Artykuły

Jak lubelska kultura obroniła się przed pandemią. Wielkie rzeczy powstają w trudnych czasach

Mijający rok w lubelskiej kulturze będziemy wspominać przez pryzmat pozamykanych sal, odwołanych premier i trudnych pytań o przyszłość. Ale nie był to tylko stracony czas - okazało się, że w pandemii też mogą powstawać wielkie rzeczy.


Oczywiście łatwiej byłoby w tym miejscu napisać o wydarzeniach, które przez koronawirusa nigdy nie zaistniały w przestrzeni miasta. Na pierwszy plan wysuwa się od razu Noc Kultury, bo decyzja o jej odwołaniu zapadła dosłownie kilkanaście godzin przed startem. Bolało tym mocniej, że było to już kolejne podejście do lubelskiej imprezy. A przecież inne letnie festiwale drugą szansę wykorzystały.

W piątek 9 października – zamiast radosnej manifestacji kultury – mieliśmy odbywające się w grobowej atmosferze oczyszczanie miasta z gotowych już instalacji artystycznych. Ale nawet i po odwołanej Nocy Kultury udało się zatrzymać w Lublinie coś na dłużej. To praca Jarosława Koziary „Walka postu z karnawałem” umieszczona na ul. Grodzkiej, którą mieszkańcy i turyści mogli podziwiać jeszcze przez następne tygodnie.


Odwołane eventy

Przez cały rok trwał za to festiwal odwołanych koncertów i premier. To bardzo długa lista, na którą jako jeden z pierwszych wpisał się przygotowywany na połowę marca projekt „Macocha” Joanny Lewickiej. Zamknął ją z kolei Teatr Osterwy z przesuniętą z grudnia na przyszły rok premierą „Psiego serca”.

W międzyczasie do grona anulowanych dołączyli m.in.: Teatr Andersena z premierą „Pippi Langstrump”, Lublin Jazz Festiwal, juwenalia wszystkich lubelskich uczelni, Falkon, koncert Deep Purple Experience, wielka informatyczna konferencja Check It! oraz dziesiątki koncertów, spektakli, seansów filmowych, wernisaży, warsztatów i spotkań. Do tej listy trzeba też dorzucić przesunięte otwarcie Muzeum Narodowego, które jeszcze do końca września było Muzeum Lubelskim. Pierwsi goście zajrzą do niego najwcześniej w styczniu.


Wiele wydarzeń odwoływano zresztą w ostatniej chwili, bo okazywało się, że któryś z artystów zmaga się z koronawirusem. Tak było chociażby w przypadku przedstawienia „Cafe Luna” Teatru Polonii, który w październiku planował pokazać Teatr Stary. Do Lublina nie dojechała też Dorota Masłowska, jedna z uczestniczek Nocy Księgarń, bo z wirusem zmagała się jej córka. Ostatecznie „spotkała się” z czytelnikami dzięki dobrodziejstwu internetu.


Cisza jak ta

Kultura online to zresztą zjawisko, do którego rozwoju niewątpliwie przyczyniła się trwająca pandemia. Nie wszyscy w mieście byli gotowi na szybkie przejście do sieci. Ale wszyscy bardzo szybko zrozumieli, że w przyszłości (już nawet tej najbliższej) bez błyskawicznego opanowania cyfrowego świata dużo zwojować się nie da.

W cieniu pandemii przeprowadzono też dziwny konkurs na dyrektora Teatru Osterwy. Choć aktorzy prosili marszałka o pozostawienie na stanowisku dotychczasowej szefowej Doroty Ignatjew, ten pozostał nieugięty do samego końca. Ostatecznie jej miejsce zajął Redbad Klynstra, czołowa aktorska gwiazda polskiej prawicy.

I jeszcze jedno zdarzenie, które w 2020 roku wstrząsnęło mieszkańcami miasta. To śmierć Romualda Lipki, współtwórcy Budki Suflera i autora licznych przebojów pisanych dla polskich artystów. Muzyk od miesięcy zmagał się z chorobą nowotworową. Jego ciało spoczęło na cmentarzu przy ul. Lipowej. Tłumy lublinian żegnały go m.in. przy dźwiękach utworu „Cisza jak ta”, który w latach 90. Lipko napisał dla lubelskiego zespołu. Ten tytuł wyryto też na jego grobie.


„Festiwal roku”

Rozpamiętywanie mijającego roku tylko przez pryzmat rzeczy, które nam nie wyszły lub które nas zasmuciły, byłoby jednak błędem. Paradoksalnie udało się zrobić więcej, niż ktokolwiek w tym trudnym czasie mógłby przypuszczać. Nie zapominajmy, że z powodu pandemii odwołano na świecie największe kulturalne imprezy. Do dzisiaj nikt też nie ma pewności, czy uda się z nimi powrócić w przyszłym sezonie. W Lublinie – inaczej niż gdzie indziej – za punkt honoru postawiono sobie uratowanie festiwalowego lata. Tłumaczono to niepodpartą żadnymi danymi wiarą, że wkrótce sytuacja w Polsce i na świecie ulegnie stabilizacji. Pomysł wydawał się szalony, ale z perspektywy czasu wypada mi napisać, że warto było o to walczyć.

Zacytuję w tym miejscu Jarka Szubrychta, dziennikarza muzycznego „Gazety Wyborczej”, który do tytułu „Festiwalu roku” nominował jedynie lubelskie Inne Brzmienia. „I nie tylko dlatego, że na innym w tym przeklętym roku nie byłem. To po prostu bardzo dobrze wymyślony, kameralny, offowy, wielowątkowy festiwal, który przyciąga programem, ale i atmosferą” – pisał kilka dni temu w „Wyborczej”.

Nie ma sensu opisywać szczegółowo dużych imprez, które mimo pandemii odbyły się w Lublinie. Organizatorzy każdej z nich – Jarmarku Jagiellońskiego, Carnavalu Sztukmistrzów, Europejskiego Festiwalu Smaku czy Innych Brzmień – do samego końca musieli być czujni i na bieżąco reagować na nieprzewidziane zmiany. Z nową rzeczywistością poradzili sobie wzorowo.


Dwie godziny w maseczce

Być może siłą rozpędu udało się też zorganizować jesienne Konfrontacje Teatralne. Inne niż w pierwotnym zamyśle i z wieloma zmianami dokonywanymi już w trakcie trwania (zresztą kto nie musiał tego robić), za to z wieloma postpandemicznymi akcentami i premierowymi pokazami (wśród nich m.in. po raz pierwszy wystawiany w Lublinie „Mistrz i Małgorzata” w reż. Janusza Opryńskiego oraz „Margules. Nieobecność” Łukasza Witt-Michałowskiego).

Moim tegorocznym faworytem pozostanie jednak wrześniowa premiera „Kimberly Akimbo” Davida Lindsaya-Abaire’a w reżyserii Aleksandry Popławskiej. Sztuka przygotowana specjalnie na zamówienie Teatru Starego od samego początku miała pod górę. Nie dość, że aktorzy pracowali nad nią w samym środku pandemii, to jeszcze nie wiedzieli, czy w ogóle kiedykolwiek wyjdą z nią na scenę. Premiera odbyła się we wrześniu, kiedy teatry mogły być zapełnione tylko w połowie. Ale to i tak duże szczęście, bo miesiąc później twórcy wystawiliby go już tylko dla co czwartego widza (a w listopadzie nie wystawiliby go wcale).

Nie jest łatwo oglądać dwugodzinne przedstawienie w założonej na usta i nos maseczce. Ale dla „Kimberly Akimbo” warto to zrobić. Świetny tekst i reżyseria, doskonali aktorzy i autor muzyki – naprawdę szkoda byłoby, gdyby historia lubelskiej sztuki zakończyła się na ośmiu wrześniowych przedstawieniach.


Dwa miesiące na pełnych obrotach

Co jeszcze udało się zrobić w czasach zarazy? Dokończono festiwal Scena w Budowie w CSK, zorganizowano premierę spektaklu „Kres” Leszka Mądzika oraz wystawiono kilkanaście lubelskich spektakli teatralnych w ramach programu „Przestrzenie sztuki”. Broni nie złożyły też festiwale: Kody, Otwarte Miasto czy Meeting of Styles. Po raz pierwszy w historii odbyły się nawet hybrydowe edycje dwóch największych przeglądów filmowych na Lubelszczyźnie – Dwóch Brzegów oraz Letniej Akademii Filmowej.

Przy okazji warto pamiętać, że pandemia zaatakowała Polskę dopiero w marcu, więc przez dwa pierwsze miesiące lubelska kultura jechała jeszcze na pełnych obrotach. Jednym z najważniejszych wydarzeń tego okresu był 100-dniowy karnawał teatralny, stanowiący manifestację siły teatru tworzonego od lat w Centrum Kultury. Złożyło się na niego blisko 100 wydarzeń, w tym dziewięć spektakli premierowych, przygotowanych przez kilkanaście teatrów. To właśnie na jego potrzeby powstał reżyserowany przez Łukasza Witt-Michałowskiego pierwszy w Polsce kryminalny serial teatralny.
Najważniejsze, by w ogóle być

Na początku roku udało się też wystawić kilka premierowych spektakli: „Biesy” Fiodora Dostojewskiego w reżyserii Janusza Opryńskiego w Centrum Kultury, „Ich czworo” Gabrieli Zapolskiej w reżyserii Pawła Aignera w Teatrze Osterwy, „Słowik i babka natura” Przemysława Jaszczaka w Teatrze Andersena oraz „Hallo, Szpicbródka” w reżyserii Mirosława Siedlera w Teatrze Muzycznym.

Z kolei do Teatru Starego przyjechała Krystyna Janda, by odebrać Gong Danutki, przyznawany wybitnym postaciom polskiego teatru i filmu. To nagroda festiwalu poświęconego Danucie Szaflarskiej, którego druga edycja odbyła się w lutym.


Można odnieść wrażenie, że wszyscy z utęsknieniem czekają już na nowy rok. Czy będzie lepszy? Tego nie wie dzisiaj jeszcze nikt. Na pewno trudniejszy, bo z powodu pandemii z dużo mniejszymi budżetami niż w latach poprzednich. Trudno jednak mówić o przyszłości, skoro od wielu tygodni twórcy kultury marzą głównie o tym, by w ogóle przetrwać ten trudny czas.





Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji