotrzebne krzyżyki, bieganinę, bo to jest puste, nieprzekonujące i niczemu nie służy. A ma kilka ciekawie zagranych scen ze Zbyszkiem i Felicjanem, może minie premierowa trema i swoją rolę rozwinie.

Powszechnie podobała się Magdalena Muszyńska w roli Hanki, a także Marzena Wieczorek jako Mela. Zabrakło w koszalińskim przedstawieniu aktorki na rolę Hesi, bo krzykiem i skakaniem - jak to robi Irena Adamiak - niczego się na scenie nie załatwi. Halina Ziembińska umie nosić kostium, poruszać się na scenie, ale chyba nie ta aktorka powinna grać Juliasiewiczową. Obronił swego Zbyszka Wojciech Rogowski, a Romuald Michałowski przekonał do swego Felicjana. Jednak trochę życia na scenę wniosła dopiero Ewa Nawrocka jako Tadrachowa i dzięki niej zaczyna się w tym przedstawieniu coś dziać. Ale Tadrachowa występuje dopiero w trzecim akcie, a dwa pierwsze czekają, aż Dulska z Juliasiewiczową zaczną prowadzić swoje podstępne gry.

Te cenzurki nie oddają jednak atmosfery przedstawienia, bo ona to sprawiła, że publiczność szczerze nagradzała je oklaskami. I to jest główna zasługa reżysera, że potrafił ją wytworzyć i utrzymać w spektaklu. Pomogła mu niewątpliwie scenografią Anna Maria Rachel, która i ubrała aktorów jak należy, i zaprojektowała wnętrze jak w dobrym mieszczańskim domu, z lampeczką płonącą przed obrazem, gdzie Dulska na koniec westchnie z ulgą, że wreszcie, kiedy skandal zażegnany, można będzie nadal żyć po bożemu.

Szczerze zachęcam naszych Czytelników do obejrzenia tego przedstawienia, które otwiera nowy sezon teatralny, czterdziesty już w dziejach Bałtyckiego Teatru Dramatycznego. Z tej to okazji otrzymać możemy w teatrze pięknie wydany program, opracowany starannie przez Marię Dworakowską. Już jest wydrukowany i dostępny publiczności, repertuar na październik i impresariat teatru może go dostarczyć każdemu bezpłatnie do domu. Brawo! Nareszcie teatr dba o swoją publiczność. Sądzę, że publiczność się odwzajemni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji