Artykuły

Grzesiek, wracaj do teatru

"Giovanni" w reż. Grzegorza Jarzyny w TR Warszawa. Po premierze na scenie kameralnej Opery Narodowej pisze Roman Pawłowski w Gazecie Wyborczej.

"Giovanni" Grzegorza Jarzyny w Teatrze Wielkim to nieudana próba połączenia ognia i wody.

To paradoks, że najwybitniejszy reżyser teatralny z pokolenia trzydziestolatków od czterech sezonów nie miał w Polsce premiery na deskach teatru. Zamiast pracować na scenie, Grzegorz Jarzyna eksperymentuje z przestrzenią i formą. Wystawił spektakl "Zaryzykuj wszystko" w barze na Dworcu Centralnym. W poznańskim Teatrze Wielkim zdekonstruował operę "Cosi fan tutte", wplatając w muzykę Mozarta przebój dyskotekowego zespołu Boney M. Połączył także teatr z filmem na żywo w spektaklu "2007: Macbeth" w hali zakładów Waryńskiego w Warszawie.

Niektóre z tych eksperymentów zakończyły się klęską, inne były wielkim sukcesem. Do klęsk należy, niestety, najnowszy eksperyment Jarzyny - "Giovanni" na kameralnej scenie Teatru Wielkiego, czyli próba połączenia teatru dramatycznego z operą. Na przykładzie tego widowiska widać wyraźnie, że niektóre poszukiwania formalne wcale nie prowadzą Jarzyny do uzyskania nowego ciekawszego języka artystycznego, ale przeciwnie - psują jego teatr.

Niepowodzenie wpisane było w same założenia spektaklu, w którym muzyczna forma operowa miała łączyć się i przenikać z dialogiem. Jarzyna wykorzystał tu dwa arcydzieła: dramat Moliera "Don Juan" i operę Mozarta "Don Giovanni", oba oparte na tym samym micie uwodziciela, który lekceważy prawa boskie i ludzkie. O ile z Molierem jakoś jeszcze się udało, bo skróty i przesunięcia tekstu są normą w teatrze dramatycznym, o tyle Mozart nie przeżył operacji. Po pierwsze, dlatego że opery nie da się bezkarnie skrócić, podzielić na fragmenty i poprzestawiać, bo zniszczeniu ulega muzyczna struktura utworu. Po drugie, dlatego że aktorzy TR Warszawa nie są śpiewakami.

Jarzyna co prawda inteligentnie uzasadnił obecność fragmentów muzycznych: Giovanni (Andrzej Chyra) jest u niego koneserem i bywalcem opery. Jedna ze scen rozgrywa się przed wejściem na widownię przypominającym do złudzenia foyer Teatru Wielkiego. Muzyka operowa przenika całe życie bohatera: do posiłków gra ją wynajęty kwartet smyczkowy, w knajpie jazzowy zespół improwizuje na temat arii "La ci darem la mano", Mozarta w dansingowej przeróbce śpiewają nawet goście na weselu Zerliny i Masetta.

Gdyby reżyser poprzestał na Mozarcie jako muzycznym tle, przedstawienie byłoby o wiele lepsze. Jednak część scen to cytaty wprost z "Don Giovanniego". Dzięki cudom techniki playbacku Danuta Stenka jako Donna Anna śpiewa sopranem Izabeli Kłosińskiej, śpiewaczki Teatru Wielkiego, a Andrzej Chyra - wspaniałym barytonem Adama Kruszewskiego. Powstaje jednak pytanie, po co było tyle zachodu, po co aktorzy wykuli na pamięć włoskie arie, po co udają na scenie śpiew, jak niegdyś Demis Roussos w Sopocie, skoro nie poszerza to w żaden sposób znaczenia spektaklu, a jedynie jest popisem reżyserii dźwięku.

Szkoda, bo zarys interpretacji "Don Juana", który widać we fragmentach dialogowych, jest fascynujący. W historii zuchwałego uwodziciela Jarzyna dostrzegł portret współczesnego sybaryty, wiecznie nienasyconego konsumenta, który w swoim luksusowym penthousie urządza wyrafinowane orgie. Fraza "jestem głodny", którą Andrzej Chyra powtarza kilkakrotnie, odnosi się nie tylko do jedzenia i kobiet, ale także do całej rzeczywistości. Temat "wielkiego żarcia" Jarzyna prowadzi konsekwentnie aż do finału, w którym Giovanni popełnia samobójstwo, zadławiając się na śmierć kolacją z Komandorem. W podobny sposób ginęła bohaterka innego spektaklu Jarzyny - "Iwony, księżniczki Burgunda" Gombrowicza. To nieprzypadkowe podobieństwo: Gombrowicz zdaje się patronować przedstawieniu, które stawia pytanie o konsekwencje wolności i życia poza starymi normami i obyczajami.

Dlaczego jednak Jarzyna nie zrobi po prostu "Don Juana" w teatrze? Z takimi aktorami, jak: Chyra, Stenka, Cezary Kosiński (Leporello) czy Maja Ostaszewska (Elwira), miałby gwarantowany sukces! A jeśli kocha operę, dlaczego nie wyreżyseruje "Don Giovanniego"? Z jego wyobraźnią teatralną, z efektami świetlnymi Jacqueline Sobiszewskiej i wizyjną scenografią Magdy Maciejewskiej byłby to również wielki spektakl. Zamiast tego wyszła hybryda, pół kawy, pół herbaty. Grzesiek, wracaj do teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji