Wrzuciłem druga taryfę!
- W dalszym ciągu kolaboruję z moim ukochanym Teatrem Syrena, gram epizody w serialach, wciąż jestem w obiegu. To jest chyba taki zastrzyk, który pozwala zapomnieć, ile ma się lat - mówi aktor TADEUSZ PLUCIŃSKI, który skończył 80 lat.
Określenie amant pasuje do Tadeusza Plucińskiego jak do nikogo innego. Do legendy weszła scena z filmu "Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz", kiedy grany przez niego inżynier Kwaśniewski zakłada się z kolegami, że zdobędzie każdą kobietę. Nawet stojącą na skrzyżowaniu milicjantkę! Świadczyć o tym ma plasterek na ugryzionym uchu. No i milicjantka ulega wdziękom inżyniera, wszak i na jej uchu widać plaster. Na uszach idących ulicą kilkunastu pielęgniarek zresztą też...
Przedwojenny, dobry materiał
To jednak tylko film i to sprzed ćwierć wieku. A co słychać u dawno niewidzianego aktora? Kilka dni temu został... 80-latkiem!
- Cóż, przeleciało to wszystko błyskawicznie, choć nie oszczędzałem się ani w życiu, ani w pracy - wyznaje w rozmowie z Rewią Tadeusz Pluciński. - To, co ja reprezentuję, to jest dobry, przedwojenny materiał. Jednak zawsze sobie żartowałem, że gdy jest już z górki, wtedy włącza się tak zwaną drugą taryfę...
Bardzo niewiele się zmienił. W koszulce i w dżinsach, szczupły, opalony i uśmiechnięty. Wygląda, jakby dosłownie przed chwilą wyciągał z wody Wojciecha Pokorę w filmie "Poszukiwany poszukiwana". Wciąż zresztą jest niezwykle aktywny, w czym niewątpliwie pomaga mu jego ukochany pies rottweiler Kuba.
- Robię z nim po dwa-trzy kilometry dziennie - chwali się pan Tadeusz. - Poza tym w dalszym ciągu kolaboruję z moim ukochanym Teatrem Syrena, gram epizody w serialach, wciąż jestem w obiegu. To jest chyba taki zastrzyk, który pozwala zapomnieć, ile ma się lat.
Odbija mi na punkcie wnuków!
W mieszkaniu na warszawskim Grochowie znajduje się mnóstwa zdjęć rodzinnych, przede wszystkim jednak fotografii wnuków aktora.
- Wiadomo, że dziadkowie i babcie na całym świecie szaleją wprost na punkcie swoich wnuków, a nawet czasami im odbija - śmieje się aktor. - Przyznaję się: należę do tej grupy. Czymś wspaniałym jest znajdowanie w takim maleńkim człowieczku własnych cech. Ponoć silniej odnajduje się to właśnie we wnukach niż bezpośrednio w dzieciach. Wnuk to jest taki motor, dzięki któremu wręcz rozsadza mnie energia.
Niektórzy ludzie twierdzą, że kobiety skracają życie. Jubilat, jako znany miłośnik płci pięknej, nie zgadza się z taką oceną.
- Wręcz przeciwnie! Kobiety przedłużają życie, umilają je, sprawiają, że jesteśmy aktywni - ocenia aktor. - Kobiety to istoty, bez których trudno by było w ogóle żyć i nie wyobrażam sobie bez nich świata. Miałem cztery żony, choć dzieci doczekałem się dopiero z czwartą, Jolą Wołłejko. Przyznam się, że mówili o mnie nawet amant-higienista: bierze szczoteczkę do zębów i wychodzi z domu. Zawsze jednak byłem w porządku wobec osoby, z którą spędziłem kawał życia. To ja wychodziłem, a kobieta, która zostawała w domu, nie miała o nic pretensji. Nie wyobrażam sobie tygodnia, żebym się nie kontaktował z Jolą i żebyśmy nie omawiali jakichś spraw. Została między nami ogromna przyjaźń. Ze wszystkimi zresztą się przyjaźniłem. Pierwsza żona, tancerka Krysia Mazurówna mieszka w Paryżu. Druga, wspaniała śpiewaczka, już odeszła.
Wiem, że do nieba już nie pójdę...
Kiedyś, pytany o kobiety zażartował, że mógłby w tej kwestii konkurować z hiszpańskim piosenkarzem, Julio Iglesiasem, który przyznawał się do kontaktów z... 3 tysiącami kobiet.
- Jakież było oburzenie, ile listów, telefonów, że nie potrafię liczyć! - śmieje się
pan Tadeusz. - Ale ja naprawdę nie wiem, czy tak istotnie nie było... W tej chwili jednak marzę tylko o dobrej kondycji i zdrowiu. Reszta przyjdzie sama. Wiem, że do nieba nie pójdę, bo mam lęk wysokości. Pewnie by mnie tam przyjęli za to wszystko, co narobiłem. Gdy jednak myślę, jak wielkie i cudowne obsady są w piekle, to mam zamiar się do nich przyłączyć.