Artykuły

Warszawa. Artyści o obostrzeniach w teatrach

- Więcej osób wsiada do ciasnego tramwaju, niż wynosi limit miejsc w naszej mniejszej sali. Obostrzenia w instytucjach kultury wprowadzono zbyt pochopnie - o żółtej strefie w teatrach mówi Krystyna Janda. Pisze Kacper Sulowski w Gazecie Wyborczej-Stołecznej.

- Więcej osób wsiada do ciasnego tramwaju, niż wynosi limit miejsc w naszej mniejszej sali. Obostrzenia w instytucjach kultury wprowadzono zbyt pochopnie - o żółtej strefie w teatrach mówi Krystyna Janda. Pisze Kacper Sulowski w Gazecie Wyborczej-Stołecznej.


W związku z wprowadzeniem żółtej strefy w całym kraju od soboty obowiązują nowe obostrzenia. Teatry i kina wciąż są otwarte, ale mogą udostępnić tylko jedną czwartą miejsc na widowni. Widzowie muszą zajmować co drugi fotel, a podczas seansu lub spektaklu obowiązkowe jest zasłanianie ust i nosa. W przypadku obiektów, gdzie nie ma wyznaczonych miejsc, widzowie muszą zachować co najmniej 1,5-metrowy dystans.


Teatr Polonia pod kreską


- Więcej osób może wsiąść do ciasnego tramwaju, niż wynosi limit miejsc w naszej mniejszej sali - zaznacza Krystyna Janda, prezeska fundacji kierującej Teatrem Polonia i Och-Teatrem w Warszawie - Zasady ograniczające liczbę uczestników wydarzeń kulturalnych stworzono pochopnie. Wesele trwa całą noc. Goście na nim tańczą, wspólnie jedzą i rozmawiają. Mimo to może się na nim bawić 75 osób, a do teatru po wprowadzeniu restrykcji przyjdzie kilkanaście. Choć podczas spektaklu widzowie nie mają ze sobą kontaktu, nie zbliżają się do siebie i mają maseczki. Tyle lat pracowaliśmy na to, by kultura była bliższa ludziom, a takimi decyzjami wyrzuca się naszą pracę w błoto - dodaje aktorka.


90 proc. dochodów Teatru Polonia i Och-Teatru to wpływy z biletów. Po wprowadzeniu restrykcji każdego tygodnia kasa instytucji jest szczuplejsza średnio o 75 proc. - Przeciętnie koszt jednego spektaklu zwraca się przy 50-procentowym obłożeniu widowni. Od soboty możemy sprzedawać tylko 25 proc. biletów, więc jesteśmy pod kreską, mimo że artyści nie grają za pełne honorarium - mówi Alicja Przerazińska, dyrektorka Fundacji Krystyny Jandy. - Do tego trzeba doliczyć koszty stałe, czyli wynagrodzenie pracowników, czynsze, zaopatrzenie i rachunki. Na razie wydajemy oszczędności, liczymy też na wsparcie ministerialne. Mamy nadzieję, że to pozwoli nam się utrzymać, ale trudno powiedzieć, jak długo - dodaje Alicja Przerazińska.


Teatry liczą straty


- Patrząc na obowiązujące obostrzenia i przeorganizowanie życia publicznego w kraju, wychodzi na to, że komunikacja miejska, publiczne poczekalnie, trybuny w halach sportowych czy centra handlowe stanowią mniejsze zagrożenie niż widownia teatralna czy kinowa. Mamy poczucie, że sektor kultury potraktowany jest niesprawiedliwie. - mówi Natalia Dzieduszycka, dyrektorka TR Warszawa. Dodaje, że wprowadzenie żółtej strefy przyniosło dramatyczne zmniejszenie zainteresowania mieszkanek i mieszkańców Warszawy wyjściem do teatru. - Na przykładzie spektaklu TR Warszawa “Ewelina płacze” Anny Karasińskiej granego w ubiegły weekend widzimy, że po ogłoszeniu żółtej strefy właściwie z godziny na godzinę ludzie podjęli decyzję o rezygnacji z przyjścia na spektakl, mimo że dzień wcześniej na tym samym tytule widownia ograniczona już w zielonej strefie wypełniona była na ok. 80 proc. Obecnie szacujemy, że przy zachowaniu obostrzeń żółtej strefy w najbliższych miesiącach straty mogą wynieść od 100 do nawet 230 tys. zł miesięcznie.


- Zamykanie placówek i ograniczanie liczebności widowni to radykalne i ostateczne działania. Nie przeczę, że wobec wydolności naszego systemu czasem potrzebne, ale jeśli już na to się decydujemy, to potrzeba konsekwencji i logiki. Od początku epidemii my, pracownicy teatrów, obawiamy się, że jesteśmy branżą pierwszą do wygaszenia, a ostatnią do wybudzenia - komentuje Paweł Łysak, dyrektor Teatru Powszechnego.


- Trudno dokładnie to oszacować, bo nie wiemy jeszcze, czy przesunięte na inne terminy wydarzenia dojdą do skutku, ale po pół roku epidemii mogliśmy stracić nawet niespełna dwa miliony złotych. Choć pieniądze to nie jedyna strata. Pandemia to bardzo groźne uderzenie w teatr, który opiera się na kontakcie z widzem, na spotkaniu. To groźne dla kultury ograniczenie twórczości, rozwoju artystycznego, debiutów. Wiele wspaniałych dzieł nie powstanie, wielu artystów z powodów finansowych zrezygnuje - miejmy nadzieje czasowo - z zawodu, wielu widzów zostanie pozbawionych na pewien czas kontaktu ze sztuką - dodaje Paweł Łysak.


Widzowie nie wrócili


Związek Artystów Scen Polskich przygotowuje stanowisko w sprawie obostrzeń w instytucjach kultury. - Zastosowanie reguły 25 proc. „zajętości” przy salach kameralnych liczących ok. 60-80 miejsc powoduje, że na widowni będzie 15-20 osób. To stanowczo za mało, żeby wieczór mógł się zwrócić - zaznacza Krzysztof Szuster, prezes ZASP. I dodaje: - Będziemy rekomendować premierowi modyfikację przepisów. Przy zachowaniu reżimu sanitarnego rozsądnym wydaje się zachowanie co drugiego miejsca wolnego.


Krzysztof Szuster zaznacza, że sytuacja teatrów od miesięcy jest bardzo trudna. - Mimo naszych oczekiwań, po wakacjach widzowie nie wrócili tłumnie do teatrów, nie tylko z powodu obostrzeń, ale i własnych obaw. Daleko nam do stanu sprzed epidemii, a najbardziej cierpią teatry prywatne, które nie mogą liczyć na subwencje samorządowe i państwowe. I nie chodzi tylko o najbardziej znane sceny działające w dużych miastach, ale teatry grające w domach kultury, szkołach i przedszkolach w małych miejscowościach. Z nadzieją patrzymy jednak na kroki Ministerstwa Kultury uruchamiające Fundusz Wsparcia Kultury, w ramach którego instytucje kultury mogą aplikować o wsparcie finansowe. Do dyspozycji będzie 400 mln zł - zaznacza prezes ZASP. 


Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji