Artykuły

O wielkości Ewy Dałkowskiej

"Badyle" na podstawie prozy Tadeusza Różewicza i Marka Gajdzińskiego w reż. Andrzeja Barańskiego w Teatrze TV. Pisze Piotr Zaremba w tygodniku Sieci.

"Badyle" na podstawie prozy Tadeusza Różewicza i Marka Gajdzińskiego w reż. Andrzeja Barańskiego w Teatrze TV. Pisze Piotr Zaremba w tygodniku Sieci.


Andrzej Barański wrócił po 13 latach do Teatru Telewizji. Ostatnią rzecz dla kina nakręcił przed siedmioma. Jeśli ktoś lubi jego twórczość, poetycką, kameralną, nienastawioną na natychmiastowy efekt (może poza filmem „Horror na Wesołych Bagniskach"), ten się ucieszy. Ja się ucieszyłem.
„Badyle" to więcej niż udana premiera telewizyjnego teatru. Choć euforię zastępuje jako reakcja pierwsza - gorycz, zasępienie, smutek. No i podziw dla roboty najwyższej klasy.
Kręci to Barański metodą filmową - w plenerach. Ale takich nieefektownych: łąka, pole, szosa, podwórze, okolice starego budynku, trochę bardziej reprezentacyjnego niż reszta. Tylko scenki retrospektywne, właściwie migawki, powstały w studiu. Mamy dwa opowiadanka Tadeusza Różewicza (którego reżyser był artystycznym wychowankiem) - „Ta stara cholera" i „Na placówce dyplomatycznej", pokazywane na przemian. Oba są opowieściami starych kobiet mających poczucie, że nie są potrzebne swoim rodzinom. W pierwszej syn narratorki jest prymitywem, w drugiej - człowiekiem wykształconym, ale efekt jest mniej więcej ten sam, choć matki unikają patosu, są konkretne, nawet męczące w swoich żalach.
Zwieńczeniem okazuje się trzecia fabuła - tekst Marka Gajdzińskiego, młodszego o ponad jedno pokolenie od Różewicza, tłumacza i pisarza, napisany pierwotnie dla radia. O ile Różewicz zostawił nam obrazki realistyczne, o tyle ta historia będzie miała w sobie rys irracjonalny, symboliczny, choć wszystko zacznie się od podwożenia starej kobiety przez parę w średnim wieku - przyjezdnych z Ameryki. Ta wiązanka, do której Barański przymierzał się od20 lat, to w sumie triumf prostoty nad wymyślnością, życia nad rzeczywistością kreowaną, ozdobną. Teatry od dawna takich rzeczy nie grają - prawie. Tu znalazło się miejsce.
Jest w tych historiach jakaś nieubłagana, posępna kolej rzeczy. Człowiek zastanawia się nad morałem. Czy to opowieść o gubieniu starych rodziców
przez ludzi doznających awansu. Ale przecież w pierwszej, a po części i trzeciej historii, tak nie jest. I przypominają się wątki jeszcze z „Chłopów" Reymonta - tam dzieci, proste i wiejskie, potrafiły wygnać rodziców z domu.
Nie dla łatwej publicystyki takie teksty powstają. Barański jest mistrzem budowania nastroju z drobnych sytuacji, z codzienności. On nam uświadamia, ile się w tej codzienności kryje grozy, krzywdy, poczucia zmarnowanego życia, daremnego trudu. Poczucia ludzi, którzy nawet opowiedzieć o tym nie umieją, jak trzeba. A jednak mówią.
Nie byłoby wielkości tego przedstawienia, gdyby nie wielcy aktorzy. Ewa Dałkowska w roli trzech matek po kolei mówi jakby z wysiłkiem, nie próbuje technicznych sztuczek, a przecież mamy wrażenie, jakbyś my dostawali od niej gigantyczną, ostateczną lekcję życia. To samo czułem, kiedy oglądałem ją jako Marię Magdalenę w „Wieczerniku" Ernesta Brylla. Na tym polega aktorska charyzma. Na końcu, w roli zabranej z pobocza szosy Babiny, staje się Dałkowska wielkim uogólnieniem ludzkiego losu. Jak to osiąga?
Pozostała trójka aktorów gra postaci bardziej zróżnicowane, w każdej z historii odmienne. Edyta Olszówka w roli dwóch synowych oraz „córki marnotrawnej", Radosław Pazura w roli dwóch synów i przypadkowego słuchacza opowieści, oraz Andrzej Mastalerz jako syn, słuchacz i ekscentryczny Amerykanin - mój Boże, cóż to za uczta! Mastalerz twierdzi, że to zasługa reżysera. O tyle ma rację, że Barański potrafi wytworzyć na planie atmosferę poszukiwania dobra. Ale też znalazł do tego odpowiednich partnerów.                                     


Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji