Artykuły

Niebieski płatek i biały. Rozmowa z Mateuszem Pakułą

- Bardzo bawi mnie fakt, że wszelkie literackie gry językowe kojarzą się obecnie z jedną pisarką, właściwie z jedną jej powieścią. Bardzo lubię prozę Masłowskiej i absolutnie nie odżegnuję się od fascynacji jej talentem. Jednak język "Białego Dmuchawca" ma swoje korzenie dalej i głębiej, w twórczości Schwaba, Foera, Białoszewskiego - Justynie Jaworskiej opowiada Mateusz Pakuła.

Justyna Jaworska: "Biały Dmuchawiec" przypomina klimatem filmy Davida Lyncha. Czy to miała być teatralna "Zagubiona autostrada"?

Mateusz Pakuła: Określenie: teatralna "Zagubiona autostrada" to trochę jak "polski Brad Pitt" albo "polska Angelina Jolie", prawda? Jeśli już, to raczej miało to być teatralne "Twin Peaks".

Rzeczywiście, tu i tam mamy nieco dziwne miasteczko...

Napisałem swoją sztukę pod wpływem wizyty w takiej właśnie miejscowości.

Gdzie to było? I co pana tak przeraziło na polskiej prowincji?

Na Podhalu. W tekście pojawiają się zresztą wyraźne sygnały, że Biały Dmuchawiec to miasteczko w górach. A przeraziły mnie: pomarańczowe dziewczyny z solarium, figury Matki Boskiej naturalnych rozmiarów stojące na balkonach, majtki użyte jako wycieraczka, społecznie akceptowana pedofilia i kazirodztwo, sfrustrowany ksiądz mówiący o swoich parafianach z nienawiścią, nieodpowiedzialni rodzice, kondukt pogrzebowy, ogromna plastikowa twarz Świętego Mikołaja w oknie i wszechobecna muzyka góralopolo.

Pańscy bohaterowie nie mówią jednak gwarą, lecz kapitalnie podsłuchanym, popsutym językiem niczym z "Wojny polsko-ruskiej".

Bardzo bawi mnie fakt, że wszelkie literackie gry językowe kojarzą się obecnie z jedną pisarką, właściwie z jedną jej powieścią. Bardzo lubię prozę Masłowskiej i absolutnie nie odżegnuję się od fascynacji jej talentem. Jednak język "Białego Dmuchawca" ma swoje korzenie dalej i głębiej, w twórczości Schwaba, Foera, Białoszewskiego.

Bo "Szkarłatny płatek i biały" Michela Fabera przyplątał się tu chyba tylko ze względu na tytuł?...

Po prostu urzekła mnie ta fraza. Więc sparafrazowałem tę frazę i niecnie wykorzystałem.

A inspiracje kinowe, jeśli nie liczyć Lyncha? Uparcie o nie pytam, bo ma pan (mamy wrażenie) bardzo filmowy rodzaj wyobraźni.

Jeśli chodzi o inspiracje "Białego Dmuchawca", to przychodzą mi jeszcze na myśl filmy Marka Koterskiego i "Capote" Bennetta Millera. Jeśli zaś chodzi o inspiracje kinowe w ogóle, to przychodzi mi na myśl Lech Majewski, Marcel Łoziński, Krzysztof Kieślowski, Julian Antonisz, bracia Quay, Tom Tykwer, Miloš Forman, Sam Mendes i wiele innych nazwisk. Ostatnio ogromne wrażenie zrobił na mnie film Kasi Adamik "Boisko bezdomnych".

Zastanawiam się, jak w pańskiej sztuce wydobyć pierwszoosobowe didaskalia, by niczego nie uronić z ich humoru. Śmiał się pan przy pisaniu?

Moje didaskalia mają przede wszystkim uruchamiać reżysersko-inscenizatorską wyobraźnię, próba "Białego Dmuchawca" przy okazji finału konkursu o Gdyńską Nagrodę Dramaturgiczną - utwierdziła mnie w przekonaniu, że rzeczywiście tak jest, że uruchamiają. Traktuję didaskalia jako integralną część tekstu, istotny element narracji dramatycznej, z drugiej strony nie zależy mi szalenie na dbaniu o nieuronienie. Z trzeciej strony obsesyjne skreślanie didaskaliów przez reżyserów bardzo mnie śmieszy. Czy kursywa naprawdę jest taka przerażająca? Przy pisaniu śmiałem się rzadko, częściej przy głośnym odczytywaniu kolejnych scen moim pierwszym recenzentom.

Świadomość warsztatu dają na pewno studia reżyserskie. Pomagają pisać czy blokują?

Mnie bardzo pomogły i pomagają.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji