Artykuły

Katarzyna Łaniewska: Wolała role osób dojrzalszych od niej

Pamiętała spadające na Warszawę bomby w czasie powstania, działała w opozycji antykomunistycznej, współpracowała z ks. Jerzym Popiełuszką, upominała się o pamięć o ofiarach smoleńskich. Choć sama nazywała się kibicem działań niepodległościowych i dobrych zmian, była także ich współautorem. 7 grudnia w Łodzi zmarła wspaniała aktorka teatralna i filmowa, Katarzyna Łaniewska - pisze Sylwia Krasnodębska w Gazecie Polskiej.


Jej ojciec byt spółdzielcą „w dobrym znaczeniu tego słowa" i legionistą. Jak podkreślała, to on pokazał jej, że trzeba działać na rzecz interesu społeczeństwa. Jako „element niebezpieczny" został zamordowany w Auschwitz. „To Niemcy go wykończyli, a nie naziści" - mówiła w Telewizji Republika dwa lata temu.


Kościół - miejsce prawdy


Z mamą i rodzeństwem przeżyła Powstanie Warszawskie i przeszła przez obóz w Pruszkowie. W 1980 roku współtworzyła struktury NSZZ Solidarność w Teatrze Ateneum w Warszawie. Uczestniczyła w organizowaniu koncertów patriotycznych i kolportażu podziemnych wydawnictw. Współpracowała w tym okresie z ks. Jerzym Popiełuszką. „W stanie wojennym krzepiła ducha i dawała nadzieję, przypominając strofy wielkich poetów podczas Mszy św. za Ojczyznę odprawianych w kościele św. Stanisława Kostki" - wspominał Jan Kasprzyk, szef Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych.


„Miałam obiekcje, czy wypada przed ołtarzem stawać razem z kapłanami. Ks. Jerzy zapytał, czy chcę. Powiedziałam, że chcę, i tak zostałam. Dlatego, że Kościół był wtedy jedynym miejscem, gdzie można było mówić słowa prawdy. Ktoś, kto nie przeżył tych Mszy za Ojczyznę u ks. Jerzego Popiełuszki na Żoliborzu, to nie widział kawałka wolnej ojczyzny w tej zniewolonej wtedy przez stan wojenny Polsce" - mówiła w 2011 roku w „Rozmowie niezależnej" na vod.gazetapolska.pl. Aktorka przyznawała w rozmowie z Joanną Lichocką, że dziwiło ją, że dla wielu jej znajomych Kościół stał się później niemodny. Jeszcze bardziej szokowało ją, gdy jej zaangażowanie w politykę, startowanie do Senatu z ramienia PiS w 2011 roku czy popieranie prezydentury śp. Lecha Kaczyńskiego spowodowało ostracyzm dawnych i kiedyś dobrych znajomych. „To, że mi odmawiano ról w teatrach czy kinie, to miałam wliczone, ale że przyjaciele, którzy bywali czy na wsi, czy w moim domu, których miałam bardzo dużo, bo zawsze byłam osobą bardzo otwartą, bali się, że ich zarażę takim czy innym poglądem na politykę czy życie - to było dla mnie przykre. Czułam się, jakbym kogoś zarażała" - wyznała na antenie Telewizji Republika w 2018 roku.


Katarzyna Łaniewska nie bala się głośno mówić o swoich poglądach. Po tragedii smoleńskiej upominała się o prawdę na temat katastrofy. Wystąpiła w filmie Jana Pospieszalskiego i Ewy Stankiewicz pt. „Solidarni 2010".


W 2011 roku na łamach „Naszego Dziennika" mówiła: „Chcę podkreślić, że pan prezydent Lech Kaczyński byt moim prezydentem. Głosowałam na niego, miałam zaszczyt być przez niego odznaczona za swoją działalność w stanie wojennym. Dwukrotnie spotkałam się również z panią Marią Kaczyńską. Ona naprawdę zasługiwała na miano Pierwszej Damy. A te inne damy to niech sobie dalej chodzą i pokazują nam, jak się na przykład powinno jeść bezę. Bardzo cenię tych ludzi i te idee, które prezydent Kaczyński reprezentował. Dlatego w naturalny sposób poszłam na Krakowskie Przedmieście".


W 2011 roku postanowiła wystartować w wyborach do Senatu z ramienia PiS. Nie dostała się. Pytana przez Joannę Lichocką w „Rozmowie niezależnej", czy nie boi się wchodzić do twardej polityki, odpowiedziała krótko: „Ale ja jestem twarda".


Była autorem artykułów do tygodnika „W sieci" (potem „Sieci") oraz jednym z głównych mówców z ramienia organizatorów „Marszu Wolności i Sprawiedliwości" 13 grudnia 2015 roku.


Solska, Józia, Walentynowicz...


Ukończyła Akademię Teatralną im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie. Występowała w serialach „Czterdziestolatek", „Klan", „Ojciec Mateusz" i „Na dobre i na złe". Na wielkim ekranie można ją było oglądać m.in. jako pamiętną Solską w filmach z serii „Kogel-mogel", służącą Gajowca w „Przedwiośniu" Filipa Bajona i kierowniczkę domu dziecka w „Przesłuchaniu" Ryszarda Bugajskiego. Zagrała kilkadziesiąt ról w spektaklach Teatru Telewizji. Była aktorką warszawskich scen teatralnych: Teatru Polskiego, Dramatycznego, Narodowego i Ateneum. Współpracowała z Teatrem Ochoty. Była jedną z prowadzących telewizyjny program „Ziarno".


W „Plebanii" wykreowała postać gospodyni księdza, babci Józi. Rozpoczęła pracę na planie tego serialu, będąc już na emeryturze. Podkreślała, że lubiła tę rolę, bo mogła w niej przemycić dużo życiowej mądrości i własnego poczucia humoru. „Ja ciągle prosiłam scenarzystów, żeby pozwolili mi wyjść z kuchni. I udało się, jeździłam na rowerze, uczyłam się tańczyć, potem wysłano mnie na pielgrzymkę do Rzymu, a teraz będę jeździła samochodem" - mówiła. Wcielenie się w Annę Walentynowicz w filmie „Smoleńsk" Antoniego Krauzego było jej pierwszą po wielu latach przerwy rolą na dużym ekranie. „Nie mogłam zrozumieć kolegów, którzy odmawiali zagrania Pana Prezydenta. Koledzy w »Czarnym czwartku« Krauzego grali przecież całe biuro polityczne i wtedy im nie przeszkadzało, że przedstawiali ideologię, z którą się nie zgadzali. Oczywiście byli też tacy, którym nikt nie proponował ról, ale z góry deklarowali, że nie przyjmą propozycji" - wspominała na antenie Telewizji Republika.


Nie chciała grać postaci młodszych od niej. Wolała propozycje kreowania osób dojrzalszych.


Przyjaciółka Strefy Wolnego Słowa


Była przyjacielem środowiska „Gazety Polskiej". W „Rozmowie niezależnej" na vod.gazetapolska.pl mówiła, że: „Kluby »Gazety Polskiej« to jest wielka pozytywistyczna praca". W swoje 80. urodziny, 7 lat temu, udzieliła wywiadu „Gazecie Polskiej Codziennie". Aktorka w rozmowie z Janem Pospieszalskim nie bała się opisywać, co ją oburza we współczesnym teatrze. „Przez tydzień czy miesiąc przygotowywało się spektakl, a on szedł raz na żywo! Choć pamiętam, że »Granicę« Zofii Nałkowskiej na życzenie publiczności powtórzyliśmy jeszcze raz. Jak Krystyna Janda gra po sto przedstawień w teatrze, to ja się śmieję. Kiedyś teatr był miejscem, które się szanowało. Aktorzy mieli buty specjalnie przygotowane na scenę. Kobiety nie chodziły w spodniach, tylko wkładały halki. W Teatrze Polskim na wielkiej scenie podczas »Dziadów« to, co mówiłam, musiało być słyszalne na drugim balkonie. Mimo że nie byliśmy naszpikowani mikrofonami, byliśmy słyszalni. Teraz, gdy chodzę do teatrów, to mimo nowoczesnych nagłośnień, nie słyszę kolegów. (...) Powiem coś obrazoburczego - w komunie cenzorzy potrafili wykazać się pewnym szacunkiem. Oni się snobowali na aktora, snobowali się na »Dziady«. I puszczali je. A teraz? Dupa w kostiumie kąpielowym. Jak zobaczyłam w moim Teatrze Polskim »Mazepę«, najpiękniejszy romantyczny dramat, to zrobiło mi się niedobrze. Podnosi się kurtyna, a tu panie w czerwonych kostiumach gimnastykują się na rurach. A w drugim akcie te same panie przebrane za siostry zakonne. To straszne, że dzieje się to teraz, kiedy mamy tę naszą wolność.


To jest obrzydliwe. A wtedy sztuki były prawdziwe. Fredro był prawdziwy. Więc jak już coś było wypuszczone, to z wielką troską, której we współczesnym teatrze nie widzę" - przyznała.


Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji