Artykuły

Moralność Juliasiewiczowej

Kolejny przełom literacko-teatralny, którego autorem jest Adam Hanuszkiewicz, to "Dulska". W nowej interpretacji sztuka Zapolskiej jest historią erotycznej edukacji, zakończoną happy endem: w finale wszyscy, nie wyłączając biednej Hanki, tańczą wesołego kankana.

Dulska (Mirosława Nyckowska) to sympatyczna mamusia, która wcale się nie oburza, że Zbyszko (Rafał Sisicki) lampartuje się po nocnych kawiarniach, przeciwnie - troszczy się o jego miłosne wykształcenie. W tym celu podsuwa mu atrakcyjną służącą. Już w pierwszej scenie publiczność może ocenić wdzięki Hanki (Beata Kawka), gdy ta głęboko pochyla dekolt, rozpalając w piecu.

Nowatorstwo widać w postaci Meli (Paulina Młynarska), która jest przysłowiową cichą wodą: nieszczęśliwa za dnia, za to nocą zmysłowo rozpalona. Dowiadujemy się o tym z piosenki, którą Mela śpiewa, wyciągnąwszy się na kanapie ze Zbyszkiem. Zacytujmy te niezapomniane strofy: "Nocą spragnione me ręce budzą ciche pragnienia dziewczęce, kiedy głaszczę me ciało i dotykam nieśmiało mych ust". Kiedy

Mela informuje, że "mej ręki drżenie daje mi ukojenie", po widowni przebiega dreszczyk podniecenia.

Nie jest to jedyna śmiała scena w musicalu, który utrzymany jest w konwencji erotycznego kabaretu z elementami striptizu. Rzecz dzieje się bowiem na tle czerwonych kotar, oświetlonych czerwonymi żaróweczkami. Większość dam występuje w gorsetach. Nawet kuzynka Juliasiewiczowa (Magdalena Cwenówna) zrywa z siebie suknię, pod którą ma czarną kombinację, i w tym stroju przekonuje Zbyszka, że decyzja ożenku ze służącą jest jednak nie trafna. Czyni to w łóżku, gdzie, rozłożywszy szeroko nóżki, przemawia chłopakowi bynajmniej nie do rozumu. Przy tym wyczynie blednie podejrzana moralność Dulskiej i Juliasiewiczowa oraz jej moralność wyrastają na główny temat sztuki.

Nowatorska nie jest jedynie muzyka Andrzeja Żylisa, która ciągle coś przypomina, a to operę barokową, a to rock, a to musical "Kabaret". Jest też fragment przypominający rap (z tajemniczymi słowami "zyg, zyg, zyg, ryż, mysz i sztokfisz"). W finale reżyser osobiście śpiewa przypominającą szlagiery Jerzego Połomskiego piosenkę o tym, że Dulski tkwi w każdym z nas, z festiwalowym refrenem, ja, la, la, la".

Trudno uwierzyć, jak w tej mieszaninie kiczu, naśladowczej muzyki i udawanej erotyki mogła powstać tak autentyczna rola, jaką jest Hanka w wykonaniu Beaty Kawki, rola jak z innego, dobrego teatru. Pierwszym zaskoczeniem jest to, że nie udaje chłopki, drugim, że kocha Zbyszka. Kawka realistycznie gra dojrzałą kobietę, która cieszy się z tego, że ktoś ją adoruje. Gdy przychodzi powiedzieć Zbyszkowi o dziecku, uśmiecha się. Ani śladu histerii. Wystrojona później w ślubny welon i czerwone kozaki upija się z radości. Zbuntuje się dopiero, gdy ją Zbyszko rzuci, i wtedy, rozgoryczona, zażąda pieniędzy. Ale nie będzie to zemsta na Zbyszku, lecz na Dulskiej.

Ta jedyna prawdziwa postać na scenie nie ma partnera, nie jest nim Zbyszko Sisickiego, który całkiem serio wygłasza do publiczności przemówienia przeciw kołtuństwu. Pozostali z Dulską na czele poprzestają na rozsyłaniu uśmiechów. Odnosi się wrażenie, że role się w ogóle nie liczą, liczy się wesoły taniec, śpiew i zadzieranie kiecy, co zbliża spektakl Adama Hanuszkiewicza do tandetnego kabareciku. Czuje to publiczność, która najlepiej bawi się podczas finałowego kankana.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji