Artykuły

Trudno nie poczuć pewnego rozgoryczenia



Rozmowa Z Jackiem Jekielem, dyrektorem Opery na Zamku w Szczecinie i wiceprezesem Stowarzyszenia Dyrektorów Teatrów w Polsce.


Minister Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu Piotr Gliński rozdysponował pieniądze Funduszu Wsparcia Kultury. Czy cos u Pana budzi niepokój? Czy przedstawione przez ministra zestawienie dopłat jest sprawiedliwe?



Opera na Zamku w Szczecinie zawnioskowała o 770 tysięcy złotych, czyli o 40 proc. utraconych przychodów z powodu pandemii i tyle nam przyznano. Czy to naprawdę porażająca kwota za czas od marca do końca roku dla instytucji, która zatrudnia 200 osób? Nie. Przejrzałem rekompensaty z tytułu strat dla innych podmiotów z branży kulturalnej czy rozrywkowej, i - jak widziałem -chodzi o stawki blisko trzy razy wyższe nawet dla małych podmiotów. Trudno nie poczuć więc pewnego rozgoryczenia. Teatry, nawet gdy mają organizatorów i dotacje, nie mają generować zysków, a artyści nie żyją w luksusie, proszę mi wierzyć. Ale pandemia dla artystów to już czas prawdziwej biedy. Oni zarabiają na tak zwanych nadgraniach: próbach i występach przed publicznością. Wiosną zamknięto instytucje kultury, a potem były wakacje, więc nie mogliśmy grać i to, co dostali miesięcznie artyści, to były grosze. Teraz, ledwo udało się wystartować z sezonem, znów zabrano nam widownię. Sala jest pusta, a więc artyści i reszta zostają przy głodowych pensjach. Pieniądze, które dostały teatry dramatyczne są do podziału na kilkadziesiąt, a w przypadku teatrów operowych na kilkaset osób, a więc naprawdę to, co można było im oddać za czas, gdy nie mogli pracować dla widzów, to kwoty i tak niewielkie, jak to w kulturze wysokiej. Ito jednak boli.


Dlaczego?


Algorytm, który zastosowano, wydaje się bardziej korzystny dla małych liczebnie zespołów, które dużo grały, a cena biletów była nawet o połowę wyższa niż w teatrach dramatycznych i operowych. Te małe zespoły zarobiły sporo, naprawdę sporo w ubiegłym roku, więc teraz mogą sporo dostać. My dostaniemy mniej, dosłownie na przetrwanie, ale liczyliśmy się z tym. Nietrudno policzyć, że gdy weźmiemy pewną kwotę do podziału na dwieście osób, to będzie ona się różnić od kwoty podzielonej na zespół pięcio - czy dziesięcioosobowy. Kultura wysoka naprawdę nie wykorzystuje tej okropnej pandemii, by się wzbogacić. Jako dyrektorzy teatrów musimy po prostu pomóc artystom, którzy dostawali od początku marca głodowe stawki, a mają rodziny, muszą coś jeść i opłacić rachunki. Ta pomoc miała pójść na przetrwanie, a nie na to, by jedni mogli mieć w lodówce kawior i szampana, a inni jedynie chleb i margarynę. Bo kto powiedział, że gdy ci drudzy stwierdzą, że nie mają w teatrze choć cienia stabilizacji finansowej, marnej, bo marnej, to może po prostu zmienią zawód? Może zostawią kulturę na zawsze? Zresztą po opublikowaniu listy podmiotów, która media rozgrzała do czerwoności, minister Piotr Gliński sam stwierdził, że trzeba ponownie przyjrzeć się wnioskom. To dużo mówi. Byłoby też dobrze, gdyby system rozliczeń starających się o rekompensaty był upubliczniony. To rozwiałoby przynajmniej część wątpliwości.


Jak teraz teatry radzą sobie w pandemii? I nie pytam tu o kwestie finansowe, a artystyczne.


Są przede wszystkim w sieci. Nie tylko puszczają wcześniej zarejestrowane spektakle, ale tworzą nowe.


Czym te nowe przedstawienia, przygotowywane po to, aby zaistnieć w sieci, różnią się, od tych, które widzieliśmy na żywo?


Przede wszystkim jakością. Mam tu na myśli odpowiednią jakość dźwięku, wizji, o świetne oświetlenie. Chodzi o to, aby widz nie miał wrażenia, że oto przystąpiliśmy do konsumpcji „jesiotra drugiej świeżości" - cytując Bułhakowa. Poza tym w sieci bardzo trudno teraz pokazać wielkie operowe spektakle. Większość teatrów muzycznych przeszła więc na przedstawienia kameralne.


Dlaczego?


Bo każdemu przygotowywanemu spektaklowi towarzyszy strach, „strach pandemiczny". W wielkim operowym przedstawieniu musi uczestniczyć ponad setka artystów, muzyków orkiestrowych. Oni muszą mieć ze sobą kontakt. Natomiast w zupełnie innej sytuacji są teatry dramatyczne. Tam ta kameralistyka jest czymś bardziej naturalnym, weźmy na przykład monodramy.


Czego boją się teraz dyrektorzy teatrów?


Tego, że widzowie nie będą nas chcieli oglądać. I nie dlatego, że nie chcą mieć kontaktu ze sztuką, ale dlatego, że nie mają takich przyzwyczajeń. W Polsce widzowie wolą raczej oglądać spektakle na żywo, nie ma tego naturalnego nawyku, które miało jeszcze moje pokolenie, że co tydzień, zawsze w poniedziałek siadało się przed telewizorem i oglądało przedstawienie teatralne.


Teraz w sieci pojawiają się już spektakle, ale odpłatne.


Właśnie. Jeśli chcemy mieć odpowiednią jakość, to musimy pamiętać, że ona kosztuje. Nikt w tej chwili raczej nie kwestionuje, że aby zobaczyć jakiś fajny film musi zapłacić abonament na np. Netfliksie. Ostatnio zapowiedziano koncert filharmoników wiedeńskich. Subskrypcję na ten koncert wykupiło 300 tysięcy osób. A ta subskrypcja kosztowała 1oo euro. Mam jednak wrażenie, że takie rzeczy u nas się nie zdarzą, ale chciałbym, aby ci, którzy cenią sobie kulturę, mieli poczucie, że za tę dobrą warto zapłacić.


Jak będzie wyglądała działalność teatrów po pandemii? Czy coś się zmieni?


Moim zdaniem działalność artystyczna do sieci przeniesie się na dłużej. Nie dlatego, żeby zniechęcać do przychodzenia do teatrów, ale przede wszystkim, aby łatwiej było można porównywać to, co się dzieje w sztuce w różnych miejscach w kraju, w Europie i na świecie.


Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji