Artykuły

Zofia de Ines i jej zabawy z kolorami

- Staram się pracować dłuższy czas z reżyserem. Zmieniają się sztuki i potem są kolejne małżeństwa sceniczne z reżyserami. Czasami bywają nieporozumienia, bo czują się oni w teatrze pierwszymi po Bogu. Trzeba mieć dużo pokory, wyczucia, aby przeforsować coś swojego - mówi ZOFIA DE INES, kostiumolog i scenograf.

Rozmowa z Zofią de Ines [na zdjęciu], kostiumologiem, mistrzynią warsztatów dla młodych twórców, zorganizowanych podczas Festiwalu Działań Teatralnych i Plastycznych Zdarzenia w Tczewie.

Jest pani mistrzynią w opracowywaniu kostiumu, operowaniu kolorem. Łączy pani ze sobą różne kolory i materiały...

- Nie tylko lubię naturalne materiały, ale także te z najnowszej technologii. Staram się robić coś, co odpowiada dzisiejszym czasom, mimo że w tym zawodzie pracuję sporo lat. Bardzo mnie interesują materiały zupełnie sztuczne, syntetyczne, one też mają swoją szlachetność na przykład laikry, mikrofibry. Sztuczna skóra jest dużo lżejsza od prawdziwej. W technologiach nastąpiło przewartościowanie, bo przemysł tekstylny rozwinął się. Muszę iść z duchem epoki i nie mogę tylko z lnu i jedwabiu wykonywać ubiorów. Kolor też jest dla mnie ważny. Kiedyś robiłam stroje w jednej gamie kolorów, teraz dla wydobycia zgrzytu, dramaturgii wykonuję zestawienia kontrastowe. Kojarzono mnie z kostiumami estetycznymi, pięknymi. Interesuje mnie też nowe krawiectwo, wykonywane nawet bez szycia. Gdy zaczęłam pracować jako scenograf, Maciej Prus zauważył, że zaczęłam je uwspółcześniać. Powiedział nawet: "Zosia pierwsza uwspółcześniła teatralny strój".

Nigdy nie interesował mnie tylko kostium, jaki istnieje w podręcznikach kostiumologii, ale też średniowieczna sylwetka, w wykonaniu dzisiejszym. W teatrze występują różne postacie, nie tylko królowie, je też trzeba ubrać. Staram się tworzyć własną opowieść na ich temat. Ubierając zawsze coś przemycam ze współczesnego świata. Jeżeli będzie to współczesna sztuka, to pokazuję rzeczy noszone przez ludzi na ulicy. To jest moja walka z poglądem, że wykonuję tylko rzeczy estetyczne, piękne. Chociaż przyznaję, że lubię takie stroje.

Co pani myśli o dawnej modzie i tej współczesnej?

- Historią mody bardzo się interesuję. W wielu filmach światowych i polskich widać jednak jak historyczne kostiumy są uwspółcześniane. W sztuce kostium tworzy też postać. Pokazuje jaką ona jest. We współczesnej modzie panuje ogromna dowolność. Bardzo wielu projektantów mody używa nowoczesnych materiałów i to już przetwarza modę. Także stroje z filmów czy też sztuk teatralnych dyktują modę na ulicy. Staram się podglądać to, co nosi dzisiejsza młodzież. Podczas warsztatów zorganizowanych dla studentów w Tczewie, jedna z uczestniczek stworzyła różowy strój matki, w którym wykorzystała dziecięce ubranka. Z takich pomysłów też korzystam. Gustaw Holoubek, który jest obrońcą teatru słowa, chciał, aby dowcipnie i błyskotliwie zrobić "Cyrulika Sewilskiego". Zatrudnił Mariana Opanię i Wiktora Zborowskiego. Chciałam ich ubrać stosownie do charakteru. Teraz są modne turkusy, róże, oranże przemyciłam je do spektaklu. Wymyśliłam też, aby obaj aktorzy mieli czadowe spodnie. Zborowskiemu - wysokiemu i chudemu - zaproponowałam, aby go jeszcze bardziej wydłużyć, więc wymyśliłam obcisłe elastyczne spodnie, w paskiem. Marianowi Opani uszyłam "pulchne" spodnie, w stylu współczesnych rapów, które nosi młodzież. Nie zgadzał się na taki odważny strój, wykręcając się, że jest mu w nich za ciepło. Potem na jego życzenie zdecydowałam się ubrać go w rajstopki i molierowskie porteczki, podkolanka. Na nogach miał adidasy. Gdy wyszedł na scenę zobaczył go Jerzy Kamas i uznał, że strój jest fatalny. Postać straciła swój charakter. Wróciliśmy do pierwotnie zaprojektowanego kostiumu i potem polubił go, był nawet zadowolony, wysłał mi życzenia świąteczne.

Z tego wynika, że trudno jest pani przekonać reżysera i aktorów do nowych pomysłów?

- Muszę być dyplomatyczna. Jeżeli coś jest wbrew gustowi aktora, to trzeba go przekonać, że dla roli warto, aby się poświęcił i ubrał zaprojektowany strój.

A jak pracuje się pani z reżyserami?

- Bardzo dobrze. Staram się pracować dłuższy czas z reżyserem. Zmieniają się sztuki i potem są kolejne małżeństwa sceniczne z reżyserami. Czasami bywają nieporozumienia, bo czują się oni w teatrze pierwszymi po Bogu. Trzeba mieć dużo pokory, wyczucia, aby przeforsować coś swojego.

No właśnie, ile w spektaklu jest pani udziału?

- Najlepsza scenografia i kostium nie spowodują, że przedstawienie będzie udane. Ranga przedstawienia to aktor, reżyser i scenograf i muzyk. Musi być współdziałanie wszystkich.

Co panią interesuje w przestrzeni, którą ma pani do zagospodarowania na scenie?

- W moim dorobku mam kostiumy do ponad 150 sztuk teatralnych, operowych, filmowych. Przestrzeń na scenie jest rzeczywiście pusta i do zagospodarowania. Na scenie są zapadnie, jeżdżące podłogi. Dzisiaj nikt już nie wykonuje malowanych horyzontów. Bardziej przestrzeń buduje się kostiumem, rekwizytem, światłem. Błyszcząca podłoga, lustra, aluminium - to wszystko wiruje. Za czasów Kantora mówiono, że kolorowe światła są w złym guście. Dzisiaj precyzyjne, kolorowe światła i efekty "podbijają" spektakl. To wielka sztuka ustawienia efektów. Na tym tle kostium związany z aktorem musi przemawiać do widza. Moda w teatrze na kostium, oświetlenie ciągle zmienia się.

Dziękuję za rozmowę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji