Kombinuję swoją partię
- To widowisko jest przeznaczone dla młodego i niewyrobionego widza. Dlatego otrzyma on Carmen w wersji zremiksowanej. To cecha charakterystyczna postmodernistycznej kultury, która obecnie dominuje. Wszystko dostajemy w postaci sampli i remisów - mówi MACIEJ MALEŃCZUK, który wciela się w postać Mistrza.
Jak zareagowałeś na propozycję zagrania w spektaklu Carmen TV według słynnej opery Georges'a Bizeta?
- Kiedy zgłosił się do mnie reżyser przedstawienia Jarosław Staniek, akurat rozważałem swój udział w kilku innych projektach. Dlatego początkowo nie byłem chętny. Ale Staniek wyjaśnił mi, że napisał rolę Mistrza specjalnie dla mnie. Wtedy postanowiłem spróbować. Gdybym odmówił, musiałby całkowicie przerabiać scenariusz.
No właśnie: Mistrz to postać, której nie ma w oryginalnej wersji opery. Kto to?
- Nie chcę za dużo zdradzać, bo to ma być niespodzianka dla widza. Trzeba jednak zwrócić uwagę na tytuł przedstawienia: "Carmen TV". Mistrz jest kimś w rodzaju Krzysztofa Ibisza, gospodarzem telewizyjnego programu, prowadzącego swoistą zgaduj-zgadulę z jego uczestnikami i widzami. To rola wiodąca w tym przedstawieniu, które oparte będzie na śpiewie i tańcu.
Będziesz tańczył?
- O nie, nawet bym nie próbował! Ale za to śpiewam. Wykonam własną wersję głównej arii z orkiestrą i didżejem Haemem.
Jak wypadły próby?
- Na razie widziałem tylko próbę taneczną. Dostałem kilka wskazówek od reżysera i kombinuję swoją partię. Mam wrażenie, że Staniek stawia na improwizację. Ponieważ napisał tę rolę specjalnie dla mnie, liczy że sam ją stworzę i pociągnę.
Czy to trudniejsze zadanie niż te, które miałeś podczas swych wcześniejszych przygód z teatrem, jakimi były Twe występy w "Cantigas de Santa Maria" i "Balu u Wolanda"
- Tam odtwarzałem obce mi postacie - musiałem się więc w nie "wcielić". Rola Mistrza ma być zbudowana w oparciu o moją osobowość. Wbrew pozorom - to o wiele bardziej skomplikowane i wymagające zadanie.
Czy duże znaczenie ma fakt, że Carmen TV zostanie wystawiona w hali walcowni sławnej huty?
- Tak, bo to dynamiczne widowisko w nowoczesnej scenerii. Będzie dużo śpiewu, tańca, huku i efektów pirotechnicznych. To bardziej show niż spektakl.
Co sądzisz o takich próbach unowocześniania klasyki, jaką jest właśnie "Carmen TV"
- To widowisko jest przeznaczone dla młodego i niewyrobionego widza. Dlatego otrzyma on Carmen w wersji zremiksowanej. To cecha charakterystyczna postmodernistycznej kultury, która obecnie dominuje. Wszystko dostajemy w postaci sampli i remiksów.
A co byś odpowiedział tym, którzy zarzucają takiemu traktowaniu klasyki świętokradztwo?
- Ja się nimi nie przejmuję. Wiem, że i tak przyjdą zobaczyć "Carmen TV".
Jak sobie radzisz, przenosząc się co chwila z muzycznej estrady na teatralną scenę?
- Te przeskoki są rujnujące dla mojej psychiki. Trzeba szybko i gwałtownie przestawiać się z jednego sposobu ekspresji na drugi. To mnie wyczerpuje.
Ale śpiewając swój solowy repertuar czy występując z Homo Twist, też chyba czasem sięgasz po aktorskie środki wyrazu?
- Coraz rzadziej. Aktorstwo jest zakłamane. To przywdziewanie masek. A koncert rockowej kapeli - nie. Tam nie ma czasu na aktorstwo. To czysty autentyzm.