Artykuły

Obciach poezji. Rozmowa z Jarosławem Jakubowskim

- Zadebiutowałem jako autor wierszy i jestem poetą, choć to dziwnie powiedzieć tak o sobie. W końcu poezja jest czymś wręcz obciachowym w dzisiejszych czasach, kiedy można być scenarzystą seriali. Bo poeta to trochę taki prawdziwek, autentyk, który na przykład ma odwagę przyznać, że cierpi, a my wstydzimy się cierpienia - Justynie Jaworskiej opowiada Jarosław Jakubowski.

Justyna Jaworska: Rozmawiamy w Poznaniu, tuż po werdykcie konkursu "Metafory rzeczywistości", który właśnie pan wygrał sztuką "Wieczny kwiecień". Gratulacje! Ten tekst jako "Pielgrzymi 2012" był u nas omawiany, ale w czytaniu przygotowanym przez Agnieszkę Korytkowską-Mazur znacząco się zmienił.

Jarosław Jakubowski: Tak, wysłałem wam jedną z kilku poprzednich wersji, teraz na konkurs poznański przygotowałem tekst do tego stopnia nowy, że zmieniłem też tytuł.

No i zakończenie. "Pielgrzymi" kończyli się apokaliptycznie, tutaj tak nie jest.

Myślałem o zakończeniu otwartym, które dawałoby reżyserowi szerokie pole interpretacji. Nie chciałem narzucać konkretnych rozwiązań, zależało mi tylko, by przedstawić głównego bohatera Areczka jako ofiarę, i to dość dosłownie: jako ofiarę składaną przez dwa przeciwne obozy, Armię Krzyża i Nowoczesnych. Obie grupy miały wykorzystywać bohatera do własnych celów, manipulować nim, a on miał się wycofywać w głąb siebie, uciekać od działania.

Trochę jak w "Kartotece"?

Porównania do Kartoteki rzeczywiście pojawiły się podczas prób. Reżyserka nazwała to odwróconą "Kartoteką" albo "Kartoteką po Kartotece" - pejzażem po doświadczeniach historycznych, których bohater Różewicza nie mógł jeszcze znać. Tylko że w jej interpretacji Areczek przestał być pasywny, zaczął działać, co rzeczywiście mocno poprzesuwało akcenty. Mój bohater, trzydziestoparolatek, nie przeżył wojny, ale jako urodzony w Peerelu pamięta ze szkoły wychowywanie w poczuciu ciągłego zagrożenia i mobilizacji, w poczuciu krzywdy ze strony Niemców czy Zachodu. Nazwałbym to wyobraźnią wojenną, może zimnowojenną, typową dla mojego pokolenia. To taka wyobraźnia nastawiona na konflikt, agresję i strach, nawet nieco sadystyczna, w której zamiast Innego występuje groźny Obcy. Bardzo chciałem się z nią zmierzyć, bo mam wrażenie, że właśnie z tamtej wrażliwości biorą się kłopoty mojego pokolenia z adaptacją do obecnych czasów.

O Areczka walczy Armia Krzyża i Nowocześni To trochę jak z "Nie-Boskiej komedii". Paweł Szkotak z kolei nazwał pańską sztukę "Dziadami posmoleńskimi".

Zabierając się do tej sztuki, postanowiłem usypać wielki kopiec, taką hałdę z tekstów, które mogły mnie zainspirować - chyba pierwszy raz pracowałem w ten sposób. W tej hałdzie znaleźli się Krasiński i Mickiewicz, ale też poezja internetowa, od której zaroiło się po katastrofie smoleńskiej. Cytowałem z niej pełnymi garściami, tekst jest mocno kolażowy, ale takie też było moje założenie. Chciałem z tych materiałów źródłowych, przetworzonych lub po prostu wklejonych, zbudować rodzaj zwierciadła o wielu płaszczyznach, które odbijałoby to, co mnie otacza.

Dostaje się i tym spod krzyża, i liberałom

Gdybym miał wybierać, to ująłbym się prędzej za tymi spod krzyża: nie są apetyczni ani ładni, budzą nawet odrazę, ale to nie ich wina, że w przeciwieństwie do bohaterów naszych czasów nie rymują się z retoryką samozadowolenia i samorealizacji. Z drugiej jednak strony oni mnie bardzo denerwują, nie pozwalają mi iść dalej. Areczek, który cierpi katusze rozciągany przez te dwa obozy niczym przez dwa konie, jest wyrazem i mojej ambiwalencji.

Katusze! To naprawdę romantyczne.

Jestem romantykiem w gruncie rzeczy i uważam, że właśnie nasz romantyzm (cokolwiek by o nim mówić - że jest hermetyczny, nieczytelny na Zachodzie) znalazł klucz do polskiej duszy. Bo wierzę, że istnieje coś takiego jak dusza polska, zasadniczo inna niż niemiecka, rosyjska czy czeska. Dlatego powroty do tych tropów wydają mi się frapujące.

I chyba trafiają do odbiorców, bo "Wieczny kwiecień" prócz nagrody głównej dostał też nagrodę publiczności.

Ta nagroda cieszy mnie szczególnie. Wiadomo, że jurorzy to profesjonaliści, ale prawdziwym sędzią jest widownia.

Drukowany przez nas w tym numerze "Magik" należy do innego nurtu pańskiej twórczości - jest liryczny, oderwany od polskich realiów, czysto poetycki.

Zadebiutowałem jako autor wierszy i jestem poetą, choć to dziwnie powiedzieć tak o sobie. W końcu poezja jest czymś wręcz obciachowym w dzisiejszych czasach, kiedy można być scenarzystą seriali. Bo poeta to trochę taki prawdziwek, autentyk, który na przykład ma odwagę przyznać, że cierpi, a my wstydzimy się cierpienia. Dumni jesteśmy ze zwycięstw naszych sportowców na paraolimpiadzie, ale jakoś nie pokazujemy ich w telewizji, bo są niefajni medialnie. Podobnie jest z poezją: jest niefajna medialnie, jakoś kaleka

Tak się pan czuje? Jak bez ręki?

Raczej nieatrakcyjny, bezsilny wobec sprzedawców lepszego życia. A z drugiej strony jestem przywiązany do tej swojej poetyckiej obciachowości, nikt mi już jej nie odbierze. Przyjąłem sobie taki program, by w rzeczach prozaicznych szukać poezji, a w rzeczach na pierwszy rzut uznanych za poetyckie - gasić ją, redukować.

"Magik" skojarzył nam się trochę z Fellinim, z "La Stradą".

Oczywiście, myślałem o tym filmie przy pisaniu. Ale wymyśliłem też sobie "Magika" jako ćwiczenie z teatru ubogiego, na ogołoconej scenie chciałem postawić aktora wobec publiczności i kazać mu po prostu być. Robić sztuczki, które nie wychodzą. Wysnuwać z drobnych słów i gestów całą historię. Po Wiecznym kwietniu, który był wielogłosowy i wielowątkowy, zamarzył mi się prosty monolog. No, prawie monolog, potem dodaję bohaterowi partnerkę, wygenerowaną siłą jego magii.

Trochę to staroświeckie, jakby na przekór temu, co się teraz pisze. I tym nas urzekło.

Właściwie to jest część dyptyku, bo dopisałem do tego jeszcze drugą część, taki prequel. Nazywa się "Powrót Kobiety Psa" i objaśnia, co zdarzyło się wcześniej: skąd się wziął mityczny iluzjonista Canetti, o którym w Magiku tyle się mówi. Zainspirowały mnie jednoaktówki Mrożka, tak pomyślane, by można je zestawić po dwie lub trzy w ciągu wieczoru - chciałbym wrócić do tego tradycyjnego modelu teatru. I żeby to kiedyś zostało zagrane razem.

Dziś w rozmowie przed werdyktem powiedział pan, że zawsze pisze pan serio. Historia o magiku, choć lekka i zawieszona w powietrzu jak bucik bohaterki w finale, też chyba nie jest tylko żartem?

Jestem już dużym chłopcem, w teatrze staram się nikogo nie epatować, tylko rozmawiać. Elementarna uczciwość nakazuje mi traktować odbiorcę serio, nawet jeśli mówię na pozór o rzeczach błahych czy nawet żenujących. "Magik" też opowiada o poważnych sprawach, ale z szacunku dla dorosłych czytelników nie będę ich przecież objaśniał

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji