Artykuły

Próba pobicia rekordu świata

Jedyne polskie dzieło wystawione w nowojorskiej Metropolitan Opera jest polskim widzom niemal nieznane. "Manru" Ignacego Jana Paderewskiego jest operą napisaną tradycyjnie i zgodnie z kanonem. Są sceny i chóralne, baletowe i solistyczne. Bohaterowie nie tylko śpiewają, ale wykonują wiele trudnych zadań aktorskich. Każda kwestia ma swój dramatyczny sens, a zadanie reżysera polega na wypełnieniu go treścią - przed premierą "Manru" w Operze Nova w Bydgoszczy, piszą Małgorzata Piwowar i Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.

Zaśpiewanie w "Manru" to wysiłek graniczący z ludzkimi możliwościami.

- Przed kilkunastoma laty jeden z moich przyjaciół mówił: owszem, chętnie chodzę do opery, ale zamykam oczy, bo wolę słuchać niż oglądać. Dzisiaj jest to niemożliwe, bo opera to już prawdziwy teatr - mówi reżyser Laco Adamik.

"Manru" jest operą napisaną tradycyjnie i zgodnie z kanonem tego gatunku. Są sceny i chóralne, baletowe i solistyczne. Bohaterowie nie tylko śpiewają, ale wykonują wiele trudnych zadań aktorskich. Każda kwestia ma swój dramatyczny sens, a zadanie reżysera polega na wypełnieniu go treścią.

Zdaniem Laco Adamika w operze, w odróżnieniu od teatru dramatycznego, to właśnie do reżysera należy zaproponowanie całościowej wizji ról śpiewaków, dopracowanie każdego wykonywanego przez nich gestu.

Na próbie odbywającej się w starej siedzibie teatru, soliści pracują nad sceną sprzeczki Manru i Ulany. Na sali obecnych jest kilkanaście osób - akompaniatorka, kierownik muzyczny (Maciej Figas), asystent reżysera (Edward Stasiński), inspicjentka, a także kilkunastu solistów przygotowujących się do zagrania czterech głównych ról.

- Tak się zazwyczaj postępuje, bo operowi śpiewacy są różnie dysponowani - wyjaśnia Laco Adamik. - Zaśpiewanie partii w trudnym wokalnie i aktorsko " Manru" jest porównywalne z pobiciem rekordu świata w jakiejś dyscyplinie sportowej, to wysiłek graniczący z ludzkimi możliwościami.

Bydgoska "Manru" musi więc mieć kilka obsad, bo nie jest możliwe zaśpiewanie przez solistę spektaklu dwa razy z rzędu. Niektóre role są obsadzone poczwórnie. Tak więc reżyser pracuje cztery razy i z każdym próby musi prowadzić inaczej, bo każdy z wykonawców ma inne psychofizyczne uwarunkowania. W operze reżyseruje się postać, w którą wcielają się różni wykonawcy. Stanowi to pewną trudność, ale i daje możliwości, bo każdy wnosi coś własnego, innego, tak, że w rezultacie postać jest syntezą wkładu wszystkich artystów. - Staram się wszystkim poświęcać tyle samo czasu i uwagi - dodaje Laco Adamik. - A o tym, kto zaśpiewa na premierze, decyzję podejmie wspólnie kierownik muzyczny i dyrektor teatru w jednej osobie, razem ze mną.

Na zaimprowizowanej scenie, w umownych jeszcze dekoracjach, ale z niezbędnymi rekwizytami, takimi jak: stół, krzesła, młotek, butelki, ubrany w kowalski fartuch Manru przysłuchuje się prośbie swej ukochanej, dla której porzucił cygański tabor i tułacze życie. Żyją za wsią, on pracuje, a ona zajmuje się dzieckiem. Ale mieszkańcy wsi nie zaakceptowali ich, choć żyją razem, nikomu nie wadząc. Kilka razy doszło do sytuacji bliskiej linczu. Związek młodych przechodzi ciężką próbę, bo choć się w sobie bardzo zakochali, nie potrafią wyzbyć się swoich tęsknot i starych przyzwyczajeń. Manru coraz częściej marzy o wolnych przestrzeniach i koczowniczym trybie życia, tym bardziej że czeka na niego piękna Cyganka. A Ulana, która nie widzi świata poza Manru, nie potrafi sobie wyobrazić życia bez ukochanego.

- Uśmiechnij się do mnie choć jeden raz - śpiewa Ulana.

- Jeszcze raz, nie mów do Manru przez ramię, tylko tak jakbyś się modliła - poprawia reżyser.

Obecne na próbie zmienniczki skrzętnie nanoszą uwagi do swoich egzemplarzy. Na kolejnych próbach to one zmierzą się z postacią nieszczęśliwej Ulany. Teraz dzielą się swymi spostrzeżeniami z reżyserem i kolegami. Intensywne próby odbywają się dwa razy dziennie po cztery godziny.

- W tej operze jest wiele dużych, kameralnych scen. To długie minuty, w których toczą się bardzo intensywne monologi wewnętrzne i dialogi. Od ich temperatury, aż iskrzy w powietrzu. Ale jak je wyreżyserować, żeby dotarły do publiczności i zrobiły wrażenie? - zastanawia się reżyser.

Tymczasem w nowej siedzibie opery trwają próby baletu i chóru.

- Uwielbiam reżyserować sceny chóralne - zwierza się Laco Adamik. - Operowanie dużą grupą ludzi daje poczucie bogactwa formy.

Ale na razie nad wokalnymi przygotowaniami chórów czuwa Henryk Wierzchoń i Izabela Cywińska pracująca z chórem dziecięcym. Zespół baletu zmusza do pracy w pocie czoła Janina Niesobska, choreograf. Ćwiczą między innymi tańce góralskie. Dopiero w końcowej fazie, już na dużej scenie, spotkają się wszystkie zespoły, by szlifować ostateczną wersję przedstawienia. Końcowy efekt ich pracy oceni ponad 800 widzów, którzy zasiądą na widowni Opera Nova.

Małgorzata Piwowar

* * *

Ignacy Jan Paderewski i jego "Manru"

Spełnione marzenie pianisty

Jedyne polskie dzieło wystawione w nowojorskiej Metropolitan Opera jest polskim widzom niemal nieznane.

Paderewski przetrwał w naszej pamięci jako wspaniały pianista, jeden z największych wirtuozów fortepianu z przełomu XIX i XX wieku. A także jako wielki patriota i polityk, zaangażowany w odzyskanie przez Polskę niepodległości. W tej sprawie wykorzystał swój autorytet podczas I wojny światowej, a także później z pobudek patriotycznych schorowany wyruszył ze Szwajcarii przez Hiszpanię jesienią 1940 r. do USA, decydując się na trudną podróż przez ogarniętą wojną Europę.

Paderewski to jednak również kompozytor. Zaczynał od utworów fortepianowych i orkiestrowych, ale od początku kariery marzył o stworzeniu opery. Nie przypuszczał zapewne, że - kiedy uda się mu ten zamiar zrealizować - " Manru" zwieńczy jego drogę kompozytorską. Był już tak zajęty podróżami koncertowymi, że musiał zrezygnować z pisania własnej muzyki.

Pomysł opery zaczął się konkretyzować, gdy w 1889 r. w Wiedniu poznał lwowskiego literata i dziennikarza Alfreda Nossiga. Nie był on najwybitniejszym poetą, ale uważał, że Paderewski jest predestynowany do opery, a on powinien dostarczyć mu libretto. Zaczął więc kompozytora zasypywać pomysłami: " Manolo", "Syreni gród", balet "Noc świętojańska", w końcu zaś zwrócił jego uwagę na powieść Ignacego Jana Kraszewskiego "Chata za wsią". Ponieważ w tym samym czasie opera drezdeńska zamówiła u Paderewskiego utwór sceniczny, przystąpili do pracy. Zdecydowali też, że libretto zostanie napisane w języku niemieckim.

Nossig znacznie odszedł od powieści Kraszewskiego. Akcję przeniósł z Wołynia na Podhale, czuł bowiem, że Paderewskiemu, kompozytorowi cyklu "Albumy tatrzańskie", bliższy jest folklor podhalański. Zmienił - z wyjątkiem Cyganki Azy - imiona bohaterów. Pominął poznanie się Manru i Ulany, w finale kazał jej skoczyć w wodną otchłań - w powieści po samobójstwie męża samotna Ulana z trudem wychowywała ich dziecko. Mocniej wyeksponował częsty w literaturze operowej motyw napoju miłosnego, jaki Ulana podaje Manru.

Mimo tych zmian nie powstała melodramatyczna opowieść miłosna tak popularna w XIX-wiecznej operze. "Manru" to dramat muzyczny, inspirowany co prawda pomysłami Richarda Wagnera, czego sam autor nie ukrywał, ale oryginalny. Korzystając z Wagnerowskich doświadczeń, odszedł Paderewski od przestarzałego podziału opery na numery, zadbał o przenikanie się scen, by zachować ciągłość akcji. Muzyczną strukturę zbudował z motywów przewodnich, orkiestrę potraktował z symfonicznym rozmachem. Nie zapomniał o urodzie melodii wokalnej, zwłaszcza w partii Manru. Dodał elementy folklorystyczne, w akcie I są to przede wszystkim tańce góralskie, w akcie III motywy cygańskie z najpopularniejszymfragmentem opery - marszem Cyganów. Najbardziej widowiskowe są części skrajne, ale kulminacja emocji następuje w środkowym akcie II, zwłaszcza w miłosnym duecie Ulany i Manru.

Oczekiwana z ogromnym zainteresowaniem prapremiera "Manru" odbyła się 29 maja 1901 r. w Dreźnie. Już 8 czerwca tego roku przygotowano premierę we Lwowie z polskim tekstem przetłumaczonym pod nadzorem kompozytora przez Stanisława Rosssowskiego. W następnych miesiącach 1901 i 1902 r. "Manru" zaczęła wędrówkę po świecie: Praga, Zurych, Nicea, Monte Carlo, Bonn, Kijów, Filadelfia, Boston, Chicago i przede wszystkim Nowy Jork, gdzie 14 stycznia 1902 r. doszło do premiery "Manru" w Metropolitan Opera. Do dziś jest to jedyne polskie dzieło wystawione na tej scenie. W maju 1902 r. odbyła się warszawska premiera "Manru".

Po II wojnie "Manru" wystawiano już tylko w Polsce: w Poznaniu, Wrocławiu i Warszawie (1961), Łodzi (1984) i we Wrocławiu w 1990 roku z okazji 130. rocznicy urodzin kompozytora. Ostatnią inscenizację przygotował w 1991 r. Teatr Wielki w Warszawie, zaś z okazji 60. rocznicy śmierci Paderewskiego Opera Wrocławska zaprezentowała w 2001 r. wykonanie koncertowe " Manru", które stało się podstawą jej jedynego nagrania płytowego.

Teraz "Manru" powraca dzięki Operze Nova w Bydgoszczy z nowym tłumaczeniem niemieckiego tekstu Alfreda Nossiga dokonanym przez Romana Kołakowskiego. Dzięki temu tragiczna opowieść rozgrywająca się w zamkniętej, lokalnej społeczności, która potępia związek wiejskiej dziewczyny Ulany z kulturowo obcym Cyganem Manru, nabiera cech niepokojąco aktualnych. Takie konflikty etniczne są nam dobrze znane i zdarzają się dziś również w tak ponoć cywilizacyjnie otwartej Europie.

Jacek Marczyński

Na zdjęciu: Ignacy Jan Paderewski (1860-1941).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji