Artykuły

Witkacy u Szajny

NOWE kontrowersyjne przedstawienie Józefa Szajny zrealizowane w Teatrze "Studio" budzi wiele wątpliwości. Zacznijmy od samego pomysłu. Pozornie wydawałoby się, że ów pomysł - skonstruowania scenariusza ze sztuk Witkacego - odpowiada obiegowym wyobrażeniom o dramacie i teatrze awangardowym. Któż by mógł się tego podjąć, jeśli nie plastyk, reżyser i teoretyk sztuki - Józef Szajna, dysponujący w przeciwieństwie do Witkacego - który marzył o dobrze wyposażonej pracowni, teatrze i piśmie - własnym teatrem i galerią sztuki. Witkacy teatru ani pisma nie miał, mógł więc sobie pozwolić na wizjonerstwo. Więcej, mógł oddać sprawiedliwość swoim czasom z żartobliwego dystansu. Dokonywana przez niego deformacja rzeczywistości, nie zmuszająca go do ostatecznej konkretyzacji na scenie - o to się martwili realizatorzy - na taki dystans pozwalała. Szajna nie zawsze ten dystans Witkiewiczowski podtrzymuje. Nic dziwnego. To nie tylko ograniczenia rzeczywistości teatralnej, to również sprawa innych doświadczeń. Przede wszystkim jednak nie wierzę w pełny sukces scenariusza składającego się ze strzępków, z których każdy był tworem bardzo określonym nie tylko pod względem atmosfery wątków wiodących, ale także, jako doskonała konstrukcja. Nawet określeniem "dramaturgii otwartej" - nie da się tego zarzutu oddalić.

Wątpliwość następna. Witkacego nie można rozpatrywać w oderwaniu od jego epoki, to przecież nie przekreśla prekursorstwa tej twórczości. Chodzi o smak czasu, o specyfikę polskiego dwudziestolecia międzywojennego, a nie o odtworzenie poprzez rekwizyty jego dokładnego obrazu. Tego nawet najnudniejszy z pedantów nie wymaga od teatru. Trudno jednak powiedzieć, że przedstawienie Szajny było, w swojej warstwie treściowej absolutnie niezrozumiałe dla widza. I wątki ze sztuk Witkacego mają nawet posmak aktualności i to dość "przewrotnej". Znajdujemy tu i motyw rozpraw różnorakich ze "sztuką dekadencką", i definicje różnych ciągotek dyktatorskich, a także charakterystyczne dla Witkacego balansowanie na granicy komizmu i autentycznego tragizmu. Najciekawiej pokazano groźbę tyranii rzeczy, i tendencje automatyzacji indywidualnego i społecznego życia poddanego najniebezpieczniejszej, bo atrakcyjnej tyranii przedmiotów.

Aktor. To chyba najtrudniejszy problem Teatru "Studio". Najbardziej podobali mi się w tym przedstawieniu aktorzy, którym nawet przy dziwacznym kostiumie pozostawiono ich własne twarze: antywitkiewiczowski wprawdzie Sajetan sympatycznie zagrany przez Czesława Roszkowskiego jako safanduła i roztropek zarazem, dowcipnie określona przez kostium, trochę hałaśliwa Marianna - Lothe Stanisławskiej, Mariana Opanię wolałem bardziej w roli Króla Ryszarda III (z "Nowego Wyzwolenia"), w której dobrze zaznaczył kontrast między obiegowym wyobrażeniem tej postaci szekspirowskiej, a stetryczałym safandulstwem widma krwawego bandyty na tronie, niż jako wyblakłego a wrzaskliwego Bałandaszka.

Aktorzy "Studia" nie czują się jeszcze zbyt dobrze w świecie zaproponowanym im przez Szajnę. Mam wrażenie, że "Studio" ma tu do wyboru dwie drogi. Pierwsza, to stosowanie swego rodzaju płodozmianu w reżyserskich interpretacjach. Druga, to może pójście śladami Grotowskiego i poddanie całego zespołu wiodącej koncepcji teatru osobnego.

Plastyka pierwszej premiery w Teatrze "Studio" wynikała z całościowej wizji teatru Szajny. Znajdujemy tu wiele motywów znanych z opracowań scenograficzno-reżyserskich jego poprzednich przedstawień: makiety strzelecie ludzkich sylwetek, reflektory markujące pistolety maszynowe, monstrualne biusty, maski gazowe jako szczegóły kostiumu, ogromne lalki bujające się na sznurach, lufy i rury wyrastające ze ścian i kulisów itp. Mniej tu rekwizytów z arsenału średniowiecznych danse macabre, do których tak chętnie sięga Szajna. Ciekawe, że Szajna ujawnia się nie tyle jako scenograf operujący trójwymiarową bryłą, ile jako malarz zainteresowany płasko położoną plamą barwną. Nawet sceny składające się przecież z osób i rekwizytów trójwymiarowych oddziałują jak obraz malarski. Mamy więc do czynienia z nowoczesnymi i pięknymi kompozycjami malarskimi. Szajna wspaniale czuje kolor, chętnie posługuje się zszarzałą czernią lub przybrudzoną bielą, ale na tym nieefektownym, zdawałoby się, tle ciekawie występują kładzione z ogromnym wyczuciem koloru plamy barwne: kostiumów lub rekwizytów. Doskonale też rozumie Szajna znaczenie zwykle nie docenianych w akcji scenicznej świateł.

Myślę, że przyszłość teatru Szajny polega na wprowadzeniu nie tylko aktora, ale i widza do wewnątrz dzieła plastycznego, jakim jest jego przedstawienie. Nie rozwiążą tego z konieczności stosowane półśrodki, jak podest wyprowadzony nad pierwsze rzędy krzeseł, ogromne odrzwia otwierające się nad głowami widzów siedzących przy rampie, przerzucanie fragmencików akcji na widownię. To przecież tylko chwyty scenograficzno-reżyserskie, ograniczane przez architekturę klasycznego i statycznego wnętrza XIX-wiecznego teatru.

Widz, otaczany i osaczany przez żywą scenografię, przez autentyczną akcję sceniczną, stawałby się, jeśli nie rzeczywistym uczestnikiem spektaklu, to przynajmniej świadkiem, a nie tylko oglądaczem przedstawienia. Na to musimy jeszcze poczekać, ale tak tylko można sobie wyobrazić Teatr "Studio", w którym świat rzeczy nabierze cech człowieczeństwa, a człowiek odnajdzie jeszcze jedną prawdę o wielości i jednorodności teatru.

Teatr "Studio": "Witkacy". Na kanwie utworów St. I. Witkiewicza "Oni", "Gyubal Wahazar", "Szewcy", "Nowe wyzwolenie" - scenariusz Józefa Szajny. Reżyseria i scenografia: Józef Szajna. Muzyka: Bogusław Schäffer.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji