Artykuły

Dwie dekady w piasku

„Piaskownica” Michała Walczaka w reż. MateuszaTymury w Białostockim Teatrze Lalek. Pisze Jacek Sieradzki, członek Komisji Artystycznej 27. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

„Piaskownica” Michała Walczaka w reż. MateuszaTymury w Białostockim Teatrze Lalek. Pisze Jacek Sieradzki, członek Komisji Artystycznej 27. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.


To zapewne ostatnia już Piaskownica w Konkursie. Nasz regulamin przewiduje udział inscenizacji utworów powstałych w ciągu ostatnich dwudziestu lat. A dzieło graniczny wiek właśnie osiąga: „Dialog” drukował je w pierwszym numerze 2002 roku.


Publikowaliśmy debiutancki dramat Michała Walczaka z dużą życzliwością. Aliści – trzeba to współtwórcy Pożaru w Burdelu, a dzisiejszemu dyrektorowi Teatru Rampa wyznać – w najmniejszym stopniu nie przewidując, że mamy do czynienia z repertuarowym przebojem. Jednym z bardzo nielicznych tekstów polskiej dramaturgii współczesnej (obok może tylko Nocy Helvera Ingmara Villqista i niektórych utworów dla dzieci), które mogą się poszczycić dwucyfrową liczbą wystawień. Zdawało się nam, że utwór wypełniony w znacznej mierze słowotokiem samotnego nastolatka, który bawi się figurką Batmana i bajdurzy sam do siebie o jego przygodach co mu tylko wyobraźnia na język przyniesie, nie będzie atrakcyjnym materiałem dla teatru. Myliliśmy się głęboko. Wystarczyło zobaczyć satysfakcję wypisaną na twarzy wykonawców – począwszy od Piotra Tokarza, grającego z sukcesem i nagrodami w prapremierze, którą Piotr Kruszczyński przygotował w Teatrze Dramatycznym im. Szaniawskiego w Wałbrzychu (2003) – żeby zrozumieć, iż w samej istocie aktorstwa jest mnóstwo naturalnej dziecinady, przykrywanej zazwyczaj mocno dorosłymi pozami. I gdy teatr pozwala owej dziecięcej radości gry nie hamować – dając jednocześnie alibi, że chodzi o coś istotniejszego, niż czysty wygłup – uruchamia się energia uwiarygodniająca i przysłaniająca wszelkie sytuacyjne czy psychologiczne naciągnięcia.


A to alibi? Nie byle jakie: w zwykłe spotkanie chłopaka od Batmana i dziewczyny z lalą na osiedlowym placu zabaw Walczak wpisał tak naprawdę całe dorosłe męsko-damskie życie: flirt, oczarowanie, rozczarowanie, miłość, nienawiść, grę, podpuchy, upokorzenia, okrucieństwo, niespełnienie. Ale i samotność, z której trzeba odważyć się wyrywać ku drugiej osobie, kompromitując się co krok i mając klęski z góry wpisane w rachunek. Ale i egocentryzm, znak epoki. Ale i nieporadność, z której śmieją się widzowie, gracko kryjąc własne wstydy. I to wszystko – w scenariuszu – jako potencjał. Jako paleta szans dla interpretatorów. Bez dopowiadania, przesądzania, łopatologizowania. Ileż możliwości, poczynając od sytuacji wyjściowej: dziecinada ale dorośli aktorzy, dorosłe miny, dorosło-dziecinne sensy słów. Erotyzm rozciągnięty między przedszkolackim odkrywaniem anatomicznych różnic płci a męskim puszeniem piórek i damską nogą niby skaleczoną, ale kokietującą partnera gdzie należy i jak należy. Smutek przegranych uczuć i czyste podniecenie miłosnych batalii z nieprzekreśloną nadzieją.


Teatr wyczytywał z partytury Piaskownicy różne, czasami nieoczekiwane tony, w zależności od lektury reżyserów, ale też osobowości wykonawców. Co objawiło się już w wałbrzyskiej prapremierze: gdy zastępstwo za Martę Łącką zrobiła Karolina Adamczyk, powstało w tych samych dekoracjach i z tym samym partnerem całkiem nowe w emocjach przedstawienie. A potem szaleli inscenizatorzy – ze zmiennym szczęściem. Tomasz Hynek w Opolu (2005) zaprosił do gry dwójkę emerytów, ich piaskownica była powrotem do życiowych początków. Grzegorz Chrapkiewicz w Bielsku-Białej (2008) dopisał do tytułu niepoprawny matematycznie wzór 7 > 17 > 27 i kazał wykonawcom starzeć się w trakcie spektaklu: tekst był wciąż dziecinny, a stroje coraz bardziej dorosłe, z korporacyjnymi uniformami na koniec. Ten chwyt z zewnętrznym oddalaniem się od dzieciństwa stosowało wielu inscenizatorów. Najdalej posunął się Dariusz Gajewski, reżyser przedstawienia Teatru Telewizji (2006). Zatrudnił trzy pary kolejno przejmujące od siebie pałeczkę; sama obsada (Agnieszka Grochowska/Łukasz Garlicki, Magdalena Cielecka/Zbigniew Zamachowski, Halina Łabonarska/Zdzisław Wardejn) pokazuje zamysł interpretacyjny.


Bywały też pomysły samobójcze. Jerzy Bielunas w Sosnowcu (2012) chciał uatrakcyjnić chłopacko-dziewczyńską konfrontację poprzez pantomimiczno-baletowe zmaterializowanie całego komiksowego imaginarium. A rosyjska inscenizatorka, Jewgienia Bogińska zaproszona do Gniezna (2016) znalazła najpierw piękny poetycki sposób na oddosłownienie sytuacji (rozpisała sztukę na dwie pary, nieco starszą i nieco młodszą, których działanie wzajemnie się kontrapunktowały). Potem zaś spaprała całą robotę, każąc odegrać rzecz da capo al fine i trywializując wszystko ze szczętem, łącznie z wpisaniem w gadaninę bohatera parę razy powtórzonej kwestii „bo ja cię, tego, kocham”. Zaś Michał Walczak gust ten właśnie wielki miał, żeby nigdy w taką deklarację nie wdepnąć. 


Najnowsza inscenizacja sztuki przygotowana w Białostockim Teatrze Lalek potwierdza żywotność Walczakowej opowieści. Choć nie bez przeszkód. Mateusz Tymura, reżyser i Sebastian Łukaszuk, scenograf i autor prezentacji multimedialnych najwyraźniej postanowili zrobić Piaskownicę bez piaskownicy. Na scenie jest plątanina metalowych rusztowań, coś jak zdekonstruowany trzepak, efektownie oświetlony, ale kompletnie nietłumaczący, czemu dziewczyna łazi po nim, raz zdejmując, raz wkładając buty, a chłopak traktuje te pręty jak tory, po których przemieszcza swe figurki. Notabene trudno rozpoznawalne i bardzo mało ekspresyjne, co dość dziwi w teatrze, w którym się zwykle wie, czym jest gra z przedmiotem. Wyglądało jakby reżyser przestraszył się upupienia w dziecinno-zabawkowej metaforze. W rezultacie jednak spektakl wiele minut emocjonalnie kołuje po ziemi, nie mogąc wzbić się do lotu, ponieważ w elementarny sposób słowa nie pasują do działań, a słowa i działania do sytuacji scenicznej. 


Potem gra między parą młodych się zazębia i zaczyna budzić napięcie widowni. Zapewne zgodnie z duchem czasu mocno wyeksponowane są, jak to się dziś mówi, przemocowe aspekty postępowania chłopaka: agresja wobec dziewczyny, która rzekomo przekroczyła niewidzialną linię i weszła na „jego” połowę terenu, zniszczenie jej lalki. Pytanie „dlaczego mnie nie podziwiasz”, czytane dotąd raczej jak kwintesencja infantylizmu bohatera, zaczyna brzmieć nieoczekiwanie groźnie. Paradoksalnie takie ustawienie stosunków między obojgiem źle jednak służy partnerce. Bo Walczak zostawił w tekście sporo szans na pokazanie, że panna od lalek jest tak naprawdę kobietą dużo bardziej świadomą, dojrzałą i przemyślną od swego absztyfikanta (jak to bywa w wieku piaskownicowym i, jak się zdaje, nie tylko). Agata Soboczyńska nie ma szans tego pokazać, jej postać jest blada, właściwie jedynie reaktywna. A Błażej Piotrowski, z początku jadący w pustkę w swych batmanowych gadkach, później – zwłaszcza w kluczowym monologu, gdzie musi całą gorycz uczuciowej klęski przetransponować na te swoje ludziki, szukać pocieszenia, w które sam nie wierzy, choć wierzyć musi – trzyma nas pięknie za mordę, jak to się o dawnym aktorstwie mówiło.


Wygląda na to, powtórzę, że Piaskownica Michała Walczaka nie traci teatralnej siły i wigoru. Ambaras może być tylko z samym desygnatem metafory. No bo przecież nie ma już piaskownic na nowych osiedlach. Przed moim domem odwieczną, sześćdziesięcioletnią zasypano, piasek wybrano, betonowe obramowanie rozbito, trawę posiano. Już scenografia białostockiego przedstawienia budzi podejrzenie, że młodzi twórcy nigdy czegoś takiego, o czym pisze autor, po prostu nie mieli szansy widzieć na żywo. Czy trzeba będzie uruchamiać specjalne prelekcje? Tłumaczyć nowym widzom: tak, były w czasach, których nie pamiętacie, takie niehigieniczne niecki z brudnym, pełnym zarazków, obfajdanym przez pieski piaskiem, gdzie pokolenia dzieciaków obojga płci odkrywały o sobie i świecie coś, czego żadne Batmany, filmy, gry i internety tak naprawdę nie mogły i nie mogą im dać?


Michał Walczak PIASKOWNICA. Reżyseria: Mateusz Tymura, scenografia i multimedia: Sebastian Łukaszuk, muzyka: Adam Frankiewicz. Premiera w Białostockim Teatrze Lalek 19 września 2020.


Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji