Artykuły

Jeśli denerwuje, to dobrze. Rozmowa z Magdą Fertacz

- Chciałam, żeby ta sztuka wzbudzała emocje negatywne, takie, jakie wzbudzają nielegalni imigranci, których oczywiście w imię poprawności politycznej akceptujemy, przynajmniej na poziomie deklaracji, a tak naprawdę irytuje nas każda prosząca ręka wyciągnięta w naszą stronę. Czy pisząc taką sztukę, coś zmienię? Nie wierzę w to - Justynie Jaworskiej opowiada Magda Fertacz.

Miałyśmy się spotkać we "Wrzeniu świata", knajpie i księgarni reportażystów. Pomyślałam, że to miejsce do ciebie pasuje. "Trash story" była inspirowana dokumentalną książką Włodzimierza Nowaka, a w "Śmierci Kalibana" naprawdę uchwyciłaś świat w stanie wrzenia. Nie uprawiasz aby dramatu reportażowego?

No, ciekawe uknułaś pojęcie Ale nie wiem, czy pasuje do mojego pisania. Traktuję reportaż jako jedno ze źródeł informacji, inspirację. Zanim zacznę pracę nad tekstem, zawsze staram się w miarę możliwości i dostępności dokumentować temat, ale językowo i formalnie nie zatrzymuję się na poziomie dziennikarskim. Wymyślam też własnych, fikcyjnych bohaterów. Najciekawsze jest właśnie szukanie nowej, innej, teatralnej struktury tekstu.

A jak było w tym przypadku? Problemy Trzeciego Świata czy uchodźców są tak niewyobrażalne, że nie wiadomo, jak o nich mówić. "Śmierć Kalibana" mówi ironicznie i poetycko.

Uwierała mnie bezradność wobec tematu. Zależało mi na tym, żeby tę bezradność pokazać też w formie. Dlatego nie jest ona łatwo przyswajalna, miła w czytaniu. Jest poszarpana, jakby niestabilna, arytmiczna, krzywo pozszywana. To dziesiątki zdań, fragmentów wypowiedzi z reportaży, książek i filmów dokumentalnych, które układały się w mojej głowie w jakąś przedziwną, makabryczną pieśń. Wykrzyczane refreny, zawodzenia, od których nie mogłam się uwolnić. Dlatego na początku próbowałam zapisać to jako słuchowisko radiowe. Potem przyszedł pomysł, żeby jednak stworzyć coś pomiędzy słuchowiskiem a widowiskiem. Stąd forma tej sztuki. To rodzaj koncertu-protestu. Narracja prowadzona jest przez chórzystkę, plastikową i zarazem egzaltowaną ikonę współczesnego świata dobrobytu, która upaja się własnym dziedzictwem kulturowym opartym na tak zwanej sztuce wysokiej. Chóralnej narracji przeciwstawione są proste piosenki "nielegalnych", jak samba Sprzątającej.

Mówiłaś też o inspiracji Santiago Sierrą.

Santiago Sierra jest dla mnie jednym z ciekawszych artystów, z jakimi się współcześnie zetknęłam. Jest radykalny w swojej sztuce. Używa przemocy jako środka wyrazu artystycznego. Krytykuje kapitalizm, używając tych samych sposobów wyzysku. Eksploatuje nielegalnych i wykluczonych, to oni są materiałem do jego instalacji. Płaci prostytutkom za to, że zgadzają się na wytatuowanie na swoich plecach poziomej linii, czy kubańskim mężczyznom za masturbowanie się przed kamerą. To jest wynagrodzenie rzędu dwudziestu dolarów. Powiemy, że jest to upodlające, ale przecież to samo robi z ludźmi globalna polityka kapitalistyczna. To, co u Sierry najciekawsze, to fakt, że on sam nie ukrywa, że jest częścią rynku opierającego się na wyzysku. Za swoją sztukę dostaje ogromne pieniądze, jest zapraszany do największych galerii na świecie. A my, idąc do galerii, płacimy za komfort bezpiecznego oglądania tego, co otacza nas w realnym życiu, ale udajemy, że tego nie ma. Obcując z jego sztuką, mamy pozorne poczucie uczestnictwa w sprawie. To jak kliknięcie "lubię to" na Facebooku, lub podpisanie się pod kolejną petycją w internecie. To bardzo wygodna, sterylna forma obojętności. Jedyne, na co nas stać, gdy patrzymy na masturbujących się za pieniądze przed kamerą nielegalnych imigrantów, to odrobina dyskomfortu.

Twój tekst też budzi spory dyskomfort.

Jeśli denerwuje, to dobrze, taki był mój zamysł. Chciałam, żeby ta sztuka wzbudzała emocje negatywne, takie, jakie wzbudzają nielegalni imigranci, których oczywiście w imię poprawności politycznej akceptujemy, przynajmniej na poziomie deklaracji, a tak naprawdę irytuje nas każda prosząca ręka wyciągnięta w naszą stronę. Czy pisząc taką sztukę, coś zmienię? Nie wierzę w to. Obrazuję problem, ale i tak pozostaję od niego odseparowana. Tak samo jak polityka i wszelkie organizacje rządowe. Oczywiście poczułam się trochę lepiej, ale to tylko pozorne poczucie kontaktu z wykluczonymi, no i przecież liczę na to, że jakiś teatr ten tekst wystawi i zapłaci mi za to pieniądze.

Tymczasem Albańczykom czy Haitańczykom chciałoby się rzeczywiście jakoś pomóc, ale w sposób, który by ich nie zniewolił i nie upokorzył. Masz jakiś pomysł?

Nie mam.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji