Artykuły

Tomasz Karolak: W Wigilię boksuję

Złote, a skromne, czyli grzeszne przyjemności Tomasza Karolaka wychodzą na jaw - pisze Marta Górna w Gazecie Wyborczej.


Tomasz Karolak - jeden z najpopularniejszych aktorów w Polsce, także dzięki roli w serii świątecznych filmów „Listy do M.”. Założyciel i dyrektor artystyczny Teatru IMKA


Do jakiej grzesznej przyjemności się przyznam? Ma być świątecznie? No to powiem, że do cielesnej. W Wigilię rano zawsze robię sobie trening bokserski. Mamy taką grupę znajomych, około czterdziestki, i od lat spotykamy się na boks i crossfit. To już tradycja.


Na treningu noworocznym już takiej wysokiej frekwencji nie ma, ale robimy to dla siebie. Chodzi o to – jak powiedział kiedyś Daniel Olbrychski – żeby przez sport uczyć się pokory.


Te treningi to prezent, który robię sobie cały rok. Każdemu należy się kilka chwil dla siebie.


Pytała pani, co robię dla siebie, ale prawdę mówiąc, chyba nie mam już takich potrzeb. Cała moja uwaga skierowana jest na dzieci. Kiedy są szczęśliwe, to jest mi najlepiej. Moja psychika w święta najlepiej odpoczywa, kiedy widzę całą brygadę przy stole.


Ale nie zawsze tak było. Pyta pani, jak bardzo zmieniły się moje święta od roli w pierwszych „Listach do M.”? Jestem w specyficznej sytuacji, bo w pierwszej części grałem trochę siebie. Może nie dosłownie, ale tak samo jak mój bohater bałem się założenia rodziny, obawiałem się utraty niezależności.


Na przestrzeni trzech filmów z serii moja postać walczy o związek, o to, by być dobrym ojcem. To wzruszający łobuz, jakim sam byłem za czasów studenckich i na początku kariery. Zresztą wtedy dorabialiśmy z kolegami, przebierając się za Świętych Mikołajów, bo w teatrach zarabialiśmy grosze, karmiąc się tym, że mogliśmy uczyć się od najlepszych. Teraz, kiedy robię zakupy przed świętami, ludzie się do mnie śmieją, bo „Listy do M.” są emitowane w tym okresie, jestem gościem w wielu domach, Mikołaj ma moją twarz.


U nas w domu świąteczny nastrój jest wyczuwalny na długo przed Bożym Narodzeniem, właściwie już po mikołajkach. Panują w moim domu śląskie zwyczaje, razem z Violką dbamy o to, żeby święta były dla dzieci wyjątkowe. Kupujemy ozdoby, przystrajamy pokoje, panuje pewne napięcie, które lubię.


Widać po mnie, że najbardziej lubię przygotowywanie wigilijnych potraw. Mamy taką rodzinną tradycję, że moi rodzice robią ok. 350 pierogów z zebranych przez siebie grzybów i kapusty. Violka genialnie przygotowuje karpia. A ja często pracuję do samych świąt – spotykam się z aktorami, planuję nowe premiery. Nie mogę się doczekać końca obostrzeń i przyjęcia widzów na widowni teatru.


Czy kupuję prezenty? Często robimy je po to, by połechtać własne ego. Kiedy kupujemy nietrafione prezenty, przyjęte później z rezerwą, to oznacza, że ta nasza uwaga poświęcana dzieciom czy partnerowi nie jest zbyt wnikliwa. Odkąd o tym usłyszałem, staram się bacznie patrzeć na najbliższych, wyczuć, co rzeczywiście sprawi im radość. Wcześniej nie podchodziłem do tego w taki sposób. Kiedy to zrozumiałem? Chyba kilka lat temu. Kiedyś byłem w szale – dużo filmów, seriali, pracy w teatrze – teraz moje tempo spowolniło, rodzina jest dla mnie najważniejsza. Brzmi to jak slogan, ale często o tym zapominamy.


Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji