Artykuły

"Konie" wyprowadziły mnie daleko

- Nic nie jest w stanie zastąpić wolności, ona sprawia, że mogę występować tylko w spektaklach, które mnie interesują i z ludźmi, wśród których dobrze się czuję... Taka sytuacja daje mi też czas dla rodziny i na moje zajęcia z dziećmi niepełnosprawnymi w Fundacji Anny Dymnej - mówi aktorka JOANNA LEWANDOWSKA.

Rozmawiamy dzień po premierze kolejnego spektaklu z Pani udziałem - "Brata naszego Boga" w Teatrze Rampa.

Wacław Krupiński: - To spektakl na motywach dramatu Karola Wojtyły, połączonego z poezją księdza lana Twardowskiego oraz muzyką Zygmunta Koniecznego. Gram w tym oratorium rolę Marii...

Joanna Lewandowska: - Pani droga do teatru muzycznego wiedzie nie tylko poprzez Studencki Festiwal Piosenki...

- Mój życiorys artystyczny jest z lekka skomplikowany, najpierw była szkoła muzyczna i fortepian, w klasie maturalnej dostałam się do musicalu "Metro", jednocześnie śpiewając w zespole rockowym Island, tak więc łączyłam klasykę, musical i rocka. W "Metrze" grałam pięć lat...

- Przełomem był rok 2002, nagrody na festiwalu "Pamiętajmy o Osieckiej"...

- To wtedy wszystko się zmieniło; na tym festiwalu usłyszał mnie pan Jerzy Satanowski i z jego rekomendacji trafiłam na festiwal do Krakowa.

- Pamiętam Pani niesamowitą interpretację "Koni" Wysockiego i w efekcie II nagrodę jury i nagrodę dziennikarzy.

- A ja krakowski festiwal określałam "paszczą lwa", me wierzyłam, że mogę się znaleźć w gronie laureatów, i to tak wysoko. Ale faktycznie, "Konie" wyprowadziły mnie daleko, bo przecież to dzięki nim zostałam później laureatką konkursu Przeglądu Piosenki Aktorskiej. Ten utwór jest jakby napisany dla mnie. Naturalnie pozwoliłam go sobie przearanżować, zmienić tonację, ale dzięki temu naprawdę czuję, że on jest mój... Zresztą uważam, że tylko wtedy mam prawo śpiewać czyjeś piosenki, jeśli mam na nie pomysł; śpiewanie odtwórcze, takie klonowanie, nie ma najmniejszego sensu. Trzeba chcieć coś powiedzieć, to dopiero daje prawo wychodzenia na scenę.

- We Wrocławiu w 2003 roku dostała Pani III nagrodę, wygrał wówczas Janusz Radek...

- Był świetny, a ja śpiewałam po nim o godzinie 1 w nocy, będąc w piątym miesiącu ciąży.

- Z kompletem nagród z trzech liczących się festiwali łatwiej było Pani łatwiej wejść na muzyczny rynek?

- Sam pan wie, że dzisiaj to już nie te czasy, kiedy wygrywali w Krakowie Maryla Rodowicz, Marek Grechuta; wówczas nagrody od razu przekładały się na zainteresowanie telewizji, radia... Teraz trzeba się samemu mozolnie przebijać. Ja dzięki tym festiwalom miałam szczęście poznać pana Jerzego Satanowskiego, który stał się moim przyjacielem w życiu scenicznym i mądrym doradcą. To dzięki niemu weszłam kiedyś w zastępstwo za Dorotkę Osińską w spektaklu "Ulica szarlatanów", w którym pokazałam, że mam prawo być na scenie i poznałam Hadriana Filipa Tabęckiego - teraz będzie mi towarzyszył z zespołem w Krakowie.. Potem byłam zapraszana do kolejnych spektakli: "Wielka woda", "Sztukmistrz z Lublina" i ostatnio, "Pieśń nad pieśniami" Jana Szurmieja, i przedstawień muzycznych pana Jerzego, m.in. "Stopklatka", z kolei u Zbigniewa Łapińskiego śpiewałam kolędy Jacka Kaczmarskiego, a później Hadrian Tabęcki zaprosił Mirka Bakę, Wojtka Brzezińskiego i mnie do spektaklu "Tunel", opartego o ostatni tomik tego barda. Powstały piękne, pełne liryki i erotyki piosenki. Właśnie kończymy nagrywać płytę.

- Jak widać, można funkcjonować, nie mając etatu w teatrze...

- Nic nie jest w stanie zastąpić wolności, ona sprawia, że mogę występować tylko w spektaklach, które mnie interesują i z ludźmi, wśród których dobrze się czuję... Taka sytuacja daje mi też czas dla rodziny i na moje zajęcia z dziećmi niepełnosprawnymi w Fundacji Anny Dymnej.

- Faktycznie, śpiewając w czasie krakowskiego festiwalu była Pani studentką pedagogiki specjalnej.

- Obrałam ten kierunek pracując w Caritasie, kiedy zobaczyłam, że intuicja to za mało, że należy wesprzeć ją wiedzą. Bo już wtedy dawała mi ta praca ogromnie dużo siły i radości.

- Ale też nie odeszła Pani od śpiewania...

- Widać Pan Bóg powiedział mi, że jednak chciałby, bym również śpiewała, skoro obdarował mnie wrażliwością i głosem...

- W czasie SFP przedstawi Pani recital piosenek nagranych na Pani pierwszej płycie "Najwcześniej później", której premiera odbędzie się właśnie w Krakowie...

- Tym razem jest to recital z piosenkami napisanymi dla mnie i to przez takich twórców jak: Satanowski, Strobel, Korcz, Nahorny, Sent, Łapiński, Grzywacz - to niebywałe... A zarazem dzięki aranżacjom udało się tych różnych kompozytorów połączyć jedną paletą muzycznych barw. Chcieliśmy bardzo, by płyta miała dużo przestrzeni, takiej loopowo-syntezatorowej...

- Choć jest i duże grono muzyków, a w Krakowie posłuchamy...

- ...8-osobowego zespołu Hadriana Tabęckiego, w jednym utworze zaśpiewa ze mną znakomity wokalista Janusz Kruciński plus jako kierownik muzyczny Grzech Piotrowski, który zagra na saksofonie, klawiszach i będzie samplował...

- ...i który, wspólnie z Panią, jest autorem muzyki do kilku piosenek. Wszystkie natomiast mają jednego autora słów - Krzysztofa Cezarego Buszmana, jego tomik także teraz się ukaże.

- Krzysztof zaproponował mi stworzenie płyty i dał mi możliwość wyboru tekstów z całej jego nieudźwiękowionej jeszcze twórczości.

- Spektakle, płyta, domyślam się, że Pani rozterki sprzed kilku lat i myśl o porzuceniu śpiewania to już przeszłość.

- Oczywiście, chciałabym śpiewać, bo to daje mi najwięcej satysfakcji, ale wiem też, że są i inne cudowne rzeczy do robienia. A najważniejsze, by wciąż podchodzić z pokorą tak do życia, jak i do śpiewania.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji