Artykuły

Jak dziedziczymy status społeczny

"Koniec z Eddym" Édouarda Louisa w reż. Anny Smolar w STUDIO teatrgalerii w Warszawie. Pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej.

"Koniec z Eddym" Édouarda Louisa w reż. Anny Smolar w STUDIO teatrgalerii w Warszawie. Pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej.


Szykanowany przez kolegów młody gej Eddy z upadającego robotniczego miasteczka stał się uznanym pisarzem Edouardem. Anna Smolar zrobiła z głośnej autobiograficznej powieści Edouarda Louisa w warszawskim Teatrze Studio mądry i czuły spektakl.


Jak o tym opowiedzieć? Zwłaszcza w teatrze, miejscu ultramieszczańskim, świątyni różnych odłamów inteligencji czy klasy średniej, cieszącym się nimbem społecznego prestiżu, nawet jeśli akurat to teatr lewicowy?


Różnica perspektyw


W jednej ze scen wydawca pyta Louisa: - „Jeżeli jest to pana prawdziwa historia, to powiem szczerze, że nie wiem. Czy pan troszkę nie przesadził, mmm? Czy jeszcze u nas istnieje taka bieda? Taka przemoc? Nie uważa pan, że obraz prostych zwykłych ludzi, yyy, ze wsi, to znaczy robotników, czy tam ludzi na zasiłku itd., yyy, nie wypada zbyt karykaturalnie? Pan sobie zdaje sprawę, że pan drażni ludzi?”.


Paradoks polega na tym, że dostępne sąsiadom czy rodzinie Eddy’ego kulturowe narzędzia - również, a może zwłaszcza te z kręgu kultury masowej - niekoniecznie nadawały się do opowiedzenia o wyzysku, opresji, zablokowanych szansach.


Umiała to robić dawna kultura robotnicza przełomu XIX i XX wieku, ale to temat na zupełnie inny artykuł.


Na razie mówimy o różnicy perspektywy, o wysiłku, który kosztuje wypracowanie sobie perspektywy. 


O tej różnicy perspektyw opowiada scena audycji radiowej, w której ojciec Eddy’ego odpowiada na pytania razem z synem, już znanym pisarzem Edouardem.


Podekscytowany dziennikarz pyta o pracę fizyczną. „ No co tu powiedzieć, wie pan, robota jak każda” - odpowiada ojciec. „Jak pan organizował te ryby?” - na co wybuchają śmiechem. I uwaga: ta scena nie jest tylko o spojrzeniu na życie ojca-robotnika, ale też o nieprzygotowaniu dziennikarza do takiej rozmowy - bardziej konkretne pytanie, np. związane z pracą, mogłoby przynieść zupełnie inny rezultat. Ale tak - zostaje „egzotyka”. 


Rola ojca jest o wstydzie, bezradności


Czy opowieść o awansie, opowieść o bliskich, którzy "tam" zostali po latach - musi być protekcjonalna? Czy faktycznie obraz ludzi z klasy ludowej podjęty jest tu „karykaturalnie”? Czy w takim teatrze może w ogóle być inaczej?


To są właśnie pytania, które podejmuje Smolar w swoim warszawskim spektaklu w sposób bardzo świadomy i subtelny. To przedstawienie nie tylko opowiada historię, ale też opowiada o tym, jak się takie historie opowiada.


Trzeba pamiętać, że to, co oglądamy na scenie - np. retrospekcje z dzieciństwa - podlega subiektywizacji. Widzimy wszystko przez pryzmat Edouarda, granego tu przez Sonię Roszczuk, wysoką blondynkę w eleganckiej czerni. To jej / jego wzrok.


Eddy’m jest natomiast Daniel Dobosz - żylasty, zwarty, konkretny, w podkoszulku bez rękawów; znosi kolejne szykany wyzywających go od „pedałów”. Czy ma na scenie status równy postaci Roszczuk? A może też jest jej wspomnieniem?


O tej subiektywnej optyce opowiadają też kostiumy, zaprojektowane przez scenografkę Annę Met. Zgeometryzowane, toporne kształty, spod których wraz z refleksją Edouarda wydobywają się kształty ludzkie ojca czy matki (Ewelina Żak).


Robert Wasiewicz, grający ojca Eddy’ego, to cały osobny temat tego przedstawienia, spektakl w spektaklu.


To mocna decyzja - obsadzenie w roli maczystowskiego, twardego ojca homoseksualnego aktora-tancerza, który niedawno w Komunie Warszawa współreżyserował gejowską wariację musicalu „Metro”, a wcześniej w Studio otwartym tekstem mówił o społeczności LGBT w Polsce w „Żabach” Michała Borczucha.


„Jeżeli ceną tej roli jest zamiana mojego nienormatywnego ciała w heteroseksualne ciało, to nie jestem w stanie unieść tej roli.  We mnie się budzi coś takiego, że mam prawo nie spełniać tych oczekiwań” - mówi Wasiewicz otwartym tekstem. I ciągnie dalej: „Chyba coś, co pani dostanie ode mnie, a nie wiem, czy by pani dostała od moich kolegów, to jest empatia wobec tego ojca, bo jest mi go w chuj szkoda, i myślę, że moi koledzy by się nad tym nie zastanawiali chyba, ale mogę się mylić oczywiście. Strzelam, że nie, bo widziało się już takich przemocowych ojców w teatrze, oglądało się Czechowa czy tam Dostojewskiego. Myślę, że właśnie dlatego, że taka jest ogromna empatia, jakiś taki smutek, to nie ma we mnie chęci kompromitowania go, wręcz przeciwnie”.


I Wasiewicz dotrzymuje słowa - jego rola ojca jest o wstydzie, bezradności i jakiejś formie miłości, która nie umie się wyrazić. Eddie/Edouard - i Dobosza, i Roszczuk - jest z kolei ofiarą, która - choć wyszła z trudnych warunków zwycięsko - ma poczucie winy.


Od czułości do ostrego spojrzenia


Louis reprezentuje pisarstwo socjologizujące, czerpiące z papieża francuskiej refleksji o klasach społecznych - Pierre’a Bourdieu, zajmującego się tym, jak dziedziczy się status społeczny, jak szkoła konserwuje społeczną drabinę, jak wyraża się to w estetycznych gustach czy stylu życia.


Scena modelowa: siostra Eddy’ego (Dominika Biernat) odbywa pod koniec szkoły średniej rozmowę z „doradcą zawodowym” (Marcin Pempuś) o dalszych planach na życie. Chciałaby zostać nauczycielką hiszpańskiego, ale na naukę tego języka jej nie stać. Ma podstawy angielskiego, znudzony doradca na jej pomysły patrzy jak na fantasmagorie. Ostatecznie przekonuje ją do pracy w piekarni. Po krótkim czasie postanawia tam zostać - piekarnia daje możliwość jako takiego zarobku, edukacyjne aspiracje zostają wygaszone. 


Anna Smolar ma rzadką umiejętność reżyserowania scen jednocześnie opartych na niby to prostym pomyśle, bardzo przejrzystych, a zarazem dojmująco przemyślanych i trafnych. Idzie za książką, ale przepuszcza ją przez swoją - i zespołu - teatralną wyobraźnię.


Rozmowa Eddy’ego z Edouardem, starego z nowym, dawnej opresji i krzywdy z potrzebą emancypacji i nowego początku - prowadzona jest dosłownie jako zwykły teatralny dialog, wyrażona jako sceniczny konflikt dwóch postaci.


W innej scenie Edouard-Roszczuk krąży zawieszony między znanymi światami, nieco nerwowo wychodząc „do toalety” i błyskawicznie zmieniając teatralne plany zdarzeń - elegancką kolację z przyjaciółmi i mieszkanie ojca, którego odwiedza - prowadząc dwa dialogi w dwóch scenach jednocześnie.


Jak Wasiewicz prowadzi ojca Eddy’ego od przejmujących, czułych tonów do przerysowanej groteski, tak Roszczuk przechodzi od czułości do ostrego spojrzenia, pełnego wyrzutów.


Właściwie całe przedstawienie z Teatru Studio subtelnie łączy te sprzeczne rejestry.


Do tego dochodzi muzyka Jana Duszyńskiego - te elektroniczne, trochę retro, a trochę futurystyczne dźwięki, do których wyśpiewuje się fragmenty narracji z książki, zmieniają powieść Louisa w jakieś rodzinne intymne oratorium czy społeczną space-operę, gdzie postaci patrzą z różnych orbit, mówią o doświadczeniu i emocjach, a zarazem oskarżają cały dostępny układ współrzędnych, całą konstelację opartą na sile przemocowego przyciągania.


Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji