Artykuły

Antygona na zimno

Inscenizując "Antygonę" Sofoklesa w przekładzie Stanisława Hebanowskiego - tym razem w Koszalinie - uczynił to Waldemar Matuszewski po raz czwarty. Wcześniej robił to już w Zielonej Górze (1993), Poznaniu (1999) i Olsztynie (2002). Oczywisty stąd wniosek, że dramat w tym kształcie jest mu bliski i znajomy. Widać to w koszalińskim przedstawieniu, akcentującym zwartą konstrukcję tragedii, wyrazistym w formie i unikającym pytań.

Bo "Antygona" Matuszewskiego opowiada o racjach ludzkich i boskich, o zderzeniu wartości, które od dwóch i pół tysiąca lat są reprezentowane symbolicznie przez postaci Antygony i Kreona, lecz prawie w ogóle nie mówi o ich dramatycznych wyborach, nie jest rozdarta emocjonalnie ani uwikłana psychologicznie.

Już sama sylwetka Antygony w tym spektaklu - jej wyniosła, prawie pomnikowa postać, zimna uroda, ostra charakteryzacja - odróżniają ją od innych, dość typowych w dzisiejszym teatrze, Antygon - że tak rzecz ujmę, dziewczęcych. Ubranych w białe, proste szaty uczciwości i naiwności, delikatnych i kruchych. W roli Aleksandry Dzięcielskiej eksponowana jest siła i pewność, a nawet pewna bezwzględność w egzekwowaniu ponadczasowych, uniwersalnych, czy raczej naturalnych praw ludzkich, stojących ponad prawami państw i władców, ponad zakazami i kodeksami.

Ale też i Kreon (Wojciech Rogowski) nie jest u Matuszewskiego postacią nacechowaną szczególnymi sprzecznościami, tragicznie zaplątaną między autorytetem królewskiego urzędu, argumentami państwowego porządku a uczuciem czy więzami pokrewieństwa. W jego sylwetce - butnej, a i nie mniej wyniosłej niż Antygona, dominuje pycha, ślepa bezduszność i to, co zwiemy dziś chętnie arogancją władzy. Tragedia Kreona jest tu więc wpisana w jego rolę oraz miejsce w tym pojedynku na racje, lecz nie wynikła z wyboru tych racji.

Tak ukazany Kreon, ale i Antygona (w jednej ze scen mówi ona: "wszechmiłować przyszłam, nie wszechnienawidzieć" i obdarza przy tym Kreona zimnym pocałunkiem, jaki składa się na ustach wroga) nie budzą sympatii i nie dają okazji do współodczuwania.

Przedstawienie pozwala nam więc raczej być świadkami tego zderzenia niż uczestniczyć emocjonalnie w sporze, jest chłodne i pozbawione wzruszeń; gorzkie i gwałtowne, ale też i dość odległe od dramatycznego dialogu o współczesnym świecie, który bywa z dramatu Sofoklesa wydobywany. Matuszewski powtarza tu raczej za Janem Kottem (cytowanym zresztą w programie spektaklu), że "Antygona" to "dialog głuchych". Tyle że u tego świetnego eseisty jest to punkt wyjścia do rozważań o tragicznej naturze tej walki - w której i tak zwycięży śmierć, a spektakl BTD nie daje wielu powodów, by tę tragedię przeżyć na nowo, z nowymi pytaniami, z tą samą, Co przez wieki siłą.

Monumentalna, efektowna scenografia - w której dużą rolę gra tyleż materia (metaliczne tło, siatka zasłon, przypominająca żelazną koszulę pod zbroją, chłodna, śliska tonacja kostiumów i dżinsowe - dosłownie - akcenty strojów Kreona oraz jego sług), co i podkreślające jej twardą, zimną naturę światło - dodatkowo jeszcze wydobywa ów ton tragedii wysokiej, dalekiej, obojętnej.

Jest to więc tragedia widowiskowa, ale jakby nieco sprzeczna z tonacją przekładu Hebanowskiego, który nie bez kozery unika tak teatralnego koturnu, jak i nadmiernej poetyzacji tekstu. Spektakl w BTD zdaje się natomiast trochę zapatrzony w siebie. Połyskuje zimnym blaskiem, nie cofa się przed mocnym efektem (martwy Polinik jest tu ciałem dosłownie, a idącej na śmierć Antygonie objawia się trupio blady, wabiąc ją w, pantomimicznej scenie, w zaświaty), mówiony jest dobitnie. Sekwencje Chóru powierzono jednej osobie (Małgorzata Wiercioch) - co chyba miało im nieco ująć patosu, nadać charakter bardziej naturalny. Efekt okazał się odwrotny, bliski dekoracyjności. Ton pieśni, którymi Chór komentuje zdarzenia - pieśni utrzymanych skądinąd w pięknie brzmiącym, pulsującym niespokojnie, typowym dla Koniecznego rytmie - podejmie w finale cały zespół aktorski. Ładny to finał, ale też i znamienny dla całego spektaklu.

Bo "Antygona" w Bałtyckim niejednokrotnie budzi uznanie, ale pozostawia widza "na zewnątrz", poza sceną. Choć Kreon zwraca się w którymś momencie do widowni, rampa pozostaje barierą. A świat, którego konflikt i rozdarcie ukazał Sofokles wieki temu, ten świat, który jest przecież żywy z niezmienną, okrutną siłą w naszej współczesności - pozostaje tym razem poza teatrem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji