Artykuły

Sztuka bez papierosa

Pod pozorem poprawności politycznej w kinie i teatrze kwitnie cenzura dawnych dzieł. "Carmen" Bizeta wystawiona została w San Francisco w wersji "niepalącej", chociaż akcja opery rozgrywa się w fabryce tytoniu - pisze Roman Pawłowski w Gazecie Wyborczej.

Pamiętacie słynną scenę z filmu "Rejs" , kiedy Jan Himilsbach, narzekając na polskie kino, głęboko zaciąga się papierosem? Zapamiętajcie ją dobrze, bo może już nigdy jej nie zobaczycie. Na fali poprawności politycznej na świecie cenzuruje się dawne filmy według aktualnych norm obyczajowych zakazujących m.in. palenia w miejscach publicznych. Tylko patrzeć, kiedy akcja dotrze do Polski. Zaczęło się niewinnie, od kreskówek dla dzieci. W sierpniu tego roku do Ofcom - brytyjskiego odpowiednika naszej rady radiofonii i telewizji - napłynął protest od oburzonego widza, który skarżył się, że w nadawanym na kanale Boomerang serialu "Tom i Jerry" jest scena, w której kot zapala cygaro. Po interwencji firma Turner Broadcasting, do której należy kanał, obiecała przejrzeć wszystkie filmy wytwórni Hanna-Barbera i wyciąć sceny przedstawiające palenie tytoniu w korzystnym świetle. Zlustrowanych zostanie 1500 filmów: obok serialu o kocie i myszy także "Flintstonowie" i "Scooby-Doo".

Czujność brytyjskiego regulatora jest godna pochwały: koncerny tytoniowe inwestują ogromne pieniądze w ukrytą reklamę swoich wyrobów w filmach, a Boomerang to kanał dla dzieci. Nie ulega wątpliwości, że w produkowanych współcześnie filmach dla młodych widzów palenie nie może być propagowane, podobnie jak seks czy przemoc.

Z drugiej jednak strony kwestionowany odcinek "Toma i Jerry" powstał w 1949 r., kiedy palenie było czynnością powszechnie akceptowaną, a o publicznych zakazach nikt jeszcze nie słyszał. Przeciwnicy cenzurowania starych kreskówek słusznie więc pytają, czy na tej samej zasadzie będzie się teraz wymazywać sceny z "Casablanki", w której Humphrey Bogart [na zdjęciu] co chwila sięga po paczkę chesterfieldów?

Afrykanin Bambo

Pytanie wcale nie jest retoryczne. W Indiach, gdzie zakaz palenia w miejscach publicznych obowiązuje od 2005 r., wszystkie archiwalne filmy, w których bohaterowie palą tytoń, muszą być opatrzone ostrzeżeniami takimi jak na paczce papierosów.

Teoretycznie "Casablanka" powinna być pokazywana w Bombaju z napisem "Minister zdrowia ostrzega: palenie może być przyczyną groźnych chorób", co zresztą w przypadku Bogarta jest prawdą - aktor zmarł na raka krtani. Czy jednak o tym opowiada ten film?

Problem z paleniem na ekranie pokazuje dylematy, z jakimi muszą zmierzyć się współczesne kino i telewizja, poddane coraz większej presji moralnej. Twórcy i nadawcy muszą wybierać pomiędzy prawdą historyczną a regułami poprawności politycznej. Rzecz dotyczy nie tylko palenia: w odcinkach serialu "Tom i Jerry" z lat 40. wydanych ostatnio na DVD pod postać czarnej służącej podłożono nowy dubbing, aby zatrzeć jej murzyński akcent. Nie zmienia to jednak tego, że taki był stereotyp czarnej Amerykanki w tamtym czasie, na długo przed Martinem Lutherem Kingiem.

Pytanie brzmi tak: czy mamy prawo poprawiać stare filmy w imię wychowania młodego pokolenia w duchu tolerancji? Jeżeli tak, trzeba by zlustrować wszystko, także literaturę dziecięcą, w której pełno jest stereotypów rasowych. Choćby w wierszu Juliana Tuwima "Murzynek Bambo", który znają na pamięć całe pokolenia. Ponieważ zarówno słowo "murzyn", jak i imię "bambo" mają wydźwięk rasowy, należałoby zatytułować wiersz "Afrykanin Bwaddene". Brzmiałoby to tak: "Afrykanin Bwaddene w Afryce mieszka, czarną ma skórę ten nasz koleżka". Tuwim by tego nie wymyślił.

Churchill bez cygara

Przed podobnym dylematem stanął ostatnio szkocki teatr. W kwietniu w wyniku wprowadzenia zakazu palenia w miejscach publicznych palenie na scenie stało się nielegalne. Dzisiaj aktor, który zapali na scenie w Glasgow czy Edynburgu, naraża się na karę w wysokości 50 funtów (ok. 300 zł), a właścicielowi teatru grożą mandat 1000-funtowy (6 tys. zł) oraz utrata licencji.

O ile w przypadku współczesnych sztuk jakoś udało się przekonać widownię, że bohaterowie są niepalący, o tyle przy znanych postaciach pojawił się problem. Nikt jakoś nie mógł uwierzyć, że Winston Churchill, który nie rozstawał się z cygarem, nagle rzucił palenie.

Kiedy podczas tegorocznego festiwalu w Edynburgu Mel Smith grający brytyjskiego premiera w sztuce "Wierność" zapalił cygaro, magistrat zagroził zamknięciem teatru. Na kolejnych spektaklach aktor już nie palił, za to dosadnie komentował zakaz, twierdząc, że ucieszyłby największego wroga Churchilla Hitlera.

Tomek Borkowy, polski aktor, który od kilkunastu lat prowadzi w Edynburgu własną scenę, musiał w tym roku usunąć ze sztuki "Gość" Erica Emmanuela Schmitta scenę, w której Bóg próbuje zabrać Freudowi cygaro. Mimo że to czysta propaganda antynikotynowa - chodzi o to, że uczony zmarł na raka płuc.

- Może dla kogoś palenie na scenie to nic nieznaczący szczegół, ale to tylko wierzchołek góry lodowej. Z doświadczenia wiem, że jedno ograniczenie wolności prowadzi do drugiego. To początek cenzury! - mówi Borkowy, który palenie rzucił dziesięć lat temu, ale dzisiaj śle jedną za drugą petycję do szkockich polityków z żądaniem zmiany prawa.

Podobną lekcję przerobiły kilka lat wcześniej teatry w Kalifornii, gdzie poprawność polityczna jest święta.

Doszło do tego, że nawet "Carmen" Bizeta wystawiona została w San Francisco w wersji "niepalącej", chociaż akcja opery rozgrywa się w fabryce tytoniu. W jednej ze scen zrewoltowane pracownice potrząsały cygarami, ale ich nie zapalały. Krytycy kpili, że zabrakło im ognia, co odnosiło się do niskiego poziomu całej inscenizacji.

Hipokryzja poprawności

Nikt nie zaprzeczy, że trzeba walczyć o szacunek dla odmienności i dbać o zdrowie społeczeństwa. Ale w dziedzinie sztuki moralność zbyt często zmienia się w moralizatorstwo i pachnie hipokryzją. Zwolennicy poprawności politycznej zwalczają palenie w filmach i na scenie, natomiast tolerują przemoc i gwałt, których nie brakuje w klasycznych dramatach Szekspira.

Na szkockich scenach nie wolno palić, wolno natomiast pokazywać bezkarnie inne, jeszcze bardziej toksyczne nałogi, jak alkoholizm czy narkomanię. Wykorzystał to jeden z teatrów na tegorocznym festiwalu Fringe, który w inscenizacji sztuki Toma Stopparda "Rosenkratz i Guildenstern nie żyją" zmienił bohaterów z palaczy w kokainistów. Wciąganie kreski pudru udającego narkotyk nie jest bowiem zabronione przez prawo.

Dlatego nie cenzurujmy dawnych dzieł. Niech będą dowodem nie tylko wzlotów ludzkiego ducha, ale i jego upadków.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji