Artykuły

Wojciech Pszoniak - pożegnanie

"Ja nie mam nic, ty nie masz nic, on nie ma nic. To razem mamy tyle, w sam raz tyle, żeby założyć fabrykę". Film, z którego pochodzi ten cytat, dla Wojciecha Pszoniaka jako Moryca Welta okazał się zawodową i życiową ziemią obiecaną. Otworzył mu drzwi do międzynarodowej kariery. Jak w soczewce skupił też to, co w jego aktorstwie było kluczowe i fascynujące - pisze Jolanta Gajda-Zadworna w tygodniku Sieci.


- Miał pewien rodzaj twórczego ADHD, które w życiu może przeszkadzać, ale w sztuce, w twórczości jest niezwykłe - ocenia Jan Englert.


Andrzej Seweryn dodaje, że Pszoniak miał też odwagę (m.in. wyboru tylko tych ról, które jego samego mocno poruszały) i bezkompromisowość w ich budowaniu. Nawet kanon nie przeszkadzał mu w tworzeniu postaci w takim kształcie, jaki uznawał za właściwy. W jego interpretacji Welt znacznie odbiega od literackiego pierwowzoru. Pszoniak zarazem skomplikował i zniuansował tę postać, uszlachetnił ją i rozwibrował.


W innych (niezwykle ważnych dla niego i cennych dla widzów) bohaterach - od Robespierre'a z filmu „Danton", w którym partnerował Gerardowi Depardieu, przez Dziennikarza/Stańczyka z „Wesela", po tytułowego „Korczaka" (wszystkie w reż. Andrzeja Wajdy), ale też w „Diable" Żuławskiego czy „Austerii" Kawalerowicza... udowadniał, jaką ma rozpiętość aktorskich środków i z jaką wirtuozerią umie z nich korzystać. Także hamując do maksimum charakterystyczną ekspresję.


Według Andrzeja Seweryna, gdyby Pszoniak mówił po angielsku, miałby w kieszeni kilka Oscarów. Znając możliwości aktora, znajomość języka mógłby z powodzeniem... zagrać. Jak w Teatrze Nanterre, gdzie wystąpił pod koniec lat 70. ubiegłego wieku z Gerardem Depardieu i Danielem Olbrychskim, ale to jego kwestie wywoływały aplauz ze strony francuskiej publiczności.


Popis dal też w kluczowej dla niego, telefonicznej rozmowie z francuskim producentem teatralnym. Żona (z którą był w szczęśliwym związku kilkadziesiąt lat) spisała jego polskie odpowiedzi na potencjalne pytania, szwagierka romanistka przełożyła je, a on nauczył się tekstów na pamięć. Przysłuchująca się rozmowie szwagierka patyczkiem wskazywała mu właściwą odpowiedź, on odpowiednią modulacją potwierdzał, jak świetnie radzi sobie z francuskim. Angaż dostał. Potem nauczył się języka i od 1982 r, mieszkając na stałe we Francji, ze swobodą odnajdywał się na scenie i ekranie.


Pytany, jak udało mu się osiągać sukcesy i w Polsce, i za granicą, mówił, że od momentu, gdy zdecydował się uprawiać aktorstwo, miał w sobie pewność własnych wyborów. Wspominał spotkanie z komisją egzaminacyjną warszawskiej szkoły teatralnej. Gdy nie przeszedł do drugiego etapu z powodu „braku warunków zewnętrznych i wrażliwości oraz wady wymowy", wykrzyczał w kierunku komisji (używając niecenzuralnego słowa) „Niech się wam, ..., nie wydaje, że nie będę aktorem".


Został nim (dzięki studiom w krakowskiej PWST). Co więcej, stał się jedną z największych osobowości scenicznych i filmowych swego czasu.


Mieszkając poza Polską, przyjmował zaproszenia z warszawskich scen. W nowym tysiącleciu wrócił m.in. do Teatru TV, gdzie również reżyserował. Coraz częściej można go było zobaczyć w rodzimych produkcjach - teatralnych, filmowych, telewizyjnych. W kraju - jak mówił - wciąż „miał mieszkanie, własny NIP i PIT oraz przyjaciół".


Ci widzieli w nim nie tylko genialnego aktora, lecz także człowieka serdecznego, „smakosza kuchni i życia", współtwórcę nieformalnego Towarzystwa Dobrego Stołu. Ze wspólnych biesiad i eksperymentów kulinarnych (dzięki pomocy żony, która zapisywała jego przepisy kulinarne) powstała książka, w której autor pokazuje się jako - obyty z potrawami kuchni polskiej, francuskiej, ale też egzotycznej - obywatel świata.


Urodził się we Lwowie (spędził tu dwa pierwsze lata życia), wychował w Gliwicach, w świat aktorstwa wchodził w Krakowie, z czasem jego przestrzeń twórcza i życiowa poszerzyła się o Warszawę, później o Paryż oraz kolejne miejsca, do których docierał.


Znakiem rozpoznawczym jego stylu stały się z czasem fantazyjne szaliki. Nosił je - podkreśla Andrzej Seweryn - w arystokratyczny sposób. Ale przecież był arystokratą. Polskiego teatru, polskiego filmu.


Był też Wojciech Pszoniak -jak sam o sobie mówił - „buntownikiem z charakteru". Czyli wraz z talentem i wspomnianymi wcześniej cechami, oraz okolicznościami, miał w sam raz tyle, żeby na stałe pozostać w historii teatru i kina.


Zmarł po ciężkiej chorobie 19 października 2020 r. Miał 78 lat.       


Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji