Artykuły

Mickiewiczowskie qui pro

"Pan Tadeusz" w reż. Macieja Grzybowskiego w Teatrze im. Bogusławskiego w Kaliszu. Pisze Bożena Szal-Truszkowska w Ziemii Kaliskiej Gazecie Poznańskiej.

Kameralna inscenizacja "Pana Tadeusza" w reżyserii Macieja Grzybowskiego, która otworzyła tegoroczny sezon teatralny, już w zamierzeniu miała być tzw. spektaklem edukacyjnym, przybliżającym młodzieży (ale nie tylko!) urodę i sens naszej "narodowej epopei". Spektakl, możliwy do zagrania praktycznie w każdym obszerniejszym wnętrzu, miał też zapewnie mieszkańcom małych miejscowości naszego regionu żywy kontakt ze sztuką teatru.

Na szczęście spektakl, który zobaczyliśmy w ostatnią sobotę na małej scenie Teatru Bogusławskiego, nie przypomina szkolnego "bryka", ani też nie schlebia mało wyrobionym gustom. I mocno zawiodą się ci, którzy liczyli na to. że zastąpi on lekturę mickiewiczowskiego arcypoematu i przyniesie prostą odpowiedź na nieśmiertelne pytanie: - Co autor miał na myśli?

Miłość i zbrodnia

Przedstawienie przede wszystkim pozbawione jest historycznego tła. Nie ma w nim owej radosnej wiosny 1812 roku, kiedy Napoleon szedł na Moskwę. Nie ma spisków i przygotowań do buntu, ani też szlacheckich zwad czy bijatyk z Rosjanami. Nie ma koncertu Jankiela ani sławnego poloneza. Nie ma też polowania, grzybobrania itp. wątków, bez których trudno sobie wyobrazić "Pana Tadeusza". A sławne mrówki, które napastowały Telimenę, wędrują tylko po ścianach teatru i okładce programu.

Cóż więc pozostało? Przede wszystkim to, co dla zwykłego "zjadacza chleba" najatrakcyjniejsze - wątek romansowy i kryminalny. Historia miłosna Tadeusza, Zosi. Telimeny i Hrabiego, pokazana na tle dziejów dwóch skłóconych rodów, w które wpisała się także okrutna zbrodnia. Z takich elementów można zbudować zarówno szekspirowski dramat jak i "mydlaną operę". To, co pokazał Grzybowski, jest rodzajem literackiego kabaretu -zresztą w najlepszym stylu. Romantyczna miłość, wykluwająca sie wśród tiulowych zasłon, raz po raz zderza się tu boleśnie z sytuacjami w stylu "qui pro quo". Tadeusz myli damy swego serca. Zosia nie bardzo wie, kim jest naprawdę. Telimena ustawia swych wielbicieli jak marionetki. Zawadiacki Jacek Soplica wkłada habit zakonnika, a niewydarzony Hrabia pozuje na artystę. Z tego wszystkiego oczywiście musi się rodzić sporo humoru, na szczęście subtelnego i wysmakowanego.

Piękno poetyckiego słowa

W kaliskim spektaklu ocalało też to, co w "Panu Tadeuszu" najcenniejsze - piękno poetyckiego słowa. I tu kolejne zaskoczenie: zdecydowanie najlepiej prezentują je młodzi aktorzy! Za dyrekcji Roberta Czechowskiego przyzwyczailiśmy się już do tego. że młódź aktorska na scenie mamrocze coś pod nosem sobie a muzom, przy okazji prezentując prywatne kompleksy, nierzadko związane z wadami zgryzu i wymowy. Tu jest inaczej. Remigiusz Jankowski (łysy dryblas, wręcz stworzony do roli szłachciury-zawadiaki). obsadzony w roli Tadusza (żółtodzioba przeżywającego pierwsze porywy miłosne) - zaskakuje nie tylko piękną i mądrą narracją, ale także stosownym dystansem do swej roli i w ogóle inteligentnym aktorstwem. Z tego, co mogłoby być przeszkodą, potrafi uczynić walor. Jego Tedusz to po prostu duże dziecko, zagubione w pogmatwanym świecie dorosłych, zabawne i wzruszające.

Wcale nie łatwiejsze zadanie o-trzymał Wojciech Masacz (chyba równolatek Jankowskiego?), któremu przyszło kreować zaawansowanego w latach Jacka Soplicę, ojca Tadeusza. Takie karkołomne role, owszem, zdarzają się, ale zazwyczaj w spektaklach szkolnych czy dyplomowych. Masacz wyszedł zwycięsko z tej opresji - trochę dzięki kapturowi mnicha kryjącemu jego aparycję - ale przede wszystko dlatego, że zaufał tekstowi... Podobnie jak i Agnieszka Sienkiewicz, znakomita w roli wdzięcznej Zosi.

Młodzi pobili starszych

W tym spektaklu - nie na co ukrywać - młodzi pobili na głowę starsze pokolenia aktorskie. Choć godzi się też zauważyć lekko komediową postać Sędziego stworzoną przez Jacka Jackowicza czy też zdecydowanie farsową I sylwetkę Wojskiego, wykreowaną przez Ignacego Lewandowskiego.

Oczywiście można się spierać, czy "Pan Tadeusz" jest właściwie przykrojony, wytykając teatrowi niewybaczalne braki czy potknięcia. Ale w tym spektaklu chyba właśnie o to chodziło, aby każdy z nas raz jeszcze sięgnął po mickiewiczowski epos, zadumał się nad nim - i sam odnalazł to, co najważniejsze...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji