Artykuły

Słowacy złamali szlaban

Międzynarodowy Festiwal Teatralny "Bez Granic" w Cieszynie omawia Jan Picheta w miesięczniku Śląsk.

Odkąd wraz z południowymi sąsiadami "weszliśmy" do Unii Europejskiej, wydawać by się mogło, że wszelkie granice między nami łatwiej pokonywać. W istocie na granicznych rogatkach mniej strażników, celników i barier... Na cieszyńskich mostach można już przechodzić w obie strony, a nie jak dotąd - Mostem Przyjaźni do Czech, a Mostem Wolności do Polski. Obie rady miejskie grodu nad Olzą postanowiły wybudować jeszcze trzy kładki dla pieszych i rowerzystów. Fizyczny kontakt powinien być zatem coraz przyjemniejszy w następnych latach.

Nie znaczy to jednak iż między narodami Polski. Czech i Słowacji padną wszelkie granice. Zdają sobie z tego sprawę członkowie Solidarności Polsko-Czesko-Słowackiej - organizatorzy Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego "Bez Granic", którzy jeszcze niedawno mieli wątpliwości, czy jest sens kontynuować działalność w nowych warunkach politycznych. Gertruda Chowaniokowa, Marian Dembiniok i ich koledzy uznali jednak, że SPCzS oraz graniczne festiwale teatralne i filmowe są niezbędne w łamaniu kolejnych barier, tym razem tych, które tkwią w nas -kulturalnych i mentalnych.

Łamanie granicznych szlabanów, które tkwią w nas, jest ideą festiwalu. Jurorzy cieszyńskiej imprezy stwierdzili, iż jest to również idea ich werdyktu.

"Złamanym Szlabanem" nagrodzili przedstawienie, w którym pojawiają się nie tylko elementy uniwersalne, ale świadczące o przekraczaniu barier. Jego twórcy z sąsiednich narodów potrafią z sobą rozmawiać i stworzyć wybitną realizację. Bohaterami festiwalu zostali Ondrej Spisak i artyści z Teatro Tatro z Nitry. Egzemplifikacją artystycznej przyjaźni - która co roku pojawiała się w różnych festiwalowych widowiskach na granicy - jest tym razem udział polskich aktorów (Magdalena Boczarska gra szaloną Olgę, a Łukasz Kos kupca Rotschilda) w wykonanym przez słowacki zespół z Nitry spektaklu "Proroka Ilji" [na zdjęciu] polskiego autora Tadeusza Słobodzianka w reżyserii słowackiego artysty Ondreja Spisaka.

Znakomicie rozwiązana dramaturgicznie przez reżysera opowieść o próbie zabójstwa nowego Mesjasza - aż do katharsis na wieść o śmierci Judasza - imponuje także dbałością o szczegóły sceniczne (spadający deszcz, dymiące opary z misek czy talerzy, psujący się wehikuł białostockiego kupca itp.). Wykorzystanie rekwizytów przywodziło na myśli oglądane kilka lat temu także w Cieszynie i Czeskim Cieszynie spektakle Janusza Klimszy ze Szmauzami -"Wiejskiego lekarzu" według F. Kafki i "Kometę" do słów B. Schulza. Świetna scenografia Franciszka Liptaka zagwarantowała zmianę podłoża scenicznego w miarę narastania moralnej degrengolady w przedstawianym świecie. Im więcej wody spadało na trociny i ziemię, tym bardziej niedoszli mordercy nurzali się w błocie, co namacalnie wręcz świadczyło o ich niecnych zamiarach. Podziwiać należało także aktorów za hart ducha, gdyż grali pod dachem jarmarcznej budy w przejmującym zimnie cieszyńskiej nocy, nie racząc się nawet miodunką, a co najwyżej paląc papierosy!

Publiczności podobał się również - dotykający najistotniejszych problemów ludzi pogranicza - spektakl "Cholonka" wedle powieści Janoscha w reżyserii Mirosława Neinerta i Roberta Talarczyka i w wykonaniu artystów Teatru Korez. Śląscy aktorzy zagrali w Cieszynie bardzo dobrze. W wielu scenach oddali śląskość w sposób perfekcyjny.

Jurorzy brali pod uwagę jeszcze "Dziką kaczkę" Henryka Ibsena w reżyserii Jana Nebesky'ego i inscenizacji artystów Teatru "V Dlouhe" z Pragi. Twórcy praskiej Dzikiej kaczki poszli jednak zbyt daleko w przystosowaniu pierwowzoru do warunków współczesności. Szczególnie polscy widzowie oczekiwali przełamania formy komediowej, które nie nastąpiło...

Zbyt dużo oczekiwano chyba także od innych spektakli, które podejmowały tematy związane z granicami i przeszłością polsko-czeską. "Operacja Dunaj" Roberta Urbańskiego w reżyserii Jacka Głomba i wykonaniu artystów ; Teatru im. H. Modrzejewskiej z Legnicy dotyczy haniebnej napaści "bratnich armii" - w tym polskiej - na Czechosłowację w sierpniu 1968 roku. Rozpoczyna się nawet obiecująco, gdyż od ujawnienia narodowych stereotypów. Budzi nadzieję na pokazanie dramatu. Z chwilą pojawienia się jednak motywacji onirycznej "zalepia stare rany". Tragedię kończy dydaktyka.

Straconymi złudzeniami można określić również spektakl "Tesinske niebo -cieszyńskie nebe" wedle scenariusza Renaty Putzlacher i Radovana Lipusa - w reżyserii tego ostatniego. Piosenki czeskocieszyńskiego barda Jaromira Nohavicy nie brzmią już tak wspaniale w ustach innych wykonawców i tego można się było spodziewać. Owszem, jest w spektaklu kilka scen wzruszających, ale są też wręcz naciągane. Przede wszystkim autorzy uciekli od najbardziej nabrzmiałych konfliktów pogranicza. Rok 1920 został potraktowany zupełnie marginalnie, żeby nie powiedzieć tendencyjnie. Podobnie rok 1945. Lat 1938, 1948 czy 1968 w ogóle nie spostrzegłem. Poetycka wizja przyjaźni zamazała historyczny obraz konfliktów. Oczywiście można i tak, ale czy realizatorom chodziło o to, żeby pokazać, iż wszyscy - poza Żydami - w Cieszynie byli od zawsze? Historia raz jeszcze okazała się zbyt trudna do podjęcia... Ciekawym pomysłem inscenizacyjnym spektaklu było natomiast wprowadzenie na scenę tramwaju, który był świadkiem wydarzeń, zwłaszcza eksterminacji Żydów. Notabene festiwalową scenę zdominowały także inne wehikuły budowane na użytek teatru - drewniany czołg i motocykl z przyczepą (Teatr w Legnicy), szkielet taksówki (Taksówka Studia Teatralnego "Koło" z Warszawy), motorynka z naczepą (Teatro Tatro z Nitry) itp. Teatr także w sposób mobilny usiłuje przekraczać granice. Tak łatwiej?

/

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji