Artykuły

Piekło dobrych chęci. Rząd wycofuje się z projektu, który mógł przynieść wiele dobrego

Kolejne odsłony afery wokół Funduszu Wsparcia Kultury mówią o czymś więcej niż o finansowych problemach teatrów czy muzyków. Państwo PiS okazuje się znów niesterowne, a obóz rządzący - niezdolny do przeprowadzenia sensownych czy innowacyjnych inicjatyw.


To, co w społecznej świadomości zaistniało jako "dwa miliony dla Golców" albo "afera z Bayer Full", w rzeczywistości było pierwszym, zakrojonym na tak dużą skalę programem wsparcia kultury jako branży. Owszem, niewolnym od wad, ale mającym nieść realną pomoc tysiącom osób – nie tylko artystom, ale też akustykom, oświetleniowcom, organizatorom koncertów i spektakli. Wielu z nich nie dostało żadnego przelewu od wiosny. Fundusz Wsparcia Kultury zasilono 400 mln zł głosami całego Sejmu. Tylko że resort kultury najpierw nie umiał tego projektu przeprowadzić oraz opowiedzieć o nim tak, by nie wzbudzać niezdrowych sensacji, a teraz podejmuje rozpaczliwe i kompromitujące program działania ratunkowe. Kolejny raz spełnia się porzekadło o dobrych chęciach i wybrukowanych nimi piekle.


Największe cięgi minister Piotr Gliński zebrał zresztą chyba z prawej strony, chociażby za to, że pieniądze dostanie fundacja nienawidzonej przez zaplecze PiS Krystyny Jandy – co z tego, że na pracowników dwóch teatrów, a nie na futra dla aktorki? Ataki prawicowych dziennikarzy były na tyle silne, że wiceminister kultury Wanda Zwinogrodzka, kiedyś publicystka "Gazety Polskiej Codziennie", poczuła się w ubiegłym tygodniu zmuszona do opublikowania pełnej pretensji do dawnych kolegów polemiki w prorządowych "Sieciach". "Strzały oddane w stronę ministra rykoszetem poraniły środowiska artystyczne, i to zarówno te wspierające rząd, jak i sympatyzujące z opozycją. W ostatecznym rachunku właśnie kultura w takich potyczkach traci najwięcej" – napisała.


I zgodziłbym się tu z panią wiceminister! Gorzej, że dziwne kroki jej pryncypała nie pomagają naprawić szkód.


Fundusz krytykowano m.in. za to, że wbrew jego pierwotnym założeniom sektor prywatny miał dostać znacznie więcej niż publiczne instytucje. Tymczasem, jak ustaliliśmy, minister Gliński, który uprzednio wstrzymał wypłaty z programu, by przyjrzeć się wynikom, obcina właśnie dotacje... publicznym teatrom czy organizacjom pozarządowym. Na przykład Teatr Powszechny w Warszawie straci 20 proc. z przyznanych mu wcześniej 400 tys. zł, teatry Krystyny Jandy – Polonia i Och Teatr – 25 proc. z 1,8 mln zł. Jak sprawa ma się z Bayer Full, Golcami czy sławetną firmą od dachów zajmującą się z doskoku rozrywką, nie wiadomo. Dlaczego jednym zabiera się akurat 25 proc. przyznanej już dotacji, a innym – 1 proc. I skąd w ogóle te cięcia? Też nie wiadomo. Ministerstwo nie uzasadnia swoich posunięć – mówi o "różnych argumentach" i "generalnych obniżkach". I wciąż nie publikuje nowej listy dotacji.


Ministerstwo pozostaje też – jak i PiS – nieufne wobec świata zewnętrznego. Eksperci, którzy pomagali wymyślić pierwotną formę programu i którzy bronili go, mimo zmian, przed atakami medialnymi, zostali odsunięci od procesów decyzyjnych.


Nie ma w tym żadnego planu, są tylko paniczne reakcje na hałaśliwą i często nawet nietrafioną krytykę.


Z zachowaniem proporcji – z Funduszem Wsparcia Kultury jest trochę jak z "piątką dla zwierząt". Pod wpływem krytyki rząd wycofuje się – w tym przypadku częściowo i wstydliwie – z projektu, który mógł przynieść wiele dobrego i zmienić myślenie o kulturze nie tylko jako o rozrywce czy "dziedzictwie narodowym", ale też jako o branży dającej miejsca pracy i potrzebnej społeczeństwu. Nam wszystkim.


Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji