Artykuły

Melodramat nienormatywny. Rozmowa z Magdą Kupryjanowicz i Michałem Kurkowskim

- Nie zajmowaliśmy się tym, jak bardzo "kontrowersyjne" i "nietypowe" było życie intymne Jarosława. Interesował nas raczej model funkcjonowania poszerzonego związku: momenty zgody, negocjacji, zawirowań - Justynie Jawoskiej opowiadają Magda Kupryjanowicz i Michał Kurkowski.

JUSTYNA JAWORSKA: Wasz tekst o miłości Iwaszkiewicza jest mocno oparty na źródłach, spójrzmy więc na niego jak na model roboty dramaturgicznej. Macie na przykład listy i zapiski Anny Iwaszkiewicz - jak z nich "wydłubać" Annę taką, jaka była?

MAGDA KUPRYJAKOWICZ: Nie wiemy, jaka była, ale zbudowaliśmy sobie jej wizję.

MICHAŁ KURKOWSKI: Przeczytaliśmy trzy tomy jej korespondencji z Jarosławem z lat dwudziestych i trzydziestych, półtora tysiąca stron. Da się coś z tego wybrać. O ile Iwaszkiewicz zbudowany jest z różnych swoich "wcieleń" - z twórczości literackiej, dzienników, listów do żony i kochanków, to Anna przede wszystkim z tych trzech tomów. Kiedy poeta był w Kopenhadze, pisała mu: "uważaj na portowych chłopców, bo nie wiadomo, jakie mają choroby", co dało nam na nią jakąś perspektywę

Sztuka nie jest właściwie o niej, ale od niej zaczynam, bo to była niedoceniana postać. Szkoda, że sama tak mało pisała.

KUPRYJANOWICZ: Przytaczamy jej słowa, że pomimo silnej potrzeby tworzenia jako kobieta czuła się pozbawiona pisarskiego talentu, tej "sprężyny między ręką a głową". To mało feministyczna wypowiedź i nie zamierzaliśmy jej wydobywać jako jakiegoś credo, ale z drugiej strony nie chcieliśmy zakłamywać poglądów Anny, które w naszej opinii były uwewnętrznionymi przekonaniami bliskich jej mężczyzn, choćby Karola Szymanowskiego. Paradoksalnie zresztą pisała dużo. Przetłumaczyła fragmenty mało znanego wówczas w Polsce Prousta, była autorką nieopublikowanych za jej życia dzienników i książki Nasze zwierzęta, ale sama nie ceniła tego zbyt wysoko.

Zacznijmy jednak od początku: nie interesujecie się Iwaszkiewiczami, aż tu pewnego dnia przychodzi do was reżyser Kuba Kowalski z pomysłem

KUPRYJANOWICZ Już wcześniej, kiedy ukazały się listy Iwaszkiewicza do Jerzego Błeszyńskiego, pomyślałam, że to niezły temat dla teatru. Dlatego ucieszyłam się, gdy pojawił się Kuba, który pierwotnie myślał o czymś w rodzaju adaptacji opowiadania Tatarak, obudowanej Dziennikami i skoncentrowanej na relacji z Błeszyńskim. Spotykaliśmy się, rozmawialiśmy o różnych koncepcjach. Był też pomysł, by wprowadzić do dramatu więcej kobiet, oprócz Anny także żonę Błeszyńskiego, do tego romansującą z Szymanowskim Zofię Nałkowską i wyemancypowaną Marię Morską, która była lesbijską fascynacją Anny z lat młodości. Chodziło o rozrysowanie całej konstelacji, jak to nazwaliśmy?

KURKOWSKI Konsensualna niemonogamia.

Mówiąc inaczej: poliamoryzm? Bo z Marią Morską romansował wtedy Słonimski.

KURKOWSKI Tak, między Słonimskim a Anną Iwaszkiewicz też były jakieś pocałunki...

KUPRYJANOWICZ Dość, że próbowano w tym towarzystwie jeszcze przed wojną wynegocjować taki model relacji, który uwzględniałby interesy więcej niż dwóch osób. Z kolei w latach pięćdziesiątych Anna korespondowała z żoną Błeszyńskiego. Wspólnie z mężem miała nawet plany, by zająć się ich dziećmi. To była próba stworzenia swoistej utopii, stąd pomysł Jurcina - projektu budowlanego Iwaszkiewicza. Chciał na terenie Stawiska postawić dom dla Jerzego, w którym mogliby się swobodnie spotykać przy aprobacie wszystkich zainteresowanych kobiet.

KURKOWSKI Stawisko zawsze było otwarte, wielu artystów przetrwało tam wojnę. Gęsto było od napięć, także erotycznych. Musieliśmy jednak zdecydować się na jeden wątek, i romans z Błeszyńskim te wcześniejsze historie jakoś w sobie zawarł.

KUPRYJANOWICZ Kuba rzucił hasło, że to była queerowa rodzina. To było trafne, bo chcieliśmy uniknąć stosowania znanej chociażby z seriali strategii rewelacji: że oto ujawniamy homoseksualne skłonności znanej persony

KURKOWSKI skądinąd powszechnie znane.

KUPRYJANOWICZ Czytaliśmy książkę Homobiografie Krzysztofa Tomasika, gdzie były rozdziały o Iwaszkiewiczach, z tym że Tomasik dopiero wydobywał na jaw różne historie. My już nie musieliśmy tego robić. Nie zajmowaliśmy się tym, jak bardzo "kontrowersyjne" i "nietypowe" było życie intymne Jarosława. Interesował nas raczej model funkcjonowania poszerzonego związku: momenty zgody, negocjacji, zawirowań.

A sztuka zaczyna się nawiązaniem do filmowej Brzeziny. To są "Pieśni Kurpiowskie" w opracowaniu Szymanowskiego, które Wajda przypomina w scenie śmierci Stasia.

KURKOWSKI Kuba chciał, aby ta pieśń gdzieś się pojawiła, my zastanawialiśmy się, gdzie. I wtedy, gdy już zakończyliśmy pisanie tekstu, Magda powiedziała: "No jak to gdzie? Na początku! Na wejściu widzów".

KUPRYJANOWICZ Brzezina się narzucała, inne opowiadania też, bo w nich biografia Jarosława wyjątkowo mocno splata się z twórczością. Kiedy byliśmy w Stawisku, Robert Papieski pokazał nam zdjęcia męskich postaci, które inspirowały prozę Iwaszkiewicza, łącznie z chłopcami z Byszew, którzy zostali przerobieni na panny z Wilka.

KURKOWSKI Odpowiadając na twoje pytanie, Stasio z Brzeziny to mógł być Jerzy Liebert, bliski przyjaciel Iwaszkiewiczów. Jego gruźliczą śmierć wspominał Jarosław, kiedy przeżywał umieranie Błeszyńskiego prawie trzydzieści lat później.

Zaczynacie zatem od śmierci, od sceny ubierania do trumny, a potem idziecie wstecz, aż do początku romansu Jak w filmie 5x2 Ozona, gdzie też poznajemy historię pary od końca do początku.

KUPRYJANOWICZ Odwrócona chronologia zarówno tam, jak i tutaj buduje napięcie typowe dla melodramatu, w którym uczucia się intensyfikują.

KURKOWSKI Nie kończymy jednak sceną pierwszego spotkania, lecz szkicem opowiadania, który Iwaszkiewicz zanotował zaraz po poznaniu Błeszyńskiego. Można powiedzieć, że całą tę historię napisał już na początku, a potem w nią wszedł - świadomie?

Poznał faceta żyjącego z rodziną na skraju nędzy i zobaczył w nim swojego bohatera?

KURKOWSKI Wtedy ludziom generalnie nie żyło się dobrze. Iwaszkiewicz był bardzo uprzywilejowany materialnie, co w dużej mierze zawdzięczał małżeństwu z Anną.

Wątek pieniędzy przewija się zresztą notorycznie przez homobiografie, razem z niepewnością, czy miłość jest bezinteresowna Ale uczucie Iwaszkiewicza było na pewno szczere. Błeszyński pisał zdecydowanie niedobre wiersze, a Jarosław z nich nie kpił, tylko go w tym pisaniu wspierał i jeszcze mu poprawiał rymy! Jeśli to nie miłość, to co nią jest?

KUPRYJANOWICZ Prawda? Ale Iwaszkiewicz też miał tu swój interes, bo przecież ci wszyscy chłopcy, ci, jak ich nazywał, "gadacze", karmili go swoimi historiami, swoim językiem, bez nich nie mógł tworzyć. Śmiać mi się chciało, kiedy całkiem na serio zaklinał Błeszyńskiego, żeby mu nie umierał przed ukończeniem Sławy i chwały!

KURKOWSKI Opowiadanie Wzlot jest całe z Jurka. Ciekawe, że tuż przed poznaniem Błeszyńskiego Iwaszkiewicz przeżył inną wielką miłość, która została gwałtownie przerwana, - pisał o tym w Dziennikach. Poznał Jerzego w momencie, w którym tego najbardziej potrzebował.

KUPRYJANOWICZ To było fascynujące - odkryć, jak płomienną osobowość miał Iwaszkiewicz. Siedział w Moskwie, rozmawiał z Chruszczowem, a cały czas myślał o Jurku. Władza, splendory, to wszystko nie miało znaczenia, przez całe życie najważniejsze były emocje. A jednocześnie jego relacja z żoną, choć bardzo trudna (Anna miewała jeszcze przed wojną ostre epizody depresyjne), pozostawała silna i pełna szacunku. Jeśli jego życie było pełne, to dzięki niej. I to dłoń żony, nie żadnego z kochanków, chciał trzymać, umierając. Zależało nam na tym, by ich role wyważyć, a z Anny nie robić ofiary.

KURKOWSKI Szczególny był też stosunek Anny do Błeszyńskiego. Przez długi czas sądzono, że nie zachowały się jego zdjęcia, więc trzeba było wierzyć na słowo, jaki był piękny. Jedyna jego znana dziś fotografia odnalazła się podczas sprzątania Stawiska właśnie w modlitewniku Anny.

KUPRYJANOWICZ Dużo ze sobą rozmawiali, wyznawali sobie nawzajem uczucie, a ona poszła nawet w jego intencji na pielgrzymkę. Przy wszystkich swoich lękach i fobiach odwiedzała go w szpitalu dla gruźlików - co moim zdaniem było z jej strony największym dowodem miłości!

O tym, czym jest miłość, pisał też Karol Szymanowski w powieści "Efebos", którą przywołujecie.

KURKOWSKI Po pierwszej lekturze Efebosa powiedziałem Magdzie, że znaleźliśmy to, o co nam chodzi. To nie tylko pierwsza znana nam polska powieść homoseksualna - to gejowski manifest!

Mocno kampowy, przyznajmy

KUPRYJANOWICZ Podobnego utworu nasza literatura nie miała. I jeśli będziemy pamiętali, jak ogromny, formujący wpływ miał na znacznie młodszego Iwaszkiewicza Szymanowski, to zrozumiemy, że prawdopodobnie właśnie Efebos posłużył Jarosławowi za wzorzec stylu i przewodnik spełnionego życia mężczyzny. Ta pochwała homoseksualnej miłości, tak ciekawa literacko i podana z poczuciem humoru, była naszym wielkim odkryciem.

KURKOWSKI Efebos pozwolił nam rozszczelnić tekst, wpuścić w niego trochę powietrza. To niesamowite, jak wielki był kult Szymanowskiego (Anna notowała w dzienniku, że otaczają go chłopcy, którzy nie mają pojęcia, z jakim geniuszem mają do czynienia), a jego koniec życia był równie smutny. Gdy wykończony gruźlicą nie miał sił, by się wtoczyć na wózku inwalidzkim do pociągu, przekroczył zaledwie pięćdziesiątkę. On też był prototypem umierających bohaterów z nowel Iwaszkiewicza, które znamy.

Poznaliście się na studiach w Krakowie, jesteście oboje dramaturgami i to chyba wasze pierwsze wspólne dzieło.

KUPRYJANOWICZ To jest nowa sytuacja. Wcześniej robiłam adaptację Ksiąg Jakubowych z Jankiem Czaplińskim, ale poznaliśmy się tuż przedtem i mieliśmy mało czasu, aby się dotrzeć. Nam razem pisało się bardzo dobrze

KURKOWSKI Mieliśmy tylko jedną sprzeczkę!

KUPRYJANOWICZ Sprzeczek mieliśmy dużo, ale to były twórcze sprzeczki!

KURKOWSKI Tak, ale jedną poważną. Na etapie układania scen.

KUPRYJANOWICZ Wcześniej ustaliliśmy wspólny kierunek, podzieliliśmy się scenami i redagowaliśmy je sobie nawzajem, aby ujednolicić styl. Spieraliśmy się, ale sama ze sobą też się spieram, kiedy pracuję.

Weszliście za to w konflikt z Kubą Kowalskim jako reżyserem, zakończony jednak kompromisem, więc nie wiem, czy o tym rozmawiać?

KUPRYJANOWICZ Warto pogadać o przenikających się kompetencjach. Emocje się pojawiły z obu stron, ale chciałabym na nie spojrzeć pozajednostkowo. Kwestia, do jakiego stopnia współudział reżysera na etapie koncepcji jest współautorstwem tekstu (bo o to w skrócie chodziło), a z drugiej strony jaka jest odpowiedzialność dramaturga za ostateczny kształt przedstawienia, wymaga szerszej dyskusji środowiskowej.

KURKOWSKI To jest kwestia systemowa, która realnie przekłada się na wynagrodzenie. Pozycja reżysera w polskim teatrze pozostaje tak mocna, że dramaturga nikt nie chroni i w razie konfliktu to on wylatuje z projektu. Spór o autorstwo to spór o przejrzyste zasady. Ja nie znam dramaturga (ani scenografa czy choreografa), który walczyłby z reżyserem o dopisanie go jako współreżysera, a w przypadku braku zgody groził usunięciem reżysera z projektu. Albo jest zespół, albo nie - a w zespole każdy ma swoje zadania, za które ponosi odpowiedzialność.

KUPRYJANOWICZ Co ciekawe, spór o autorstwo znowu wiąże się z Iwaszkiewiczem, który bardzo wiele brał od swoich chłopców, z ich historii. Całe opowieści, czasami całe frazy były ich, ale to on je spisywał i opatrywał swoim nazwiskiem. Kto był zatem autorem?

KURKOWSKI Tu wracamy do pierwszego pytania. Duża część roboty dramaturgicznej, w przypadku tego biograficznego tekstu, to odpowiedni wybór i adaptacja istniejących dzieł, co jest przecież tylko i aż autorskim montażem fragmentów rozsianych po kilku tysiącach stron. Zresztą również styl naszego tekstu zawdzięczamy Iwaszkiewiczom.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji