Artykuły

Artur Barciś razy cztery

- Próbujemy radzić sobie z pandemią. Jest ciężko, ale cały czas pracujemy. Możemy to robić, bo w teatrze już jesteśmy zdrowi, a prawie każdy z nas, łącznie ze mną, zachorował na covid - mówi Artur Barciś.


W gorzowskim Teatrze Osterwy można pana spotkać tak często, że aż zaczynam podejrzewać, iż jest pan już mieszkańcem Gorzowa.
Trochę już się tak czuję [śmiech]. Z żadnym innym miastem nie byłem związany i artystycznie, i towarzysko tak długo jak z Gorzowem. Nie bardzo jednak mam czas, by po Gorzowie pochodzić. Teraz, w czasach pandemii, staram się ograniczać kontakty. Sam już jestem ozdrowieńcem i raczej się już nie zakażę, ale staram się, by nie zachorować na jakąś inną chorobę. Będąc w Gorzowie, wiele godzin spędzam w teatrze.

A ten teatr ma szczególne miejsce w pana życiu, bo wyreżyserował pan tu już trzy spektakle. Skąd właściwie wziął się Gorzów na trasie pańskiego życia?
Wziął się ze znajomości z dyrektorem teatru Janem Tomaszewiczem. Kilkanaście lat temu zaufał mi i zaproponował, bym zrobił „coś” w Gorzowie. A że w warszawskim Teatrze Ateneum zrobiłem spektakl „Trzy razy Piaf”, który akurat zszedł z afisza, pomyślałem, że dobrze byłoby, aby on żył dalej. Spytałem więc dyrektora, czy ma trzy aktorki, które bardzo dobrze śpiewają. Odpowiedział: „Mam!”. Na miejscu okazało się, że mówił prawdę i tak się zaczęła przygoda z Gorzowem. Wcześniej „otwierałem” też Scenę Letnią, która kiedyś była w ruinie, a teraz jest ważniejszą częścią tego teatru. Przez lata zaprzyjaźniłem się z zespołem. On znakomicie śpiewa i tańczy. Niektórzy gorzowscy aktorzy to nawet śmieją się, że pracują w teatrze muzycznym.


Od tego „czegoś”, czyli „Trzy razy Piaf”, to wyszło nawet „Cztery razy Barciś”. Właśnie pracuje pan z gorzowskim zespołem nad „Świecie nasz” - spektaklem w hołdzie Markowi Grechucie. Jego premiera na kanale You Tube będzie już w najbliższy czwartek.
To będzie premiera on-line. Spektakl nie będzie grany na żywo. My go nagramy, ja go zmontuję i zaprezentujemy 10 grudnia. Gdyby Grechuta żył, tego dnia skończyłby 75 lat.
Ten spektakl marzył mi się od bardzo dawna. Wiedziałem, że kiedyś go zrobię. W tym spektaklu nie ma jakiejś wyraźnej fabuły, ale jest rodzaj impresji. Piosenki Grechuty to przede wszystkim piękna poezja. Grechuta śpiewał Gałczyńskiego, Mickiewicza, sam też był świetnym poetą. A ponieważ dobra poezja jest uniwersalna i dotyczy kondycji człowieka - kondycji moralnej, kondycji świata - to w tym czasie te piosenki okazały się szczególnie aktualne. Wiele fragmentów wydaje się napisanych na ten czas, który teraz mamy. Choćby utwór „Świat w obłokach”, który w naszym spektaklu genialnie wykonuje Artur Nełkowski. On mówi, że to od nas zależy, jaki świat teraz będzie. To piosenka o zmianach klimatycznych. Albo utwór „Wolność”. On mówi o prostych rzeczach, które teraz w demokratycznym państwie są łamane... [chwila ciszy]. Nie chcę jednak nadawać politycznego znaczenia tym piosenkom, bo stracą one wówczas swoją uniwersalność.


W spektaklu, jak się domyślam, nie będzie tylko klasycznych utworów Grechuty.
Pewnie znajdą się widzowie, który powiedzą, że ich ulubionej piosenki Grechuty w spektaklu nie ma, ale największe przeboje są. Piosenek jest łącznie 21. Śpiewa je w sumie dziesięcioro aktorów, którym akompaniuje sześcioosobowy zespół muzyczny pod kierunkiem Marka Zalewskiego. Spektakl jest więc „na bogato”. Będzie go można zobaczyć w internecie tylko w określonym czasie. Chcemy w ten sposób zachęcić widzów, aby - gdy będzie to już możliwe - przyszli i zobaczyli spektakl na żywo. Zachęcamy, aby widzowie podeszli do zapisu w internecie, jakby byli w teatrze - żeby o godzinie spektaklu usiedli przed ekranem, monitorem i go w około półtorej godziny obejrzeli. Ja ten spektakl nazywam musicalem. Jest w nim wszystko: taniec, kostiumy, choreografia...


Gdy warunki pozwolą, będzie pewnie premiera klasyczna...?
Tak się z dyrektorem umówiliśmy. Gdy widzowie będą mogli przyjść do teatru, wtedy będzie właściwa premiera. Premiera jest przecież wtedy, kiedy są widzowie na widowni. Teatr jest takim miejscem, którego nie da się inaczej przeżyć. W tym samym czasie, w tym samym momencie, bez żadnego pośrednika, musi być aktor i widz.

Jak właściwie teatr odnajduje się w tej sytuacji pandemicznej?
Próbujemy sobie jakoś radzić. Nie jesteśmy jedyni, którzy przez pandemię mają problem. Jest ciężko, ale cały czas pracujemy. W Gorzowie możemy to robić, bo w teatrze wszyscy są już zdrowi, a prawie każdy zachorował na covid, łącznie ze mną. Jesteśmy już ozdrowieńcami i możemy swobodnie pracować. Gdy zachorowałem - tu, w Gorzowie - musiałem przerwać próby i wrócić do Warszawy. „Wisiałem już na bardzo cienkiej nitce”, ale jakoś przetrwałem, wróciłem i mogliśmy dalej pracować.
W czasie pandemii, gdy aktorzy nie grają, to nie dostają pieniędzy za występy, dostają tylko gołą pensję, która jest bardzo niska. Musimy żyć z oszczędności. Ja nie narzekam, po przez 40 lat odłożyłem na czarną godzinę.
Wracając jednak do spektaklu... Liczymy, że „Świecie nasz” będzie grane po epidemii bardzo często.


O frekwencję to chyba nie musi się pan obawiać. „Trzy razy Piaf” nie schodzi z afisza od lat...
Zobaczymy... Wie pan, w teatrze to jest zawsze loteria i nigdy nie wiadomo, jak będzie. Ja wierzę gorąco, że ten spektakl się spodoba. Sceptycy przestrzegają mnie, że młodzież nie zna dziś Grechuty, a jeśli słyszą „Dni, których nie znamy”, myślą, że to piosenka z reklamy piwa...


Piaf też pewnie nie znają, a w teatrze były tłumy...
Piaf też była zapomniana, a nagle znaleźli się widzowie. „Trzy razy Piaf” to był jednak spektakl na małą scenę, gdzie liczba osób jest ograniczona...

Ludzie jednak przychodzili na „Piaf” kilka razy z rzędu.
... dlatego mam nadzieję, że na Grechutę też będą przychodzić kilka razy z rzędu. To spektakl, który warto zobaczyć kilkakrotnie. Są takie utwory, że każde ich wykonanie będzie inne. A że dodatkowo są to piosenki, które ludzie w moim wieku, ale i młodsi, znają, to i na ten spektakl można przychodzić częściej. W tym przedstawieniu mogłem wykorzystać wszystko, co gorzowski teatr daje po remoncie. Wykorzystaliśmy i scenę obrotową, i orkiestron, i oświetlenie.

Po Barcisiu-reżyserze widać fascynację muzyką. Z widzami dzielił się pan już piosenką francuską, włoską, teraz polską. Piąty w pana gorzowskim dorobku spektakl też będzie muzyczny?

Były już plany, żebym zrobił „Damy i huzary” Aleksandra Fredry. Miałby to być musical - z muzyką Jerzego Derfla i z tekstami piosenek Macieja Wojtyszki. Powstała do niego już nawet scenografia, więc może uda się powrócić do tego pomysłu. Zobaczymy... Do gorzowskiego teatru zawsze będę z przyjemnością wracał.


Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji