Artykuły

Powygłupiać się z Żukiem

Niemal każdy ma jakąś poważną cześć osobowości (czasem dla niego za ciasną), ma z reguły też i drugą, powiedzmy zabawową. Poczucie groteski jest nieodłączne od poczucia tragizmu - mówi BRONISŁAW MAJ, poeta, literaturoznawca, pracownik naukowy UJ, a także - aktor.

Jest Pan poważnym pracownikiem naukowym uniwersytetu. Pańskie wiersze trafiły już do szkolnych podręczników, a do tego od czasu do czasu bywa Pan aktorem, niekiedy wręcz artystą estradowym. W październiku zobaczymy Pana na scenie Teatru im.J. Słowackiego w Krakowie, podczas festiwalu poświeconego Samuelowi Beckettowi w spektaklu reżyserowanym przez Antoniego Liberę pt. "Urodził się i to go zgubiło", składającym się z trzech jednoaktówek Becketta. Przyznam, że takie zestawienie Pańskich ról życiowych trochę mnie szokuje. A Pana?

- Mnie nie. Niemal każdy ma jakąś poważną cześć osobowości (czasem dla niego za ciasną), ma z reguły też i drugą, powiedzmy zabawową. Poczucie groteski jest nieodłączne od poczucia tragizmu. Robię też wiele innych rzeczy, a żadnej nie traktuję jako osobnej części mnie samego.

Pierwszy raz zobaczyłem Pana na scenie - jako żulika, w dodatku bez zęba - w roku 1978 w ogrodach Domu Literatów przy ul. Kanoniczej. Był Pan wtedy członkiem Teatru KTO, grając u boku takich tuzów współczesnego teatru, jak Adolf Weltschek, obecny dyrektor Teatru Groteska, i Jerzv Zoń, szef słynnego teatru ulicznego KTO.

- Ówczesny KTO był nie tylko teatrem, jak wiele podobnych zespołów w tamtej epoce, był sposobem na życie w komunie. W dwojakim tego słowa znaczeniu. Sposobem na życie w komunie jako ustroju, oraz sposobem na życie w komunie pojmowanej jako pewna wspólnota przyjaciół. Wiele teatrów, zwanych wtedy studenckimi, stawało się rodzajem odtrutki na peerelowską beznadzieję. W takim teatrze każdy robił wszystko. Na napisałem (z kolegami)scenariusz "Ogrodu rozkoszy", grałem, budowałem dekoracje. Oraz, przez pierwszy rok. uczyłem się - aktorstwa, metodą przypominającą trochę modną naówczas metodę Jerzego Grotowskiego.

Czy jak wielu innych młodych ludzi, w dzieciństwie marzył Pan o aktorstwie, recytował na akademiach Broniewskiego?

- Byłem na to zbyt nieśmiały, Gdyby nie ten rok ćwiczeń w KTO wychodząc na scenę umarłbym ze strachu.

Teatr KTO w takiej formie nie przetrwał zbyt długo...

- Zagrałem jeszcze w jednym przedstawieniu, teatr zaczął się rozpadać, wszyscy poszli własnymi drogami, ja zacząłem pracę na UJ. Dopiero później Jurek Zoń scalił teatr na powrót. Dziś KTO, specjalizujący się w spektaklach ulicznych, jest już zu pełnie inny.

Kolejny raz zetknąłem się z Panem jako aktorem oglądając film Marii Zmarz-Koczanowicz "Kraj świata", znakomitą grotęskę o współczesnej Polsce, nakręconą w roku 1993 r na podstawie opowiadania Janusza Andermana.

- Zagrałem w tym filmie właśnie dzięki niemu, czy może raczej przez niego. Przed wylotem z Warszawy na jakiś spęd poetów zatrzymałem się

u Janusza. I, jak to u niego, bankiet, wyznania, obietnice. W takiej, specyficznej, sytuacji obiecałem Januszowi, że zagramdla niego co tylko ze chce. A on potraktował to poważnie. Gdv wróciłem do domu, do Krakowa, odebrałem telefon. Dzwonił producent ze Studia im. Karola Irzykowskiego pytając nie o to, czy zgodzę się zagrać, ale kiedy mogę przyjechać na zdjęcia. Nie chcąc tracić twarzy przed Andermanem, uzgodniłem szczegoły. Gdy przyjechałem na plan, okazało się, że mam zagrać starą, grubą kloszardkę siedzącą w przejściu podziemnym i śpiewającą hymn internowanych. Hymn, na melodię "Pierwszej Brygady", oczywiście musiałem napisać sobie sam. No to napisałem i zaśpiewałem lem. Parę razy mój występ tak ugotował ekipę, że musieli przerwać zdjęcia.

Mam ten film nagrany na kasetę. Rewelacyjne kino, znakomita rola.

- Im też się widocznie spodobała, bo dostałem jeszcze drugą, podobną role. Wariata na przystanku, recytującego antykomu nistyczne poematy. Które też oczywiście, musiałem napisać.

Czy na tych rolach skończyła się Pańska kariera filmowa?

- Zagrałem jeszcze w fabularyzowanym dokumencie "Kronikarz", opowiadającym o Bolesławie Prusie. Byłem w nim narratorem, właśnie samym Prusem.

Wspomniany na wstępie udział w spektaklu becketowskim to chyba pierwsza w Pańskim dorobku tak poważna rola.

- Tak. Poważny autor, poważny reżyser, profesjonalna scena. Na spektakl składają się trzy rzadko grane jednoaktówki Becketta: "Fragment dramatyczny II", "Kroki" i "Partia solowa". Ten ostatni utwór, w wykonaniugo Libery, będzie miał polską prapremierę. Ja gram we "Fragmencie damatycznym II", partnerując Józefowi Opalskiemu. Rzecz jest naprawdę poważna, poważnie wszyscy ją traktujemy, istnieje jednakże pewne niebezpieczeńtwo. Możemy zagrać naprawdę świetnie, a publiczność i tak może widzieć na scenie nie Becketta, ale Bronia wygłupiającego się z Żukiem.

Przede wszystkim jest Pan poetą, co zwykle kojarzy się ze skłonnościami do introwersji i refleksji. Aktorstwo to pewna forma ekshibicjonizmu. Czy ta sprzeczność Panu nie doskwiera?

- Po przełamaniu wspomnianej wyżej młodzieńczej nieśmiałości mam już mniej oporów.

Jest co najmniej jeden jeszcze pisarz. Pański przyjaciel od lat, który próbował sił w aktorstwie. Myślę o Jerzym Pilchu i filmie Witolda Adamka "Wtorek". Czyżby Pilchu pozazdrościł Panu aktorskiej sławy?

- Nie, to przypadkowa zbieżność losów. Ale pewne jest, że Pilchu - wbrew pozorom - kiedyś nie był taki śmiały. Może też chciał się przełamać.

Zapewne zauważył Pan, że zwłaszcza od lat 90. począwszy - polscy aktorzy coraz częściej zaczynają pisać i wydawać książki. Od wspomnień po wiersze. Jak widać na Pańskim i Pilcha przykładzie, pisarze lubią zostawać aktorami...

- Często zdarza się, że inteligentny aktor, dochodząc do pewnego wieku, chce jeszcze coś powiedzieć. Zaczyna reżyserować albo właśnie pisać. Nie wiem, czy podobny proces zachodzi także w drugą stronię. Na szczęście w pewnym wieku nie da się już zaczynać jako aktor.

Bronisław Maj

literaturoznawca, pracownik naukowy UJ, a przede wszystkim poeta, którego wiersze trafiły już do szkolnych podręczników. Urodził się w roku 1953 w Łodzi. Pierwszy tomik, zatytułowany "Wiersze", opublikował w roku 1980. W stanie wojennym był współredaktorem podziemnej "Arki" a także redaktorem naczelnym mówionego miesięcznika literackiego "NaGłos" w krakowskim Klubie Inteligencji Katolickiej (później drukowanego -1990-97). Otrzymał m.in. Nagrodę Fundacji im. Kościelskich (1984), Nagrodę Kulturalną "Solidarności" (1983 i 1984) oraz Nagrodę PENClubu (1995). Opublikował m.in. tomy wierszy "Wspólne powietrze", "Album rodzinny", "Zagłada Świętego Miasta" "Zmęczenie", "światło" oraz monografię twórczości Tadeusza Gajcego "Biały chłopiec". Mieszka w Krakowie

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji