Artykuły

Dama i Eugeniusz

Jak Polska długa i szeroka, rozbrzmiewały pod koniec ubiegłego roku nasze teatry operowe muzyką Piotra Czajkowskiego - jego to bowiem przeważnie dziełami chciano w teatrach tych czcić 50 rocznicę Wielkiej Rewolucji Październikowej. Grano tedy "Eugeniusza Oniegina" w warszawskim Teatrze Wielkim i w Państwowej Operze Objazdowej, grano "Damę pikową" w Łodzi i Poznaniu, a "Śpiącą królewnę" w Operze Śląskiej - aby najświeższe tylko wyliczyć premiery. O niektórych pisaliśmy już - dziś dwa jeszcze spektakle pokrótce chcemy omówić.

Łódzka "Dama pikowa" ma wiele zalet, przede wszystkim od strony muzycznej. Dr Zygmunt Latoszewski bardzo dobrze prowadzi dzieło Czajkowskiego wydobywając właściwy mu klimat oraz nastrój; dzięki jego też zapewne wielkiemu doświadczeniu operowemu Łódzki Teatr, choć Skromnymi raczej rozporządza siłami to przecież jest obecnie jednym z tych nielicznych, gdzie głosy śpiewaków, zwłaszcza młodych, nie tylko się nie niszczą szybko, ale przeciwnie, sprawiają (przynajmniej niektóre) satysfakcje konsekwentnym rozwojem. Wprawdzie Halina Romanowska miała głos zdecydowanie zbyt lekki jak na Lizę, ale Jerzy Orłowski był rzeczywiście dobrym Hermanem; znakomicie zaśpiewał zwłaszcza pełną dramatycznego napięcia arię Czym życie jest w trzecim akcie, kiedy głos mu się jakoś szczęśliwie "otworzył". Jerzy Jadczak b. ładnie Śpiewał partię księcia Jeleckiego; jako postać wypadł mniej fortunnie, za mało mając "książęcej" wytworności i godności. Podobnie - z tym, że swoista dysproporcja zarysowała się tu jeszcze ostrzej - miała się rzecz z Marią Narkiewicz, która w tytułowej roli prezentowała wspaniały głos, natomiast z pewnością nie była hrabiną, którą nawet świetna petersburska sosjeta z początków ubiegłego stulecia raziłaby zbyt prostackimi manierami. Inne partie, nawet te całkiem drugorzędne, były - co warto podkreślić - obsadzone b. troskliwie, co z pewnością wpływało nader dodatnio na ogólne wrażenie.

Reżyseria "Damy pikowej" jest dziełem Lii Rotbaumówny. Jak zwykle u tej artystki, uznanie i szacunek budzi konsekwentne, dogłębne przemyślenie psychicznych portretów działających postaci oraz drobiazgowe ich wypracowanie - wespół z aktorami. Warto zwrócić uwagę choćby na zachowanie i grę twarzy Hermana - Orłowskiego, gdy Tomski śpiewa swą balladę o trzech kartach - toż to całe studium psychologiczne!; czy na scenę pisania listu w interpretacji Haliny Romanowskiej. Pewną natomiast wadą przedstawienia jest nadużywanie zewnętrznych, technicznych efektów (np. scena w niektórych obrazach obraca się niemal bez przerwy), co rozprasza uwagę widza i odwraca ją od śledzenia psychicznych przeżyć bohaterów. Nie pomaga też w wytworzeniu właściwego obrazu i scenografia, w pierwszym zwłaszcza obrazie, z dziwacznymi drzewami-chochołami zdecydowanie brzydka, a w drugim akcie psująca efekt sali balowej przez zabudowanie sceny kolumnadą od frontu. Najlepiej jako całość wypadła finałowa scena w domu gry.

Państwowa Opera Objazdowa z kolei zaryzykowała wystawienie "Eugeniusza Oniegina") - i przedstawienie to, biorąc pod u-wagę skromniutkie możliwości tego teatru oraz warunki jego pracy, uznać należy za znaczne osiągnięcie (zwłaszcza w zestawieniu z dawniejszymi spektaklami), jest ono "czyste" scenicznie, znajomość rzeczy i sprawna rękę reżysera Bolesława Jankowskiego widać już choćby we właściwym z punktu widzenia muzycznej percepcji ustawieniu kwartetu żeńskiego od razu na początku opery (który to problem z reguły lekceważą reżyserzy spoza operowego świata); zwraca też uwagę rozruszanie i utanecznienie chóru, który w razie potrzeby potrafi już tańczyć... wraz z baletem - rzecz b. cenna przy tak niewielkim zespole.

Wśród solistów wyróżnia się przede wszystkim Janina Karczewska-Wołoszyn (Tatiana), która ostatnimi czasy znacznie się rozwinęła, dojrzała artystycznie i jest obecnie b. dobra artystycznie śpiewaczką. Miłą niespodziankę sprawił też Jan Glonek, który (jako bodaj jedyny) uchwycił specjalny styl, "rosyjskiego bel canta" i znakomicie zaśpiewał partię księcia Gremina. Występujący w roli Łebskiego Michał Szopski, aktualny dyrektor Opery Objazdowej (zastąpił on na premierze chorego tenora, który według planu miał wystąpić tego wieczoru) wniósł do przedstawienia swoją wielką rutynę i kulturę muzyczną. Natomiast Jerzy Kłodziński, który zasadniczo ma wszelkie warunki (głosowe i zewnętrzne), aby być świetnym Onieginem, jakby zatraciły gdzieś swoje legato, wobec czego frazy się rwały, a i wewnętrznego żaru nieco brakowało.

Bolesław Lewandowski prowadził operę Czajkowskiego sprawnie, ale niestety zbyt nerwowo, jakby w pośpiechu, bez właściwej dla tej muzyki miękkości i rozlewności, na czym oczywiście nastrój całości musiał ucierpieć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji