Artykuły

O Szajnie

W sprawie tego co czyni Józef Szajna nie ma zgody w środowisku artystycznym i nic nie zwiastuje szybkiego jej nadejścia. Gdy w latach „odwilży” i później przyznawano mu nagrody za działalność w nowatorskim podówczas Teatrze Ludowym w Nowej Hucie — Szajna miał licznych entuzjastów. Ale i wtedy nie brakowało gniewnych i zgorszonych. Z trybun reprezentujących troskę i rozwagę obywatelską ganiono go za niezrozumialstwo i elitaryzm. Pryncypialni zaś rzecznicy awangardy sarkali na wtórność jego pomysłów, pomawiali o plagiatorskie naśladownictwo, o rozmienianie na drobne zdobyczy nowej sztuki powielanych w sposób nieoględny w pościgu za efektem popularnym czy zgoła jarmarcznym.

Zarówno opinie entuzjastów jak sądy niechętnych gwarem swym towarzyszą od lat pomysłom i realizacjom Szajny i nie wydaje się by w jakiejkolwiek mierze wpływały na kierunek czy charakter tego co on robi. Prawdopodobnie natomiast ów gwar publiczny i środowiskowy wzmagający się przy kolejnych akcjach artysty nie jest bez znaczenia dla jego pracy. Wydaje się bowiem, że Szajna gwar lubi, że sam pogłos zdań ludzkich, słów, okrzyków, szeptów i westchnień wraz z kłębiącą się w nich emocjonalną i semantyczną zawartością — działa pobudzająco na psychikę malarza-reżysera, wyzwalając jego sławną niepowtarzalną zdolność do mówienia i równie niepowstrzymany wewnętrzny wyrój obrazów i sytuacji scenicznych.

Owa nadczynność ośrodków mowy i wyobraźni stała się już przedmiotem stałym zarówno środowiskowych rozmówek i uszczypliwości jak publikacji fachowych. Wśród nich wspomnieć wypada stenogram narady z aktorami uczestniczącymi w przygotowaniu spektaklu Fausta i wypełniony w 90 procentach potokiem mowy reżysera, oraz poświęconą temu spektaklowi „Gluglutierę” Konstantego Puzyny. Ten ostatni tekst, serdeczny i przyjacielski a zarazem przenikliwy i jadowity, zaliczony będzie zapewne do klejnotów prozy krytycznej w PRL. Wydaje się też, że jest to klejnot, którego walory wynikają zarówno z inteligencji szlifierza jak z atrakcyjności przedmiotu obrabianego.

Trzeba bowiem przyznać, że Szajna jest dla krytyki obiektem znakomitym, prowokującym. Nie podejmuje żadnych starań, aby asekurować się przed nią. W zapalczywości i nierozważnym bogactwie swych działań czyni wszystko aby się odsłonić, obnaża bez zażenowania cały aktualny inwentarz swych idei i pomysłów, urzeczony siłą własnej aktywności nie dba o utajenie tego, co w jej gąszczu okazać się może słabsze, pospieszne, wtórne czy manieryczne w stosunku do własnych poprzednich przedsięwzięć autora.

Witalność Szajny fascynuje i drażni. Bywa urzekająca, bywa też w niepohamowanym gadulstwie wyobraźni nieznośna. Ludzie teatru irytują się często, powiadając że Szajna robi na scenie żywe obrazy zamiast przedstawień, że w ogóle jest malarzem i lepiej by było, żeby się zajął realizacją jakichś obiektów plastycznych, happeningów czy environements.

Wielu natomiast malarzy grymasi patrząc na plastyczne prace Szajny: że tyle tu literatury, symboliki, scenografii i że najlepiej zabrać się z tym do teatru.

Jest w tych sprzecznych opiniach trochę prawdy, ale prawda istotna polega chyba na tym, że niezmożona imaginacja artysty działa na pograniczu obu tych obszarów sztuki. że jest w równej mierze plastyczna i teatralna. Jeśli dolega jej niekiedy wspomniana nadczynność, manieryczne piętrzenie obrazów i skojarzeń — obciąża to w sposób podobny i teatr i plastykę Szajny. Gdy zaś wybujałości owe autor w sobie i w toku roboty poskramia — powstają realizacje wybitne czy to na scenie czy w galeriach sztuki.

Do tych ostatnich należy niewątpliwie układ przestrzenny Reminiscencje, który po pokazach w Polsce eksponowany był w krajach Zachodu, zyskując tam również rozgłos i dobrą sławę. Reminiscencje to w sensie tematycznym epitafium poświęcone pamięci artystów krakowskich aresztowanych w 1942 roku i wysłanych do obozu w Oświęcimiu, skąd niewielu tylko powróciło. Układ Szajny opiera się na realiach związanych z tym tematem, ale nie ma właściwości ilustracyjnych. Jest on raczej nagromadzeniem metaforycznie z sobą powiązanych przedmiotów i wyobrażeń. Obozowa fotografia głowy starego rzeźbiarza Ludwika Pugeta, widoczna na wstępie poprzez wykrój będący jakby pustym miejscem po tej postaci — ma dzięki powiększeniu i ustawieniu wprost na podłodze zwięzłą i dramatyczną wymowę posągu, zachowując równocześnie wszelkie cechy urzędowego tandetnego zdjęcia. Prawie abstrakcyjne sylwety-popiersia i puste po nich wykroje wnikają w przestrzeń pełną rekwizytów z pracowni plastycznej. Z ciemnej wnęki rzeźbiarskie szkieletowe figury-stelaże sklecone z drutów i drewna — występują tłumnie trochę na podobieństwo rzeszy figur alegorycznych z Melancholii Jacka Malczewskiego. Na tle ogromnej zniszczonej śladami ognia karty obozowego rejestru kilkanaście stłoczonych sztalug przypomina ciemnymi sylwetami krzyże cmentarne. Sposób operowania skalą, światłem, sytuacją przestrzenną, różnorodnością materialną poszczególnych przedmiotów, a także dźwiękiem (muzyka Schaffera [Schaeffera — przyp. red.]) sprawia, że to co konkretne ulega odrealnieniu, to co oczywiste nabiera znaczeń złożonych, a to co naturalistyczne staje się budulcem metafory. I zdarza się tutaj to, co zdarza się z autentycznymi dziełami wyobraźni: rzecz zachowując związek z tematem wybranym przerasta granice jego tragicznej faktografii, odsłania jej sens ogólniejszy, mówi poprzez nią coś jeszcze, coś więcej.

W przypadku tym właściwa Szajnie zaborczość i aktywność wyobraźni sprawdza się w pełni. Jest ona czynnikiem decydującym i obecnym we wszystkich jego przedsięwzięciach plastycznych i teatralnych, udanych i nieudanych. I nie wydają się wobec tego zjawiska racjonalne pretensje, że autor poszczególne elementy czerpie z różnych źródeł sztuki aktualnej czy wczorajszej, że robi rzeczy komunikatywne tylko dla elity, lub że goni za widowiskową jarmarczną popularnością. Mamy tu po prostu do czynienia z czymś, co przypomina ruch wezbranej wody. Unosi ona i wynurza z siebie wszystko co zagarnęła po drodze: zwalone mosty, dachy domów, drzewa płynące korzeniami do góry, ryby i topielców, pontony z saperami, sztuki żywego inwentarza, samotną balię, zbłąkany kapelusz. Porównanie Szajny z powodzią jest oczywiście tylko po części sensowne. Chodzi głównie o to, że jego twórczość ma w sobie podobieństwo istotne do funkcjonowania żywiołów z naturalną choć zagmatwaną logiką ich działania, z ich fatalnością i autentyzmem.

Z Szajną można się spierać, można go nie znosić, można też poddawać się sugestywności jego poczynań. Ale nie da się zakwestionować autentyzmu i siły tego zjawiska, jego niezmordowanej i wciąż rozrastającej się egzystencji.

Dobrze się przeto stało, że dano Szajnie teatr w Warszawie, gdzie dysponuje on i sceną i salą wystaw. Jest to miejsce gdzie niejedno jeszcze się zdarzy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji