Artykuły

Przyjmuję tylko propozycje, które mnie zainteresują

- To nie jest tak, że nie przyjmuję ról w serialach dla zasady. Po prostu przyjmuję tylko te propozycje, które mnie zainteresują - mówi JAN ENGLERT, aktor, reżyser, dyrektor Teatru Narodowego w Warszawie.

Jolanta Żabińska: Telewidzowie oglądają Pana w serialu "Oficerowie" reżyserowanym przez Macieja Dejczera.

Jan Englert: Tak, gram w nim Zenona, ojca głównej bohaterki. Rola ta spodobała mi się, bo nie jest papierowa. Jest to postać niejednoznaczna. Materiał, który dostałem, pozwolił na zbudowanie ciekawej kreacji.

Zenon to jeden z najbogatszych Polaków, właściciel stacji telewizyjnej, biznesmen. A jego córka pracuje jako policyjny psycholog. W życiu rzadko się zdarza, żeby córka tak majętnej osoby pracowała w policji...

W życiu zdarzają się różne rzeczy, znacznie dziwniejsze niż ta. Siłą scenariusza "Oficerów" stworzonego przez pana Tomczyka jest to, że nic nie jest w nim czarne ani białe, tak zresztą jak w realnym życiu. Taki też jest Zenon. Nie da się go jednoznacznie ocenić. To facet, którego losy są mocno powiązane z historią ostatnich 20 lat naszego kraju. Ta historia odcisnęła na nim swoje piętno. Widz natknie się na szereg zagadek. Tak samo jak w życiu: często ciężko nam ocenić kogoś, sklasyfikować, zrozumieć motywy jego działania.

Znany jest Pan z niechęci do telenoweli i sitcomów...

To prawda. Ale nie czuję niechęci do seriali, które mają zamkniętą formułę i określoną liczbę odcinków. Taki serial jest podobny do filmu fabularnego, jest to jakby dłuższy film, pewien zamknięty cykl. Od początku jest znany scenariusz całości, wiadomo, jak rozwijają się poszczególne wątki, jakie są losy postaci. A telenowela płynie jak woda z zepsutego kranu. Nikt już nie pamięta, kiedy zaczęła lecieć i nie wiadomo, kiedy skończy. Mnoży się perypetie bohaterów w nieskończoność i stają się oni niewiarygodni.

A może Panu - wieloletniemu wykładowcy w szkole teatralnej - przeszkadza fakt, że na planie telenowel i sitcomów w ostatnich latach pojawia się wiele osób, które nie mają przygotowania zawodowego, nigdy nie uczyły się aktorstwa?

Różnica pomiędzy dobrym filmem czy serialem i teatrem a telenowelą polega na tym, że jeśli w tej ostatniej ma się pojawić kulawy koń, to szuka się kulawego konia i on gra kulawego konia, czyli siebie. A w filmie czy teatrze jest tak, że się wyszukuje pięknego, pojętnego, zdolnego i zdrowego konia i każe mu się na planie kuleć. I on kuleje...

Zaznaczam, że to przenośnia. Ostatnio spotkałem się bowiem z tym, że wiele osób nie rozumie żartów, ironii i wszystkie sformułowania bierze dosłownie. Zdolny, przygotowany zawodowo aktor potrafi zagrać mnóstwo ról, a nie tylko siebie.

Każdego roku na anteny polskich stacji telewizyjnych trafia kilkadziesiąt nowych seriali, na pewno dostaje pan sporo propozycji, a jednak rzadko pojawia się Pan na ekranie. Co sprawiło, że zgodził się pan zagrać w serialu "Oficerowie"?

Teraz już nie dostaję zbyt wielu propozycji... (śmiech).

Czyżby producenci przyzwyczaili się już do tego, że Pan odmawia?

Może... (śmiech) A poważnie mówiąc, serial "Oficer" jest jedyną pozycją emitowaną w telewizji, która w ciągu ostatnich kilku lat przyciągnęła moją uwagę i sprawiła, że w czasie, gdy był nadawany, porzucałem typowo męskie zajęcie, czyli przyciskanie guziczków w pilocie od telewizora. Ostatnio obejrzałem nawet w telewizji powtórkę tego serialu i to wcale nie dlatego, że zdecydowałem się zagrać w kontynuacji "Oficera". To naprawdę dobry film. Interesująca fabuła, dobre zdjęcia, świetna gra aktorska.

To nie jest tak, że nie przyjmuję ról w serialach dla zasady. Po prostu przyjmuję tylko te propozycje, które mnie zainteresują. Zanim przyjąłem propozycję zagrania w "Oficerach" grałem przecież w serialach "Dom" czy "Matki, żony, kochanki". O tym, że "Dom" to serial na wysokim poziomie artystycznym, nikogo chyba przekonywać nie trzeba. "Matki, żony i kochanki" również miał dobry scenariusz.

Podobno zdarza się, że ludzie spotkani na ulicy mówią czasami do Pana "panie Jerzy", choć od emisji serialu "Matki, żony i kochanki" upłynęło kilka lat?

Owszem, zdarza się (śmiech). Może po emisji "Oficerów" będzie się zdarzało rzadziej...

To, że pojawi się Pan w nowej kreacji aktorskiej jest sporym wydarzeniem, gdyż ostatnio mało pan gra.

Od kilku lat nie dostaję zbyt wielu propozycji. Ale to jest normalne, bo wszak jestem teraz urzędnikiem państwowym, dyrektorem teatru (śmiech). Zapewne przez twórców filmów jestem postrzegany jako urzędnik, a reżyserzy teatralni nie proponują mi ról, bo przecież jestem ich pracodawcą (śmiech). Jestem wręcz stęskniony za graniem, dobrymi rolami filmowymi.

Problem w tym, że ostatnio w Polsce powstaje mało filmów.

Powstają, powstają, tylko często to umyka odbiorcom i krytykom. Inne są tylko relacje: kiedyś proporcje pomiędzy serialami a filmami wynosiły 1:1, a teraz na jeden film przypada 10 seriali. Ludzie chcą oglądać telenowele i seriale, bo o nich głównie piszą tabloidy. A tabloidy piszą o nich, bo ludzie je oglądają. To zamknięte koło.

A dlaczego ludzie oglądają telenowele?

Bo ich odbiór jest łatwiejszy. Fabuła jest prosta, wydarzenia biegną powoli, postaci są z reguły jednoznaczne, albo czarne, albo białe.

Dziękuję za rozmowę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji