Artykuły

Otworzyć się i zacząć żyć. Rozmowa z Małgorzatą Sikorską-Miszczuk

- Postać Zrozpaczonej Przewodniczki w Muzeum Zagłady jest odbiciem tego, co sama myślę i czuję: to jest nie do wytrzymania. Przewodniczka stawia pytanie: po co o tym pamiętać, pokazywać, eksponować, zbierać, skoro to tylko konserwuje ból i obciąża naszą egzystencję ciężarem pamięci, z którym nie wiadomo jak żyć. Życie domaga się "życia" i łatwym sposobem, by żyć, wydaje się zapomnienie - Justynie Jaworskiej opowiada Małgorzata Sikorska-Miszczuk.

Justyna Jaworska: Czy to prawda, że "Walizkę" zainspirowała autentyczna historia?

Małgorzata Sikorska- Miszczuk: Tak, kilka lat temu przeczytałam artykuł o Francuzie Michelu Leleu, który na poświęconej Zagładzie wystawie w Paryżu rozpoznał walizkę swego ojca, Pierre'a Levi. Był to eksponat wypożyczony ze zbiorów Muzeum w Oświęcimiu, jedna z trzech zachowanych francuskich walizek. Michel Leleu w czasie wojny ukrywał się z matką pod zmienionym nazwiskiem w alpejskim regionie Savoie, a jego ojciec ukrywał się w Awinionie. Pierre Levi został aresztowany w 1943 roku i wysłany przez obóz w Drancy do Oświęcimia, gdzie zginął. Michel Leleu przetrwał wojnę i pozostał już przy drugim nazwisku. Dopiero odkrycie walizki ojca spowodowało kardynalną zmianę w jego życiu. Wrócił do dawnego nazwiska, usiłował też sprawić, aby walizka pozostała we Francji. Ciąg dalszy tej historii był niezmiernie ciekawy, gdyż powstał spór, do kogo należy walizka, skoro znalazł się spadkobierca. Do Polski, do Francji czy do syna? To fascynujący wątek, na pewno temat na sztukę, ale mnie to akurat nie interesowało.

W tym miejscu chciałabym zakwestionować samą siebie. Do napisania tego słuchowiska nie zainspirowała mnie prawdziwa historia, choć przed chwilą to stwierdziłam. Ja historię walizki wymyśliłam wcześniej, czekałam tylko na potwierdzenie ze świata zewnętrznego, że tak się naprawdę stało. Historie, które lęgną się w mojej głowie, wydają mi się dziwne, niewiarygodne, dlatego ujawniam te, które świat zewnętrzny mi potwierdza. Ja muszę się o nich dowiedzieć. Dopiero tamten przeczytany artykuł dał mi spokój i pewność, że mogę o tym napisać.

W "Walizce" mierzysz się z tabu Zagłady, a w "Burmistrzu" z tabu pogromu. Czego było ci trudniej dotknąć?

Walizka jest historią o pochwale życia, o afirmacji życia. Dla mnie nieodwracalność tego, co się wydarzyło, bezmiar cierpienia zamkniętego w muzeach, zachowanego i "zatrzymanego" na zdjęciach, zakonserwowanego w guzikach, lalkach, stłuczonych okularach jest nie do wytrzymania. Postać Zrozpaczonej Przewodniczki w Muzeum Zagłady jest odbiciem tego, co sama myślę i czuję: to jest nie do wytrzymania. Przewodniczka stawia pytanie: po co o tym pamiętać, pokazywać, eksponować, zbierać, skoro to tylko konserwuje ból i obciąża naszą egzystencję ciężarem pamięci, z którym nie wiadomo jak żyć. Życie domaga się "życia" i łatwym sposobem, by żyć, wydaje się zapomnienie. Mój bohater też chce żyć "normalnie", stosując ten trik. Ja go rozumiem i jestem nim, tak samo jak i Przewodniczką, ale w mojej historii on zaczyna żyć dopiero wtedy, kiedy otwiera walizkę z przeszłością.

W Burmistrzu powraca ten sam problem: jak żyć z prawdą o przeszłości. Zapomnieć? Ale "w dalekim świecie otwarto zalakowaną kopertę z Prawdą i ona do nas dojdzie". Co wtedy? W "Burmistrzu" Prawda z otwartej koperty sprowadza duchy na ulice Miasta. Znów przebywają tam obok siebie Mieszkańcy - jedni martwi, drudzy żywi. Co ma zrobić "Burmistrz"? Po czyjej stronie ma się opowiedzieć? Odwrócić się od jednych na żądanie drugich? Wygonić martwych i zapomnieć, bo żywym jest tak wygodniej? Nie wiem, o czym jest łatwiej lub trudniej pisać - o tabu Zagłady czy tabu pogromu. Ja piszę o tym samym: żeby otworzyć walizkę z przeszłością i zacząć żyć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji