Artykuły

Mitomanka. Rozmowa z Daną Łukasińską

- Jesteśmy skazani na domysły: prawdopodobnie brała udział w zamachu na Hitlera, prawdopodobnie założoną przez nią sieć salonów kosmetycznych finansowało KGB i tak dalej. Nawet bez dostępu do tajnych informacji życiorys Olgi budzi wątpliwości: jak Rosjanka, uważana niemal za kochanicę nazistów, mogła osiąść w Berlinie Zachodnim po przesłuchaniu w Moskwie przez Berię? - Justynie Jaworskiej opowiada Dana Łukasińska.

Justyna Jaworska: Jak trafiła pani na swoją bohaterkę?

Dana Łukasińska: Monika Dąbrowska z offowej Trupy Czango zgłosiła się do mnie z prośbą o napisanie monodramu o Oldze Leonardownej Knipper, słynnej aktorce Stanisławskiego i żonie Antona Czechowa. To małżeństwo trwało raptem trzy lata, do śmierci pisarza, a sztuka miała opowiadać o ich pięknej acz krótkiej miłości. Nie czułam w tej historii "mojej" energii, ale trudno, zgromadziłam materiały, korespondencję, zaczęłam grzebać w historii rodziny. Wreszcie w internecie dotarłam do drugiej Olgi Knipper-Czechowej, z niemiecka: Tschechowej, jej bratanicy. Nazywały się tak samo, bo z młodszą ożenił się Michaił Czechow, bratanek Antona. Przeczytałam, że była ponoć radzieckim szpiegiem i ulubioną aktorką Hitlera, a potem stało się jasne, że dotarłam do właściwej bohaterki. Barwnej, tajemniczej, kontrowersyjnej. I niejednolitej.

Starsza była aktorką dramatyczną, młodsza chyba niewiele grała na scenie?

W swojej autobiografii napisała, że debiutowała u Stanisławskiego, ponieważ to dobrze wyglądało w życiorysie...

...ale to był blef!

Tak, jeden z wielu. Jeszcze w Moskwie musiała zapoznać się z metodą Stanisławskiego, której nauczycielem był jej własny mąż. Tak naprawdę jednak zaistniała teatralnie dopiero w Niemczech, na deskach Rennaissance-Theater, długo po tym, jak tam wyjechała i stała się gwiazdą filmową. Najpierw filmu niemego, potem dźwiękowego. Niewątpliwie fakt, że trafiła na okres filmu niemego pomógł Oldze w karierze - dał jej czas na opanowanie języka i pracę nad głosem. Dopiero dysponując poprawnym niemieckim akcentem i silnym tembrem, spróbowała swoich sił w teatrze, który jej aktorstwo artystycznie nobilitował.

Pierwsza Olga Czechowa miała podobno zachwycająco harmonijną osobowość, była naturalna na scenie i w życiu. Tę drugą przedstawia pani w stanie egzaltacji i rozpadu. Może to skutek tego, że zamiast cierpliwie budować role, zagrała w stu czterdziestu trzech filmach, więc zmieniła się, jak to ujął w naszej rozmowie o aktorstwie Jerzy Stuhr, w "materiał do montażu"?

Olga Knipper-Czechowa była aktorką teatralną o wypracowanej reputacji i niekwestionowanym talencie. Grała klasyków. Jej bratanica, Olga Tschechowa, grała dużo i w byle jakich produkcjach, z prozaicznych powodów. Sprowadziła do Berlina matkę i córkę, posyłała też pieniądze rodzinie w Rosji. Rósł stos rachunków, podnosił się jej standard życiowy, to wymagało stałego zabiegania nawet o epizody, byle dobrze płatne. Jednocześnie rozpoczęła inną ryzykowną grę. Z jednej strony brat, Lew Knipper, członek NKWD, były białogwardzista, który wykorzystywał pozycję siostry do infiltracji środowiska emigracji rosyjskiej w Berlinie, z drugiej romans z nazizmem. Dodajmy do tego ambicje podbicia Hollywood, świadome budowanie pozycji w mediach i mitomańskie autobiografie. Ile masek trzeba założyć, by temu wszystkiemu sprostać? Do wielu informacji o Oldze nadal nie ma dojścia.

Rosjanie przetrzymują archiwa?

Tak, archiwa są niedostępne do tej pory, choć od jej śmierci minęło trzydzieści lat. Jesteśmy skazani na domysły: prawdopodobnie brała udział w zamachu na Hitlera, prawdopodobnie założoną przez nią sieć salonów kosmetycznych finansowało KGB i tak dalej. Nawet bez dostępu do tajnych informacji życiorys Olgi budzi wątpliwości: jak Rosjanka, uważana niemal za kochanicę nazistów, mogła osiąść w Berlinie Zachodnim po przesłuchaniu w Moskwie przez Berię? Albo miała naprawdę dużo szczęścia, albo była bardzo ważna. W jej szczęście nie wątpię. Zaś co do jej roli w nazistowskim establishmencie, to przypuszczalnie NKWD ją przeceniało. Na przykład świat obiegło zdjęcie, na którym siedziała koło Hitlera, z czego wysnuto plotki o ich romansie. Tymczasem Hitler nie afiszował się publicznie ze swoją partnerką Ewą Braun, a że aktorki w przeciwieństwie do żon nazistów zawsze były obecne na bankietach jako kobiety reprezentacyjne - na którąś musiało trafić. Bardzo możliwe, że były między nimi jakieś kurtuazyjne stosunki, ale Hitler miał dość perwersyjne upodobania i raczej nie z każdą kobietą chciałby je ujawniać. Tak przypuszczam po lekturze biografii Ewy Braun, Leni Riefenstahl czy Diany Mosley, zafascynowanej Hitlerem brytyjskiej faszystki.

Reprezentacyjna była jeszcze Szwedka Sarah Leander, o cudownie niskim głosie.

Tak, Sarah Leander grała w filmach nazistowskich i jej akurat kino dźwiękowe nie zaszkodziło. Została sprowadzona ze Szwecji jako następczyni Marleny Dietrich, którą Goebbels nazywał hieną Dietrich. Olga Tschechowa nie dysponowała tak głębokim altem i zaryzykowała wszystko, startując w filmie dźwiękowym. Przecież ogromną część aktorów udźwiękowienie po prostu wykosiło. W Ameryce poniosła porażkę: przeszkodził jej akcent, do tego nie potrafiła schudnąć. Przyznam, że miałam duże problemy z uczuciami do niej.

Trudno było uruchomić empatię?

Empatia to za mało. Ja w pewnym sensie rozumiem jej wybory, mogę sobie wyobrazić, że chciała przeżyć wojnę nie o chlebie i wodzie, tylko na wyższym poziomie, że do szczęścia potrzebny był jej apartament o piętnastu pokojach, własny szofer i najnowszy model samochodu. Zastanawiało mnie jednak, czy kiedy znikali jej przyjaciele i znajomi semickiego pochodzenia - mogła nie wiedzieć, co się z nimi dzieje? Być może nikogo w dosłownym sensie nie skrzywdziła, nie podpisywała wyroków, ale przebywała w środowisku emigracji rosyjskiej i może informowała, o czym ludzie mówią, co robią? Musiała współpracować, by sprowadzić ze Związku Radzieckiego córkę, a potem ją utrzymać. Kiedy raz rozpoczęła tę ryzykowną grę, nie mogła się po prostu wycofać. Stalin miał długie ręce. Była zatem zdeterminowana, a czy była mądra? Opcje są dwie: albo była głupia, do tego stopnia, że nie dostrzegała niebezpieczeństwa - takim osobom często łatwiej jest przeżyć zawirowania historii, bo działają instynktownie - albo była naprawdę kuta na cztery nogi. Chociaż to drugie nie pasowałoby mi do jej infantylnej, egzaltowanej autobiografii. Czytamy tam, że wychowywała się w Carskim Siole z carewnymi, że w pociągu spotkała Rasputina, który na nią dziwnie patrzył... Ani słowa o jakichkolwiek związkach z NKWD czy nazistami. Ale być może jej nie doceniam. Przecież te kłamstwa budowały jej wizerunek.

Zdaje się, że prowadziła także fikcyjny pamiętnik.

Tak, kiedy była przesłuchiwana w Moskwie. To też wydaje mi się komiczne - oto dorosła kobieta pisze w celi fałszywy pamiętnik, który chowa, licząc na to, że go znajdą. A więc z jednej strony spryt, a z drugiej kolosalna naiwność, bo czy spece od przesłuchań mogliby uwierzyć w takie bujdy?

Olga to pani kolejna bohaterka, po Agacie szukającej pracy i Annie Wyprasowanej, która ma kłopoty z tożsamością.

Ten temat pojawia się niemal w każdym moim tekście. Wychodzi na to, że interesują mnie wciąż te same problemy. Kim jestem w środku, a kim na zewnątrz? Czy w ogóle czuję, że kimś jestem? Czy jestem taka, jaką mnie postrzega społeczeństwo, czy moją tożsamość determinuje biologia? Te rozterki tkwią oczywiście we mnie samej. Późno zaczęłam pisać i dopiero od półtora roku staram się z tego utrzymać. Często zastanawiam się, czy to była dobra decyzja, ale i tak nie żałuję, bo takie życie daje mi więcej swobody i możliwość skupienia myśli. Agata powstała, kiedy sama szukałam pracy, a kiedy ją dostałam, ucierpiała na tym twórczość własna, bo kiedy wraca się po osiemnastej do domu, trudno się już skupić na czymkolwiek. Później zaczęłam pracować przy serialu animowanym "Włatcy móch" i to pozwoliło mi uwierzyć, że z korporacyjnego kieratu można się jednak wyrwać. Zatem wyrwałam się i bywa różnie - czasami mam więcej zleceń, czasami mniej, z samej sztuki wyżyć nadal nie potrafię. (wprost do dyktafonu, z naciskiem) Ale to była dobra decyzja!

Pani poprzedni tekst dramatyczny, zrealizowany jako słuchowisko "Strökne Ann", wydawał się świadectwem głębokiego kryzysu...

Nie mojego własnego, odpukać. Chciałam opowiedzieć historię kobiety, która poświęca życie dla miłości do mężczyzny i zostaje porzucona dla innej. To tak banalne, że aż przezroczyste, dlatego szukałam jakiejś wytrącającej z banału formy.

Anna nie ma wieku, ma deskę do prasowania.

Nie chciałam być zbyt dosłowna. Ale rzeczywiście moje bohaterki: Agata, Anna i wreszcie Olga mają ze sobą coś wspólnego, są na skraju załamania nerwowego albo już nawet za jego progiem, w stanie dezintegracji.

Za to z różnych powodów. Olga chyba nie należała do kobiet, które się porzuca?

Nie, była na to zbyt silna i egocentryczna, ale nie miała szczęścia w miłości. Małżeństwo z Michaiłem Czechowem nie wyszło, później związała się z rzekomym milionerem, którego musiała utrzymywać. Miała wpływowych wielbicieli, próbowałam w sztuce pokazać przypuszczalny charakter tych znajomości. Zakochała się naprawdę tylko raz, w młodym lotniku Luftwaffe, który zginął. Podniosła się i z tego, była trochę jak Scarlett O'Hara, przyrzekająca podczas wojny secesyjnej, że nigdy nie będzie głodna. Trudno ją jednoznacznie ocenić i to jest w niej najbardziej pociągające. Mnie postać Olgi skłania do zadumy: co zrobiłabym na jej miejscu? Czy pragnienie życia usprawiedliwia każdy dokonany wybór?

Pierwsza wersja sztuki nosiła tytuł "Lena". Dlaczego?

Trochę się bałam, że mój tekst narusza prawa autorskie do biografii Olgi Tschechowej, dlatego próbowałam zatrzeć tożsamość bohaterki. Doszłam jednak do wniosku, że jako skończona mitomanka wystarczająco zatarła ją sama.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji